wtorek, 31 marca 2015

Od Hazel'a C.D. SH

Pobiegliśmy w dół zbocza. Spojrzałem za siebie, na siedzące razem rodzeństwo, a następnie skierowałem wzrok na biegnącą obok SH. Nagle poplątały mi się łapy i znalazłem się u podnóża wzgórza w szybszym tempie, niż bym chciał. Zerwałem się szybko, a tuż przede mną zatrzymała się ruda sunia.
-Czy ty potrafisz nie wywalić się ani razu przez chociaż godzinę? - zapytała ze śmiechem.
-A żebyś wiedziała - odwarknąłem jej.
-Zakład? - spojrzała na mnie wyzywająco - Czy się cykasz? - wyszczerzyła kiełki. No tak, stara śpiewka.
-Ja się nigdy nie cykam - odparłem i z uśmiechem ruszyłem przed siebie z dumnie uniesionym łbem. Straciłem nieco wigoru, kiedy tuż przed moim nosem przejechała dziwna, głośna maszyna, wydająca warkoczące dźwięki.
-Uważaj - poczułem łapę Sparkle na swojej, odciągającą mnie od jezdni.
-Wiem co robię - powiedziałem, ruszając dalej chodnikiem. Kroczyłem przez tłum, a sunia podążała za mną. Po kilku minutach podziwiania ludzkiego świata, dotarliśmy do parku. Na zielonych trawnikach przebywało mnóstwo psów, łapiących frisbee rzucane przez właścicieli. Niedaleko nas
[...] kundel przygotowywał się do skoku [...]
dorosły kundel przygotowywał się do skoku - wybił się i złapał dysk w locie. Spojrzałem z podziwem na miękko lądującego psa. Pomiędzy starannie utrzymanymi klombami czerwonych kwiatów bawiła się dwójka szczeniąt. Podeszliśmy do pary border collie, ale mniejsza suczka odeszła, widząc nas. Piesek został na miejscu, czekając aż do niego dojdziemy.
-Cześć - zawołałem, dobiegając do nieznajomego - Mam na imię Hazel. A to Sparkle Hope - dodałem po chwili, widząc, że SH nie ma zamiaru się przedstawiać. Sunia posłała mi mordercze spojrzenie, na co ja tylko uśmiechnąłem się do niej szeroko. 
-Lamprey - szczeniak również wyszczerzył ząbki - Bawicie się?
-Jasne - odpowiedziałem szybko, nie pozwalając dojść mojej towarzyszce do głosu - Berek.
Popędziłem w stronę najbliższego drzewa, uciekając przed nowym znajomym. Oglądnąłem się za siebie i w tym momencie Lamp pacnął mnie łapą w bok.
-Gonisz - krzyknął, odbiegając. Rzuciłem się za nim w pogoń, jednak bądź co bądź, był rasowcem...
Zamiast pieska, złapałem Hope, która po chwili włączyła się do zabawy.

***

Usiedliśmy zdyszani pod ławką. Widząc, jak Lamprey przysiada się do SH, sam przysunąłem się bliżej. Teraz siedzieliśmy po obu stronach suni, która popatrzyła się na nas dziwnie. Przed naszymi oczami przechodziło mnóstwo ludzi, ale my widzieliśmy jedynie ich buty oraz fragmenty nogawek. W pewnym momencie usłyszeliśmy skrzyp kółek,  przed naszą kryjówką przejechał wózek z jedzeniem. Poczułem zapach pieczonego mięsa... Wstałem i wypadłem spod ławki, podchodząc do sprzedającego człowieka. Mężczyzna spojrzał na mnie, a ja szybko przeturlałem się parę razy. Już po chwili trzymałem w pyszczku dwie kiełbaski, z trudem powstrzymując się, żeby ich nie zjeść. Wróciłem do moich towarzyszy, kładąc jeden z kąsków przed SH. Popatrzyłem się na pieska, wpatrującego się z nadzieją w mięso. Niewiele myśląc odgryzłem połowę, po czym rzuciłem drugą Lamprey'owi. Wyszczerzyłem ząbki w uśmiechu.
-Co teraz robimy? - zapytałem wesoło.

 SH?
[*] Dla Luluś12
[*] Dla mojej weny

Od Spirali

Tego dnia szybko wstałam. Przetarłam oczy i postanowiłam iść"na wyprawę". A dokładniej obejrzeć sforę...wiosną...to moja pierwsza wiosna w sforze więc ciekawość wygrywała z leniem. Słońce wyszło zza chmur i opromieniło moją twarz. Bardzo raziło...pobiegłam w stronę lasu. Po drodzę spotkałam Saglante Rose i przy okazji wpadłam na chwilę do Mariki. Posiedziałam u niej chwilę i jeszcze przed południem piłam wodę przy wodopoju. Słońce oświetlało o tej porze wodopój. Było pięknie...rozglądnęłam się po otoczeniu wzdychając głęboko. Wyczułam zwierzynę...a zarazem poczułam głód. Naszła mnie chęć na jakiegoś jelenia lub sarnę. Po drugiej stronie Blue Cove (owym wodopojem) stał jeleń...araczej leżał. Zakradłam się za niego i zauważyłam głęboką ranę na brzuchu.Zapewne wdała się infekcja...-pomyślałam. Po chwili namysłu doszłam do wniosku,że lepiej ukrucić mu męki i wyszłam przed niego. Co dziwne nie ruszył się na mój widok. Podeszłam jeszcze bliżej i zauważyłam,że owy jeleń miał ranę na grzbiecie i szyji. Przy pomocy jednego ruchu przeciełam tętnicę aby sie wykrwawił...po chwili zmieniłam zdanie i udusiłam go. Zjadłam go całego i sprzątnęłam po sobie...położyłam się pod drzewem niedaleko krzaku cierniowego i zasnęłam. Obudziłam się w jaskini...stał nademną pies.
-Nareszcie się obudziłaś-rzekł oschle wręcz nie przyjemnie.
-Gdzie ja jestem?
-Właśnie przyniosłem cię od Liliany...-mruknął pod nosem.
-Jak to?! Po co?-podnosząc głos poczułam przeszywajacy ból w okolicy mostka.
-Leżałaś cała zakrwawiona koło krzaku cierniowego! Uratowałem ci życie,-pies zmienił nieco ton. Ja natomiast spojrzałam na swoje cialo. Było całe w bandarzach. Jednak najbardziej bolała lewa łapa i mostek. Spróbowałam się podnieść. Próba skonczyłam się upadkiem i nabiciem kolejnego siniaka.
-Nie wstawaj! Nieźle się poturbowałaś ale łapę porządnie srłukłaś...-uśmiechnął się delikatnie.
-A co ja konkretnie zrobiłam? Wiem,że wylądowałam w krzaku cierniowym a konkretniej?-spojrzałam wyczekująco na psa.
Jakiś pies? ( nie suczka )
Niech odpisze ktoś kto ma chęci i chce  pisać ze mna opka.

Od Spirali (Do Alexa)

Wiosna...Przyszła wiosna! Tylko poczekać aż zaczną pojawiać się pąki na drzewach. Tak! Koniec zimy! Coraz łatwiej o jedzenie. Psy zaczną wychodzić ze swoich gawr i "Psia Kraina" odżyje.
~Pójdę pierwsze do...Maxa...nie, do So...-myślałam intensywnie kiedy poczułam ból w lewej łapie. Wpadłam na jakiegoś psa...albo on wpadł na mnie...
-Uważaj jak chodzisz!-warknęłam i nie czekając pobiegłam przed siebie. Resztę dnia spędziłam na bieganiu od jaskini do jaskini gdyż trzeba było wszystkich poodwiedzać. Wracałam późnym wieczorem. Przed moją jaskinią siedział jakiś border colie. Nie widziałam zbyt dobrze bo zapadł zmrok. Myślałam,że to Hope. Jednak gdy się zbliżyłam zobaczyłam tego psa który we mnie "wpadł".
-Czego chcesz?-warknęłam bo nie byłam w humorze. Padałam z nóg.
-Chciałem tylko powiedzieć,że ja wtedy siedziałem nad Blue Cove a ty na mnie wpadłaś - i co przylazł mi tylko to powiedzieć?
-No i ? - prychnęłam.
-Ja tylko...
-To była tylko i wyłącznie twoja wina!-  przerwałam mu z krzykiem.
-Dlaczego?
-Co się tak interesujesz?- rzuciłam.



Alex?

Mam nadzieję,że się to skończy lepiej aha i proszę o odpisanie :)

poniedziałek, 30 marca 2015

Od Sode cd Manekiego

 Panda wróciła do zdrowia i tym samym wraca do pisania ^^

Spojrzałam niepewnie na Neko. Sama byłam wstrząśnięta tym że moja przyjaciółka odeszła. Maneki chyba dostrzegł, że mnie również trapi odejście Lucy.
- Nie martw się, da sobie radę.
- Ale nawet się nie pożegnała... - szepnęłam cicho. Pies nic nie odpowiedział. Szliśmy przez chwilę w milczeniu, kiedy w końcu zorientowałam się, że nawet nie wiemy gdzie idziemy. Wyrzuciłam z głowy wszystkie przykre myśli i nagle doznałam olśnienia.
- Maneki, znam idealną jaskinię dla nas. - powiedziałam podekscytowana i posłałam mu lekki uśmiech. Miałam nadzieję, że oboje nie popadniemy w rozpacz z powodu odejścia siostry Manekiego.
- A więc prowadź - odezwał się Neko i kiwnął głową - Co to za jaskinia? Wygląda jakbyś dość często tam chodziła. - zauważył. Kiwnęłam potwierdzająco głową
- Nikt nie wie o tej jaskini. Powiedziałam o niej wyłącznie... - zacięłam się - Tylko Lyd o niej wiedziała. - urwałam na chwilę i westchnęłam cicho. Wkrótce doszliśmy nad most nad Rzeką Zguby. Obejrzałam się do tyłu i ujrzałam wpatrzone we mnie oczy Manekiego. Poczułam silne deja vu. Zatrzymałam się nad chwilę przed mostem, ale zaraz potem skierowałam kroki w lewą stronę. Szliśmy w ciszy kilka minut, aż w końcu wypatrzyłam to czego tak szukałam. Ogromną wierzbę wygiętą pod dość nietypowym kątem.
- Jesteśmy na miejscu. - oznajmiłam z delikatnym uśmiechem. Maneki odwzajemnił uśmiech, choć coś w jego twarzy podpowiadało mi że nie bardzo wie dokąd dotarliśmy. Podeszłam do wierzby i gestem zawołałam mojego partnera.
- Jesteś pewna, że to tu? - spytał Neko patrząc na wielkie drzewo. Kiwnęłam z uśmiechem głową.
- Jestem pewna. Zobacz. - gdy tylko to powiedziałam rozgarnęłam opadające na ziemie liście wierzby, tym samym odsłaniając ukrytą przez gałęzie jaskinie. Spojrzałam na zaskoczonego psa.
- Sode... nigdy bym się nie spodziewał, że tu jest jaskinia. - kręcił z niedowierzaniem głową. Weszliśmy do środka. Cała jaskinia była ogromna i przestronna. Posiadała kilka ukrytych, mniejszych pomieszczeń.
- A to jeszcze nie wszystko. - powiedziałam wesoło i polizałam Nekiego po pysku, żeby zwrócić jego uwagę.
- Nie wszystko? To znaczy? - spytał za zaciekawieniem.
- Chodź za mną. - odparłam tajemniczo. Przeszliśmy kawałek dalej i dopiero wtedy Maneki zauważył mały korytarz prowadzący wgłąb jaskini. Był dość szeroki żebyśmy mogli iść obok siebie, ale dość mały by nie rzucał się w oczy.
- Sode jak znalazłaś tą jaskinie? - spytał Neko
- Kiedyś podczas jednego z moich nocnych spacerów, trochę zabłądziłam. Byłam wtedy dość... - urwałam szukając odpowiedniego słowa - zamyślona i nie bardzo zwracałam uwagę dokąd idę. I kiedy tak szłam próbując sobie przypomnieć jak tu trafiłam, potknęłam się chyba o kamień i wpadłam między gałęzie wierzby. No i... tak odkryłam to miejsce. - uśmiechnęłam się na na to wspomnienie - Dotąd utrzymywałam to miejsce w tajemnicy. Ale tak szczerze mówiąc... zdarzało mi się przesiadywać tu częściej niż we własnym domu. - Maneki zaśmiał się krótko. Spojrzałam na niego z ukosa i zauważyłam, że chyba udało mi się go odciągnąć od przykrych myśli. Wreszcie zatrzymałam się i spytałam cicho
- Słyszysz? - zaczęliśmy nasłuchiwać i po chwili odezwał się Neko
- Coś jakby... szum wody? - zdziwił się
- Tak. Chodź dalej. - przeszliśmy kilka kroków, a kiedy wyszliśmy z korytarza naszym oczom ukazał się piękny podziemny wodospad.
- Niesamowite... - szepnął Neko.
- Podoba ci się? - spytałam z nadzieją w głosie - Jeśli tak to może... moglibyśmy zamieszkać właśnie tutaj...








<Maneki? ^^ pod koniec niestety wena wymiękła xd >

niedziela, 29 marca 2015

Od SH C.D. Hazel'a

Pisałam z właścicielką Autumn i Sphinxa. Biedna ma karę na laptopa za pały z matmy ^^ Przykre, ale mówiła, że nie może wchodzić na laptopa czy telefon do poprawienia oceny. Na jej szczęście starszy brat użycza jej swojego telefonu c:

****

Ruszyłam za Hazelem. Za nami dumnym krokiem szedł Sphinx, a obok mnie niepewnie szła Autumn. Uśmiechnęłam się do suczki co dodało jej otuchy. Przyspieszyłam i szłam równo z Hazelem. Droga do miasta była długa. Mogła zająć przynajmniej cały dzień. Nagle sobie coś przypomniałam. Tata chodzi codziennie do miasta! Zatrzymałam się gwałtownie co spowodowało, że Autumn i Sphinx wpadli na siebie, a co za tym idzie i na mnie... Hazel zatrzymał się i obrócił w naszą stronę.
- Co jest Sparkle? - spytał z uśmiechem na pysku. - Cykasz się? - po wypowiedzeniu tych słów zaśmiał się głośno.
- Wcale, że nie! - warknęłam w jego stronę, podchodząc bardzo blisko i patrząc mu złowrogo głęboko w oczy.
- To co jest? - zapytał siadając. Nie chciałam mówić, że mój tata chodzi do miasta i, że się go boję, bo wcale tak nie jest. No może trochę. Jakby się dowiedział, że nie powiedziałam nic mamie to by mnie chyba zabił.
- Znam skrót! - wykrzyknęłam co sił w płucach i ruszyłam w kierunku ciemnego lasu.

~W LESIE~

Z każdym krokiem coraz bardziej się bałam. W lesie było strasznie ciemno. Obok mnie szedł pewnie Hazel. Za nami natomiast Sphinx z Autumn. Po chwili rozległo się wycie. Wraz z Hazelem gwałtownie się zatrzymaliśmy. Spojrzałam na stojące za nami rodzeństwo. Hazel poklepał mnie łapą po ramieniu co spowodowało moje odwrócenie się. Przed nami stał wilk. Uśmiechnęłam się. Przecież to był Atila. Stary znajomy.
(...) Przed nami stał wilk. (...)
- Atila! - wykrzyknęła Aut i podbiegła do wilka wtulając się w jego sierść. Po chwili to samo uczynił Sphinx. Zaśmiałam się.
- A ty się ze mną nie przywitasz? - spytał patrząc na mnie z uśmiechem w oczach. Podeszłam do niego i pokiwałam głową. Hazel przyglądał się wilkowi uważnie.
- A to kto? - wilk wstał i podszedł do Hazela. Szczeniak skulił nieco ogon i popatrzył na Atilę.
- Hazelpawn... Hazel... - uśmiechnął się piesek.
- Atila. - wilk również się uśmiechnął do niego.
- Jeśli mogę wiedzieć to gdzie idziecie tak sami? Bez dorosłych? - zapytał siadając obok Autumn i Sphinxa.
- My? Nigdzie... - jęknęłam. Atila zaśmiał się.
- Dobrze... Dobrze, ja wiem swoje. Tylko uważajcie na siebie.

~W MIEŚCIE~

Dotarliśmy wreszcie do miasta. Albo inaczej. Na jego obrzeża. Leżeliśmy na jednym z pagórków i przyglądaliśmy się ludziom chodzącym na dwóch łapach. Spojrzałam na Hazela, który z uwagą przyglądał się każdemu człowiekowi przechodzącemu w pobliżu pagórka. Przewróciłam oczyma.
- Chodźcie! - zaśmiałam się gwałtownie wstając.
- Ja nigdzie nie idę. - zadeklarowała Autumn.
- To nie. - powiedziałam stanowczo. - Hazel idziesz? - spytałam.
- Ja też nie idę. Popilnuję Aut. - wtrącił się Sphinx.
- Hazel? - zapytałam z nadzieją. Szczeniak wstał i stanął na przeciwko mnie.
- Nie przepuściłbym takiej okazji. Nigdy w życiu. - powiedział i zeszliśmy wolno z pagórka.

< Hazel? >
[*] znicz dla Luluś12. Poprawisz to napisz c:

sobota, 28 marca 2015

Od Hazel'a C.D. SH

Z góry przepraszam, że nie odpisywałam, jednak było kiepsko z czasem i weną...

 Wzruszyłem łapami z uśmiechem, jednak zaraz potem spojrzałem niepewnie za siebie.
-Nie wiem, czy mogę zostać...
-Jasne, że możesz - odparła wesoło Autumn. Sphinx wyszczerzył ząbki.
-Dobra, tylko nie jedliśmy śniadania - może zabrzmiało to kapryśnie, ale jeszcze nie miałem nic w pysku, a byłem naprawdę głodny. Jakby na potwierdzenie moich słów głośno zaburczało mi w brzuchu. Spojrzałem na stojącą obok Sparkle Hope, która kiwnęła głową.
-W takim razie chodźmy do mamy - powiedziała ochoczo.
-My już jedliśmy - Sphi i Aut odbiegli, wracając do zabawy. Ruszyliśmy w stronę skały oraz leżącej na niej mamy SH. Suka popatrzyła się na nas spod przymrużonych powiek, a widząc, że idziemy do niej otworzyła je w pełni.
-Cześć, skarbie - przywitała się z rudą sunią, przytulając ją do siebie - Witaj Hazel - dodała widząc mnie, podążającego za Hope.
-Dzień dobry pani - odpowiedziałem wesoło, merdając ogonkiem.
-Przypuszczam, że jesteście głodni? - zapytała domyślnie, szczerząc kły w uśmiechu. Pokiwaliśmy energicznie łebkami patrząc na nią z nadzieją.

***

Oblizałem się ze smakiem kończąc spożywanie zająca. Spojrzałem na SH, która uśmiechnęła się do mnie szeroko. Teraz możemy się bawić!
-W chowanego? - zapytałem krótko, widząc nadchodzące rodzeństwo suni.
-Jasne - odpowiedziała entuzjastycznie - Pod warunkiem, że ty szukasz.
Zrobiłem naburmuszoną minę. Nienawidziłem być szukającym, a Sparkle dobrze o tym wiedziała. Wystawiła mi język, po czym z uśmiechem odbiegła się schować.
-To niesprawiedliwe! - zawołał Sphinx, kiedy już poinformowałem go w co się bawimy.
-Właśnie! - poparła go siostra - Ma więcej czasu na schowanie się!
-Lepiej już idźcie, bo zaczynam liczyć - odparłem ze śmiechem i ruszyłem w kierunku drzewa.

***

Przyjrzałem się uważnie pniakowi, jednak nie była to Sparkle Hope. Niech to! Jak tak dalej pójdzie, to nigdy ich nie znajdę.
-Sphi! Aut! - zawołałem w nadziei, że któreś odpowie. Ale kto byłby tak głupi, żeby krzyknąć ze swojej kryjówki? - SH!
[...] w końcu moim oczom ukazała się duża skała [...]
 Truchtałem dalej leśną ścieżką, aż w końcu moim oczom ukazała się duża skała. Problem w tym, że widziałem ją już drugi raz. Krążyłem w kółko! Brawo Bolin, jesteś mistrzem. Usiadłem zrezygnowany na ziemi, ale zerwałem się na cztery łapy słysząc stłumiony chichot. Wskoczyłem za najbliższe krzaki i wylądowałem na czymś puchatym, co okazało się być Autumn. Szybko zszedłem z suni, wyciągając łapę, żeby jej pomóc.
-Mam cię - krzyknąłem uradowany, bo szukanie nie szło mi najlepiej.
Nagle zza zarośli wypadła Hope, ciągnąc za sobą Sphinx'a. Piesek tylko wzruszył łapami, kiedy spojrzałem na niego z niemym pytaniem w oczach.
-Wygrałem - powiedziałem, spoglądając na rodzeństwo.
-Co robimy teraz? - Sparkle wyglądała na znudzoną.
-Może pójdziemy do miasta? - zaproponowałem - Nie ciekawi was, jak wyglądają ludzie? - w moich oczach pojawił się błysk ciekawości.
-Hazel... - Autumn przybrała niepewną minę - Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł.
-Jak zwykle - Hope wzniosła oczy ku niebu.
-Może być ciekawie... - spojrzałem z wdzięcznością na Sphinx'a. Nie ma to jak męska solidarność.
-Jasne, że będzie ciekawie - uśmiechnąłem się szeroko - Ze mną zawsze jest ciekawie.
Zaśmiałem się głośno i skierowałem w stronę miasta...


SH
A może Autumn lub Sphinx?  
^-^

Od SH C.D. Seft So Marz

- Słyszałam! - warknęłam cicho w stronę mojej opiekunki. Suka spojrzała na mnie z zainteresowaniem. Uczyniła to też ta cała wadera. - A wilków się nie boję! Moja mama, dziadek i wujek przyjaźnią się z Looną. - wygadałam się.
- Z kim? - spytała lekko zaniepokojona Seft So Marz.
White wolf by thylobscene
(...) W tedy naszym oczom ukazała się biała jak śnieg wadera. (...)
- Z nikim... - chciałam się wykręcić z tego co powiedziałam, jednak suka nie za bardzo mi wierzyła.
- Powiedziałaś, że przyjaźnią się z jakąś tam Looną. - Jefis, czy jak ta wadera się nazywała, rozejrzała się dookoła i zaczęła węszyć. Zaśmiałam się cicho.
- Gdybym mogła to bym przedstawiła wam Loonę i Atilę, ale wolę nie. Mama by mnie za to zabiła. - znów się zaśmiałam. Nagle usłyszałyśmy wycie, jednak nie była to znajoma Seft. W tedy naszym oczom ukazała się biała jak śnieg którego nigdy jeszcze nie widziałam wadera. Leżała przy jednej z wielu skał. Przyglądała nam się już od dłuższego czasu. Podbiegłam do niej i wtuliłam się w miękką sierść wadery. Ta liznęła mnie za uchem.
- Sparkle jak wyrosłaś. Tak dawno cię już nie widziałam. - uśmiechnęła się. Po chwili wstała i zbliżyła się do suki i jej koleżanki. Była wyższa od nich o prawie metr wysokości. Loona nie była starą waderą. W końcu niedawno urodziła kolejny miot szczeniąt, który znałam bardzo dobrze.
- Loona... - przedstawiła się suczce i Jefis. - Alfa pobliskiej watahy.

< Seft So Marz? >

Od Seft So Marz CD SH

Rano zobaczyłam Katję. Poprosiła mnie abym zajęła się SH. Nie wiem czemu akurat mnie ale się zgodziłam.
-Co chcesz robić Sparkle Hope?-zapytałam.
-Urządzimy wyścigi!-zakomendowała.
-Wiesz że i tak wygram?-dodałam.
-Przekonamy się. Wyścig do tamtej rzeki. Nie ma na skróty.-powiedziała tajemniczo.
-START!-wykrzyknęłam.
Wyprzedziłam SH o jakieś 2 metry. Dotarłam do mety. Zdyszana SH spojrzała na mnie wymownie.
-Mówiłam ci mała.-odparłam i przytuliłam szczenię.
Suczka przyznała mi rację i wybrała że chce iść na łąkę. Zobaczyłam Jefis która już biegła nam na powitanie. Przestraszona SH krzyknęła coś.
-SH Auspokój się! To jest Jefis. Moja przyjaciółka.-uspokoiłam małą.
Jefis uśmiechnęła się.
-Cześć mała. Nie bój się mnie.-powiedziała Wadera.
-Jefis... To nie pomoże.-dodałam dość ledwie słyszalnym szeptem.
Jefis skinęła głową.
(Sparkle Hope?)

Od ASK CD Rose

Chlapaliśmy się w jeziorku. Smutno mi było bo od tygodnia nie ma z nami Maxa. Jednak Rose jest wspaniała.
-Rose... CD umiera. Bez Maxa jest już niczym.-powiedziałem ze smutkiem
-Masz rację. Pomożemy mu. Musimy podnieść CD na nogi.-odparła z pewnością w głosie.
-Razem damy  radę. Zwołam jeszcze Quer, Hazela, Alexa i innych których spotkam.-dodałem.
Zaczęliśmy swoją pracę.
(Rose? O tak czeka robić XD)

piątek, 27 marca 2015

Czy to już koniec?

Ludzie! 
Nie widzicie tego, co się tu dzieje? 
Od tygodnia opowiadania piszę tylko ja oraz koniara1002 (Alex, Katja, SH)
Ostatni post od innego członka sfory pojawił się 21 marca.
Ten kto czytał regulamin, wie, że należy pisać dwa opa tygodniowo - brak aktywności grozi wydaleniem ze sfory. 
Z tego wynika, że niemal wszyscy powinni być wywaleni. 
Crazy Dog's podupada, a ja nie zamierzam po prostu siedzieć i się temu przyglądać. 
Naprawdę nie żal wam pracy, jaką włożyliśmy w tego bloga? (mówię tu o aktywnych członkach) 
Nie żal wam tych 1188 postów? 
W ciągu marca aktywność znacznie spadła - w lutym oraz styczniu napisaliśmy ponad 500 opowiadań. Zbliża się koniec miesiąca, a licznik pokazuje jedynie 154...
Ale żadna sfora nie może istnieć bez alfy.
Wybacz Max, jednak Twoja nieobecność skończyła się tydzień temu (zdążyłam się stęsknić ;c). 
Kiedy tu dołączyłam na chacie zawsze można było kogoś spotkać - teraz świeci pustkami... 
Czy ktoś w ogóle jeszcze tu wchodzi?


Ten post nie ma na celu obrażenia ani oskarżania kogokolwiek.
Jeszcze możemy to  zmienić.


~Pełna nadziei Quer (Hazel, Maneki-Neko)

czwartek, 26 marca 2015

Od SH C.D. Hazel'a

Popatrzyliśmy wysoko w górę, bo jak na szczeniaki przystało nie byliśmy dosyć wysocy. Jednak Hazelpawn był ode mnie wyższy o parę może paręnaście centymetrów. Jak się okazało stworzeniem wydającym tech że odgłosy był ojciec Hazela. Patrzył na nas ze złością w swoich przenikliwych oczach. Spojrzałam na Hazelpawna, a on na mnie. Później popatrzyliśmy na Hiro.
- To jej pomysł! - krzyknął radośnie Hazel. Skarciłam go wzrokiem przez co nieco spoważniał. Hiro pokręcił głową.
- Jak już byliście na dworze to moglibyście chociaż zachowywać się ciszej. - uśmiechnął się Hiro po czym wszedł do jaskini. Patrzyliśmy za nim żałośnie. Nagle pies stanął i odwrócił głowę w naszą stronę.
- Idziecie czy nie? - spytał.
- Możemy zostać jeszcze pięć minutek? - Hazel spojrzał na swojego ojca błagalnie. Ten zaś przewrócił oczyma i skinął głową po czym zniknął w ciemnościach jaskini. Uśmiechnęłam się na samą myśl, że możemy jeszcze zostać w ciemnej nocnej otchłani, a na dodatek sami. Bez żadnej opieki. Radośnie popatrzyłam na Hazelpawna.
- To co robimy? - popatrzyłam na niego z radością w mych oczach. Piesek wzruszył ramionami.
- Jestem już trochę zmęczony. Wróćmy... - rzekł ziewając. Głośno westchnęłam, jednak musiałam się zgodzić. Wróciliśmy do nory i położyliśmy się w komorze gdzie spała już River.

~RANO~

Obudziłam się późnym rankiem. Hazel jeszcze spał, ale River już nie było. Podeszłam po cichu do śpiącego pieska.
- Hazel... - dotknęłam łapą szczeniaka. - Wstawaj! - powiedziałam mu głośno na ucho, jednak nie krzyczałam.
- Co chcesz? - spytał odwracając głowę w moją stronę, ale oczy miał cały czas zamknięte. Zaśmiałam się cicho.
- Wracam do domu... - rzekłam z uśmiechem na pysku. Hazel gwałtownie zerwał się na równe łapy i spojrzał na mnie. Uśmiechnęłam się. Nie chcę siedzieć przecież całe dnie i noce u Hazela i jego rodziców.
- To ja cię odprowadzę! - krzyknął pełen entuzjazmu w głosie po czym wybiegł z komory. Cały czas siedziałam oszołomiona. Po chwili Hazel wrócił z uśmieszkiem.
- Idziemy! - zachichotał wychodząc. Ruszyłam za nim.

~NA MIEJSCU~

Do domu wróciłam koło południa. Autumn i Sphinx bawili się przed jaskinią, a mama leżała na skale. Sphinx widząc mnie idącą w jego stronę skończył zabawę z najmłodszą siostrą i skoczył na mnie przygniatając moje ciało do ziemi. Zaśmiałam się szyderczo w pysk bratu i zepchnęłam go z siebie mocnym kopnięciem przez co Sphi odleciał z kilka metrów w tył wpadając na Autumn. Hazel chciał odchodzić. Podbiegłam do niego.
- Idziesz już? - spytałam łapiąc go za łapę.
- Nie wiem... - urwał krótko. Przewróciłam oczyma.
- Chodź! Pobawimy się... - zaśmiałam się i pociągnęłam Hazela za sobą. Stanęliśmy przed Autumn i Sphinxem.
- W co się bawimy? - zapytała Autumn przyglądając się Hazelowi. Zaraz potem skierowała swój wzrok na mnie.

< Hazel? W co się bawimy? >

środa, 25 marca 2015

Od Hazel'a C.D. SH

Przebiegłem wzrokiem okolicę, uważnie lustrując toczące się tu nocą życie. Świat wyglądał zupełnie inaczej, niż za dnia, a ja miałem okazję być tak późno na zewnątrz po raz pierwszy. Co innego obserwować zapadający wieczór, a siedzieć przed norą w kompletnym mroku.
-Bu! - usłyszałem stłumiony krzyk, a następnie chichot. Podskoczyłem i odwróciłem się gwałtownie, spoglądając prosto w pysk złośliwie się uśmiechającej SH.
-Co to miało być? - wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
-Żałuj, że nie widziałeś swojej miny - białe kiełki suni zalśniły w świetle księżyca. Prychnąłem.
-Nie śmieszne - stwierdziłem tylko, wracając do oglądania terenu. Wciągnąłem wilgotne, nocne powietrze, płuca wypełnił mi przyjemny chłód. Zerknąłem kątem oka na moją towarzyszkę, która również oddychała głęboko. Skierowałem wzrok z powrotem na ciemny las, intensywnie wpatrując się w przestrzenie między drzewami. Chciałem dojrzeć to, co kryło się w tym cieniu. Dostrzegłem dwa świecące punkciki, na czarnym tle wyglądały, jakby unosiły się w powietrzu. Trąciłem Hope łapą.
-Sparkle? Widziałaś to? - zapytałem szeptem pełnym ciekawości.
-Nie - odpowiedziała krótko. Wskazałem na jasne ślepia, a przynajmniej na miejsce, gdzie się jeszcze przed chwilą znajdowały - Przywidziało ci się - powiedziała, wzruszając łapami.
-A właśnie że nie! - zawołałem cicho. SH przewróciła oczami, spoglądając na mnie wzrokiem wyrażającym znużenie.
-Nawdychałeś się już? - spytała, a ja kiwnąłem głową w odpowiedzi - W takim razie wracajmy.
Nagle ciszę nocną rozdarł głośny skrzek. Zaskoczona sunia przyskoczyła do mnie. Wzniosłem oczy ku rozgwieżdżonemu niebu.
-Tym razem ci się nie udało - rzuciłem w jej stronę.
-Tylko że to nie byłam ja - SH wyglądała na zdezorientowaną.
-Tsa, jasne - odparłem, lekko rozbawiony.
-Przecież ci mówię, że to nie ja! - syknęła poirytowana Hope. Jakby na potwierdzennie jej słów, gdzieś po lewej rozległ się kolejny dziwny dźwięk. Popatrzyłem na moją przyjaciółkę, która wyszczerzyła ząbki w odpowiedzi.
-W takim razie co to jest? - zapytałem, unosząc jedną brew.
-Nie wiem - SH nie wyglądała na zbytnio przejętą. Postanowiłem ją naśladować i sam zacząłem się rozluźniać. Ruszyliśmy w kierunku nory, a nasze wcześniejsze wątpliwości zaraz się rozwiały. Mieliśmy przed sobą stworzenie, które z pewnością wydawało owe tajemnicze odgłosy.


SparkleHope
U mnie z weną troszkę lepiej c:

poniedziałek, 23 marca 2015

Od SH C.D. Hazel'a

- Tak... - zaśmiałam się pod nosem i odwróciłam głowę w jego stronę. - Co chcesz? - ziewnęłam i wydałam cichy pomruk, który przypominał chrapanie.
- Nic szczególnego... - rzekł z dość dziwnym wyrazem pyska.
- Niech zgadnę, znowu chcesz gdzieś iść? - spytałam od niechcenia, jednak wiedziałam, że należy o to zapytać.
- Nie, wcale, że nie! - warknął cicho by nie obudzić swojej siostry. Pokręciłam głową i spojrzałam na niego marudnie.
- To co chcesz? - ta rozmowa zaczynała mnie już powoli denerwować, ale nie chciałam tego okazywać. W końcu mogłam go tym jakoś urazić.
- Nie za bardzo mogę spać... - przyznał się w końcu spuszczając głowę, a dokładniej kładąc ją na ziemi. Przyjrzałam się Hazelowi z uwagą po czym spojrzałam na River. Ziewnęłam.
- Widzę, że jesteś zmęczona. To ja ci nie będę przeszkadzać. - rzekł trochę smutno. Już miał odejść na swoje miejsce, ale zdążyłam złapać go za łapę.
- Poczekaj... Mama mówi, że jak nie możesz spać to trzeba wyjść i powdychać świeżego powietrza. - powiedziałam z uśmiechem.
- Czyli co? Mamy iść na dwór? Po ciemku? - głośno przełknął ślinę. Uśmiechnęłam się lekko i popatrzyłam na niego.
- A co cykasz się? - spytałam z szyderczym uśmiechem.
- Wcale, że nie, ale mama... - popatrzył na wyjście z komory. - Mama mnie zabije jak się dowie.
- Nie dowie się. Nie masz się co martwić. Wyjdziemy chwilę posiedzimy przed norą i wrócimy. - rzekłam. Hazel westchnął głośno i skinął głową. Wyszliśmy po cichu z komory po czym szybkim krokiem wyszliśmy z nory. Spojrzeliśmy za siebie.
- I co? Nic się nie stało... - powiedziałam i zaczęłam wdychać wilgotne, zimne powietrze.

< Hazel? Dzisiaj weny brak >

niedziela, 22 marca 2015

Od Hazel'a C.D. SH

-Hope? - spytałem niepewnie, podbiegając do leżącej suni - Co ci jest?
-Ni-nic - odpowiedziała szybko, jednak jej głos był słaby. Spróbowała się podnieść, ale zaraz z powrotem opadła na ziemię.
-Zaczekaj, pomogę ci - powiedziałem przerażony, po czym podparłem bok SH. Suczka wstała i chwiejnie przeszła kilka kroków. Jeszcze bardziej starałem się podtrzymać Sparkle, aż w końcu udało mi się ustawić odpowiednio.

***

Jakoś udało nam się dotrzeć do mojej nory, przed którą siedzieli rodzice.
-Tatusiu! - zawołałem. Tata podbiegł do mnie razem z mamą i ostrożnie przejęli moją koleżankę.
-Co się stało, Hazel? - spytała Quer surowo. Skuliłem się. Mamusia jeszcze nigdy nie mówiła takim tonem...
-Ja... nie wiem - wydukałem - Byliśmy w Mglistym Lesie, kiedy Sparkle nagle zasłabła...
Nie dokończyłem, bo przerwał mi oburzony głos suki:
-Hazel! Co ci mówiliśmy? - mama wyglądała na naprawdę złą. Zaskomlałem cicho, wtulając się w jej ciepłe futro. Byłem przytłoczony całą tą sytuacją.
-No już... - powiedziała łagodnie. Na jej pysku znowu malował się delikatny uśmiech, oczy wypełniała troska - Powiesz mi co się stało?
-Ale ja nie wiem mamusiu. Po prostu szliśmy, a Hope niespodziewanie upadła. Zrobiło jej się słabo, więc przyprowadziłem ją tutaj - spojrzałem z niepokojem na leżącą obok taty rudą sunię. Uniosła łebek i popatrzyła w moim kierunku. W jej oczach z powrotem pojawił się znajomy blask. Podszedłem bliżej, pochylając się nad koleżanką.
-Nic jej nie będzie - zapewnił mnie tata - To przez nagłą zmianę otoczenia.
-Jeszcze ta mgła... - mama pokręciła głową - Nie martw się skarbie. Wiesz co? Pójdę do twojej mamy i powiem, że dzisiaj nocujesz u nas. Co ty na to?
W odpowiedzi SH zrobiła wielkie oczy, a potem niepewnie kiwnęła łebkiem.
-Cudownie! W takim razie idę poinformować Katję. Zaraz wracam.
Zostaliśmy sami z tatą, bo River wciąż była razem z Autumn oraz Sphinx'em. Przenieśliśmy się do mojej i Melanie komory, gdzie mieliśmy dzisiaj wszyscy spać.

***

Niedługo potem mama wróciła z Mel, więc położyliśmy się we trójkę w komorze. Ja i moja siostra byliśmy już na tyle duzi, że rodzice spali osobno, jednak nie wiedziałem co z SH... Jak zwykle - Riv zasnęła pierwsza, słyszałem jej cichy oddech nieopodal. Ostrożnie podpełzłem do nieruchomej postaci, leżącej na jednej z miękkich, zwierzęcych skór.
-Hope? - spytałem cicho - Śpisz już?

< Sparkle :3 >

Od SH C.D. Hazel'a

(...) Było czyste chociaż mgła, która wisiała nad jeziorem (...)
- Trzeba by cię było wyczyścić, ale ja się za to nie zabieram. Nie jestem twoją matką. - odwróciłam gwałtownie głowę w drugą stronę. Hazel podszedł do mnie. Popatrzyłam na niego z zainteresowaniem. - Chyba, że... Poszukamy jakiegoś czystego jeziorka. - powiedziałam z naciskiem na słowo czystego. Zaczęliśmy poszukiwania. Hazelpawn śledził bacznie każdy mój ruch zamiast uważać jak stawia swoje kroki. Przez co prawie wpadł do jeziora. Było czyste chociaż mgła, która wisiała nad jeziorem sprawiała wrażenie, że jest ono brudne. Pies przyjrzał się uważnie tafli wody, a ja przewróciłam oczyma po czym wepchnęłam go do wody. Nawet nie zorientowałam się jak z niej wyskoczył. Zaśmiałam się głośno, a po chwili spoważniałam.
- Sparkle! Jak mogłaś mi coś takiego zrobić... Ta woda była... Zimna... - Hazel trząsł się z zimna. Popatrzyłam na niego z troską po czym mocno przytuliłam.
- Cieplej? - spytałam kładąc moją głowę na jego głowie.
- Może trochę, ale nadal nie tak jak było... - dalej się trząsł jak galareta. Był to zabawny widok, ale nie było mi zbytnio do śmiechu. Zaczęłam się rozglądać za jakąś norką lub jaskinią. Znalazłam norę w ziemi. Wskazałam ją łapą, a Hazelpawn wślizgnął się do niej, a ja za nim.
- To co teraz zrobimy? - spytał rozglądając się po norze.
- A skąd ja mam to wiedzieć? - odpowiedziałam mu pytaniem i również zaczęłam się rozglądać. Położyłam się pod ścianą nory, a Hazel na przeciwko mnie.

~PÓŹNEJ~

W popłochu uciekaliśmy przed goniącym nas lisem jeszcze głębiej biegnąc w Mglisty Las. W końcu nasz prześladowca się zmęczył i zostawił nas w spokoju. Stanęłam pod drzewem ciężko dysząc. Hazelpawn usiadł koło mnie i wystawił jęzor na świeże powietrze również dysząc, ale nie tak jak ja. Zaczęliśmy się przyglądać każdemu drzewu otaczającemu nas.
- Gdzie jesteśmy? - spytałam podchodząc bliżej mojego towarzysza.
- Skąd ja mam to wiedzieć? - oburzył się. Zaczął iść dalej, a ja za nim. Nagle zakręciło mi się w głowie jakbym zeszła z karuzeli i padłam na ziemię. Patrzyłam na idącego cały czas Hazela.
- Poczekaj! - krzyknęłam za nim resztkami sił. Mój towarzysz pędem wrócił do mnie, a ja położyłam głowę na ziemi.

< Hazel?>

Od Hazel'a C.D. SH

Zaśmiałem się radośnie i podskoczyłem. Niestety nie udało mi się poprawnie wylądować - zaliczyłem już trzecią glebę w ciągu dnia. Szybko wyciągnąłem łapy przed siebie, udając, że specjalnie się położyłem, jednak Sparkle Hope nie dała się zmylić.
-No już, wstawaj - zaśmiała się.
-Dlaczego? Przecież po to się położyłem. Żeby poleżeć - odparowałem pewnym siebie tonem. SH przewróciła oczami.
-Ta, jasne - rozejrzała się dookoła. Ja również to uczyniłem, wypatrując idących za nami rodziców. Ale byliśmy sami - Najwyraźniej nikt nie zauważył, że nas nie ma - powiedziała wesoło.
Poderwałem się z ziemi i potruchtałem przed siebie, łapiąc Hope za łapę, tak jak ona wcześniej mnie.
-Dokąd mnie ciągniesz? - spytała, próbując się wyrwać.
-Uspokój się - nakazałem jej cicho - Idziemy poszukać Łąki Wielu Mgieł!
Sunia rzuciła mi spojrzenie typu To nie jest dobry pomysł, ale bez słowa zabrała łapkę, ruszając za mną.


~Chwilę później~


-Popatrz tam! - zaskoczony obróciłem się w kierunku Hope, która wskazywała na coś łapą. Podszedłem do niej i zobaczyłem prześwitujące między drzewami szare niebo. 
-To jest to - krzyknąłem radośnie, po czym puściłem się biegiem. Zatrzymałem się na skraju lasu, oniemiały widokiem tylu odcieni szarości. Sparkle Hope stanęła obok mnie, również patrząc na zalany mgłą  teren. 
-To w co się bawimy? - zapytałem, kiedy pierwsze wrażenie przeminęło. Zamerdałem podekscytowany ogonkiem.
-Czy ty myślisz tylko o zabawie? - rzuciła opryskliwie moja towarzyszka.
-Może - zaśmiałem się.
-W takim razie berek! - pacnęła mnie łapą w bok i odbiegła.
-To nie fair - wyszczerzyłem ząbki w uśmiechu, po czym popędziłem za uciekającą suczką. 
Dogoniłem SH, przekazując jej "pałeczkę". Teraz ona musiała gonić mnie. Pobiegłem na wskroś przez łąkę, co jakiś czas oglądając się na Sparkle. Sunia cały czas podążała za mną, aż w końcu nie zauważyłem dziury na mojej drodze. Wpadłem do dołka a Hope, nie mogąc wyhamować, razem ze mną. 
-Zgniatasz mnie - syknąłem cicho do leżącej mi na grzbiecie koleżanki.
-Aż taka gruba nie jestem - mruknęła, schodząc. Pomogła mi się wygramolić z zagłębienia. Uśmiechnąłem się do niej lekko i odwróciłem. Dostrzegłem niewielką sadzawkę, jednak nie wyglądała zachęcająco... Podszedłem do bagienka, przymierzając się do skoku na jeden ze znajdujących się na nim kamieni.
-Hazel! - syknęła SH, ale ja już naprężyłem mięśnie, odbijając się od gruntu. Wylądowałem na głazie, niestety całym pokrytym śliskimi glonami. Zachwiałem się niebezpiecznie, a przednie łapy zsunęły się do bagna. Zaraz potem wypluwałem szarą wodę, siedząc prawie cały zanurzony w okropnym szlamie. Sparkle Hope śmiała się na brzegu, podczas gdy ja próbowałem pozbyć się paskudztwa z pyska. Wstałem, a kiedy oderwałem się od błotnistej mazi, wydała głośne plaśnięcie. Ruszyłem wolno do mojej koleżanki, cały oblepiony szarawym szlamem. Sunia spojrzała na mnie rozbawionym wzrokiem, po czym powiedziała:
-...

SH? :3

Od Sparkle Hope C.D. Hazelpawn'a

Spojrzałam na niego z lekkim zdziwieniem. Już miałam spytać Co ci przyszło do głowy?, ale nie chciałam wyjść na tchórza. Uśmiechnęłam się tylko do siebie.
- Nigdy nie tchórzę! - syknęłam na niego. Hazel uśmiechnął się szeroko pokazując swoje zęby.
- To chodź... - zaśmiał się wstając. Złapałam go za łapę przy czym znów siedział obok mnie. Zdziwił się lekko.
- Nie. Nie teraz. Moja mama tutaj jest. Poczekaj jeszcze godzinkę może pół, a zobaczysz co zrobię.
- Dobra, ale trzeba powiedzieć River, Autumn i Sphinxowi. - rzekł. Pokiwałam głową. Nie zgadzałam się z nim w ani jednej sprawie.
- Nie ma mowy! Idziemy sami. - powiedziałam zdenerwowana, ale po cichu. Hazelpawn skinął głową na znak, że się zgadza.

~GODZINĘ PÓŹNIEJ~

Moja mama wyszła z jaskini i przyjrzała nam się dokładnie. Chyba liczyła czy zgadza się co do liczby swoich szczeniąt. Policzyła też Hazela i River. Piesek popatrzył na mnie i popchnął mocno w stronę mamy, a ta nawet mnie nie zobaczyła.
- Chodźcie do jaskini. Tam się pobawicie, bo noc ma być ponoć mroźna. - rzekła. Autumn, Sphinx i River Melanie Moon weszli do jaskini, ale ja i Hazelpawn staliśmy przed mamą.
- Do jaskini maluchy. - zwróciła się do nas. Pokiwaliśmy głowami. - Jak to?
- Poczekamy aż tatuś wróci. - powiedziałam do mamy. Ta westchnęła głośno kiwając głową na wszystkie strony.
- Niech wam będzie. Tylko razem z ojcem masz wrócić, a później odprowadzimy River i Hazela. - rzekła. Spojrzałam na nią radosnymi oczyma. Mama weszła do jaskini. Przez chwilę patrzyliśmy przez wejście jak bawią się pozostali, ale później zaczęliśmy się oddalać.

~PÓŹNIEJ~

Szliśmy przed siebie spoglądając co jakiś czas za nas czy nikt za nami nie idzie. Kiedy chyba po raz setny upewniliśmy się, że nikt nas nie śledzi zaczęliśmy biec co sił w naszym małych łapkach. Nagle Hazel przewrócił się o wystający korzeń drzewa. Gwałtownie się zatrzymałam podchodząc do kolegi. Zaśmiałam się głośno.
- Co się gapisz! Lepiej pomóż mi wstać... Przez tą mgłę nie widać gdzie się idzie. - rzekł. Podałam mu łapę, a on wstał. Uśmiechnęłam się.
- Mówisz, że przez mgłę nic nie widać?
- No... Tak. - zgodził się ze mną. Rozpromieniałam, a oczy mi zabłysły. Hazelpawn popatrzył na mnie ze zdziwieniem, unosząc brew.
- Jesteśmy w Mglistym Lesie! - krzyknęłam z radością.

< Hazelpawn? >

sobota, 21 marca 2015

Od Hazelpawn'a CD Sparkle Hope

 - Emm... Wiem jak ty masz na imię. - powiedziała nasza nowa znajoma, zwracając się do River - Ale dalej nie wiem jak ty... - tym razem spojrzała w moim kierunku.
Zamerdałem wesoło ogonkiem, z uśmiechem spoglądając na sunię. Jeszcze nie miałem okazji poznać kogoś... takiego jak ja. Miałem na myśli wiek, w końcu Sparkle Hope również była szczeniakiem.
-Hazelpawn. Mów mi Hazel - odparłem krótko, po czym pacnąłem pomarańczowo-rudą suczkę w bok - Berek!
Od razu rzuciłem się do ucieczki, moja siostra pobiegła za mną. SH przez chwilę stała w miejscu, jednak kilka sekund później goniła nas dookoła drzewa. W pewnym momencie gwałtownie się zatrzymałem, a podążające moim śladem sunie wpadły na siebie. Zaśmialiśmy się, wstając, po chwili wznowiliśmy zabawę. Rodzice gawędzili z brązowo-białą suką, chyba mamą Sparkle. Brykaliśmy po lesie przez dłuższy czas, aż w końcu dorośli nas zawołali i każdy udał się w swoją stronę...
-Do jutra - pożegnałem z uśmiechem odchodzącą SH.
-Do zobaczenia -  powiedziała, a kąciki jej pyska uniosły się leciutko.

***

Obudziłem się dosyć wcześnie jak na mnie. Słońce dopiero wychylało się nieśmiało zza horyzontu.
-River - powiedziałem cicho, szturchając łapą moją siostrę - Wstawaj!
Płowa sunia tylko przekręciła się na drugi bok, mrucząc coś o nieludzkich (psich?) godzinach wstawania. Przewróciłem oczami i zaśmiałem się pod nosem. Zwykle było odwrotnie - to Mel musiała budzić mnie, dzisiaj jednak wyjątkowo  spałem krócej. Nie wiedząc za bardzo co robić oraz nie chcąc wyrwać ze snu rodziców, postanowiłem wyjść na spacer. Najciszej jak mogłem przemknąłem się obok śpiących jeszcze mamy i taty, błagając w myślach, żeby się nie wywalić. Moje prośby zostały wysłuchane, bo dotarłem na zewnątrz bez żadnej "wpadki". Rozejrzałem się z zaciekawieniem po okolicy, zatrzymując wzrok na Bieliku siedzącym na jednej z gałęzi potężnego drzewa nad naszą norą. Bueno zaskrzeczał przyjaźnie, a ja zamerdałem ogonem w odpowiedzi. Ruszyłem truchtem między drzewa. Sam nie wiedziałem dokąd chcę pójść, jednak po chwili przyszło mi coś do głowy. Może odwiedzę Sparkle Hope... Wczoraj bawiliśmy się świetnie.
Był tylko jeden problem - nie miałem pojęcia, gdzie moja znajoma mieszka. Ruszyłem truchtem między drzewami, rozglądając się z zaciekawieniem. Znajdowałem się w nieznanej mi jeszcze okolicy, ostrożnie stawiałem każdy krok. W pewnym momencie usłyszałem śmiech, kilka różnych głosów piszczało radośnie. Od razu popędziłem w tamtą stronę, jednak ja to ja. Potknąłem się i poleciałem w krzaki. Przeleciałem przez zarośla, wypadając na jakąś polanę. A konkretnie na rudą sunię... Zerwałem się na cztery łapy i niezdarnie pomogłem SH wstać. Z boku dobiegł mnie stłumiony chichot, a kiedy się odwróciłem ujrzałem niewielką suczkę. Nie chodzi o to, że była szczenięciem, ona po prostu była wyjątkowo drobna. Zaskoczył mnie również widok... mojej mamy, tylko jakby... w małej wersji, stojącej przy drugiej suni. Dopiero po chwili zorientowałem się, że patrzę na pieska. W dodatku wyglądał na mojego rówieśnika.
-Przepraszam - zwróciłem się do Hope, nie zwracając uwagi na śmiechy pozostałej dwójki.
-Nic się nie stało - odparła.
W tym momencie podeszło do nas - z tego co się domyśliłem - rodzeństwo Hope, która przedstawiła mi Autumn oraz Sphinx'a.
-Jestem Hazel - powiedziałem do obydwojga. Kilka minut później bawiliśmy się w najlepsze, nawet zagraliśmy w moją ulubioną grę - zapasy. Finałowa "walka" toczyła się między mną, a Sphinx'em, jednak w końcu udało mi się wygrać. Swoją drogą - byłem od niego trochę starszy.
Uśmiechnąłem się do nowego kolegi. Skierowałem wzrok na Sparkle, która przyglądała się nam wraz ze swoją siostrą. Nagle usłyszałem znajomy głos i zza pnia wyszła River.
-Hej - powiedziała radośnie, przedstawiając się rodzeństwu SH.
-Co tu robisz, siostrzyczko? - zapytałem, ciesząc się jej obecnością.
-Szukałam cię - spojrzała na mnie, szczerząc zęby w uśmiechu.
-Teraz to dopiero będzie zabawa! - zawołał Sphi.

***

Zdyszany usiadłem pod drzewem, robiąc sobie przerwę od berka. Po chwili przysiadła się do mnie SH, razem patrzyliśmy na wciąż brykających kolegów.
-Mam ochotę na przygodę - stwierdziłem nagle, czując przemożną chęć ruszenia się z miejsca. Sunia spojrzała na mnie zaskoczona.
-Przygodę?
-Taak... Może pójdziemy do Mglistego Lasu? - spytałem, a oczy mi rozbłysły. Bardzo chciałem zaimponować Hope, natomiast mama i tata zabraniali nam tam chodzić. Chyba jednak nic się nie stanie, jeśli zajrzymy tam na chwilkę...
-Do Mglistego Lasu? - suczka ściągnęła "brwi" - Ale tam jest... strasznie.
-Tchórzysz? - rzuciłem w jej stronę, uśmiechając się zachęcająco.
-...


Sparkle Hope ^-^
Mam nadzieję, że coś wyszło z tego opo... 

Od Quer CD Koorumi'ego

Podczas gdy pies opowiadał mi swoją historię, ja miałam okazję dokładnie się mu przyjrzeć. Był to biały Samoyed, wyglądał na dosyć silnego. Emanowała od niego niezwykła aura spokoju, ciężko mi było wyobrazić go sobie jako na przykład zabójcę. Wydawał się być wprost stworzony na stanowisko kapłana. Cieszyłam się, że ktoś. kto mnie uratował będzie udzielał mi ślubu. Jeśli się w ogóle odbędzie, pomyślałam, jednak postanowiłam się tym na razie nie zadręczać.
-Ja mam na imię Quer - przedstawiłam się, kiedy Koorumi skończył mówić - Jestem Etą w tej sforze.
Wypowiedziałam te słowa swobodnym tonem, jednak tak jak przypuszczałam, w oczach Samoyeda dostrzegłam zmianę. Nie lubiłam tego - nagle znajomi zmieniali swoje nastawienie do mnie.
-Ale mam szczęście. Pierwsze dni w sforze, a już zdążyłem poznać elitę - zaśmiał się Koo.
Na moim pysku wykwitł grymas.
-Ale to wciąż ja. Proszę, żebyś zwracał się do mnie normalnie.
-Jak sobie życzysz - odparł wesoło. Uśmiechnęłam się z ulgą.
-To... rozumiem, że jesteś tu nowy?
-Zgadza się.
-Oprowadzał cię już ktoś? - zapytałam, merdając ogonem. Tępy ból w głowie ustał, mogłam nią swobodnie poruszać.
-Jeszcze nie, byłbym wdzięczny, gdybyś ty to zrobiła - odpowiedział wesoło.
-Pewnie - zgodziłam się od razu - To w końcu mój obowiązek - naprawdę lubiłam to zajęcie, to była świetna okazja do poznania drugiego psa.
-Świetnie - ucieszył się.
-W takim razie ruszajmy!
Zerwałam się na cztery łapy. Poczułam lekkie zawroty głowy, które jednak zaraz minęły. Wybiegłam na świeże powietrze, podskakując entuzjastycznie.
-Więc? Gdzie chciałbyś pójść najpierw? - spytałam ochoczo. Koorumi spojrzał na mnie - Ach, no tak. Głupie pytanie. W końcu nie znasz terenów... Dobrze, chodźmy więc w jedno z moich ulubionych miejsc!
Puściłam się truchtem, co jakiś czas spoglądając do tyłu, na biegnącego za mną białego psa. Wkrótce dotarliśmy do obranego przeze mnie celu, a mianowicie... Blue Cove! No tak, kto by się spodziewał... W zatoczce jak zwykle przebywało mnóstwo psów, przy okazji zapoznałam kilka z nich z Koorumi'm. Każdy reagował różnie, kiedy dowiadywał się, że to Koo jest nowym kapłanem.
 Po licznych rozmowach i wymienionych uściskach łap, znajomy usiadł naprzeciwko mnie. Na jego pysku malowało się lekkie zmęczenie, ale również szeroki uśmiech.
-I jak wrażenia? - zapytałam.
-Dobrze, wszyscy są wyjątkowo mili i... rozmowni - odpowiedział, szczerząc zęby. Zaśmiałam się.
-To do zobaczenia - powiedziałam, wstając. Koo pożegnał się ze mną, a ja ruszyłam w stronę mojej nory. Już nie mogłam się doczekać, kiedy znowu zobaczę dzieci oraz ukochanego.
-Wpadnij jutro. Przedstawię cię Hirowi i maluchom - rzuciłam na odchodnym.


Koorumi? ^^
Tak bardzo brak weny ;c

Od Koorumi CD Uny

Nie znam terenów, sam jestem tu od niedawna, jednak urocze spojrzenie suczki zmusiło mnie to tego by się zgodzić. Postanowiłem zaprowadzić ją na Wzgórze Zakonu, które znajduje się najbliżej. Później Plac Wierności, Kwietną Łąkę, Wolne Pole i na końcu Mroczną Puszczę (o której na razie tylko słyszałem) i inne jej tereny.
Ruszyłem. Una przystąpiła do mnie z uśmiechem.
- Jesteś Samoyed'em? - spytała suczka po chwili ciszy.
- Tak - uśmiechnąłem się jeszcze promienniej. - A ty to pewnie Besenji, mam rację?
Una kiwnęła głową.
- Dokąd idziemy?
- Na Wzgórze Zakonu.
***
Pokazałem Unie już Wzgórze i inne zaplanowane tereny. Została Mroczna Puszcza, do której, przyznam, bardzo mnie ciągnęło. Suczka nie wyglądała na zadowoloną z mojego powolnego kroku, przyśpieszyłem, bo mi również nie odpowiadał. W ten sposób szybciej dotarliśmy na miejsce. Zatrzymaliśmy się przed wielkim borem. Przed nami stały wysokie sekwoje i inne drzewa. Zdawało mi się, że w lesie jest zupełnie ciemno. Przez korony drzew żaden promyk słońca nie zdołał się przedrzeć. Przełknąłem ślinę. Miejsce było tajemnicze, dzikie, a jednocześnie przerażające.
- Idziemy? - moja towarzyszka nie wydawała się być wystraszona. Pewnie nie słyszała o tym miejscu. Mnie na samą myśl o Mrocznej Puszczy robi się słabo. 
- Tak - odpowiedziałem w końcu. Zrobiłem ostrożny krok w przód. Później drugi. Wreszcie szliśmy drogą. Tak jak myślałem, było tu ciemno. Słyszałem różne odgłosy. Wycie, śmiech, szum, pisk, chrobot... Wszystkie złe myśli krążyły mi po głowie. Serce biło szybko, a ja z trudem łapałem powietrze w płuca. Bałem się. Tuż za sobą słyszałem kroki. Odwróciłem się jednak nikogo tam nie było. Una zniknęła. Zatrzymałem się. Nagle przede mną pojawił się wielki zwierz. Kształtem przypominał niedźwiedzia, jednak było tak ciemno, że nie mogłem się przyjrzeć. Zwierz ryknął potężnie. Padłem na ziemię i zasłoniłem łapami głowę. Zamknąłem oczy, a jedyne co zdołałem z siebie wydusić to krzyk przerażenia:
- Pomocy! 
***
Otworzyłem oczy. Pierwsze co ujrzałem to pysk Uny. Dopiero teraz wyglądała na przestraszoną.
- Co się stało? - zapytałem nerwowo i wstałem.
- Zemdlałeś.
Una?
Liczę na coś długiego, chociaż sama się teraz nie rozpisałam xd

Od Uny do Koorumi

Był ciepły wiosenny poranek. Wylegiwałam się właśnie na niewielkim głazie. Mojego futerka dotykały ciepłe promienie słoneczne. Westchnęłam sama do siebie i przymknęłam oczy. Zaczęłam marzyć o mojej przyszłość...O ciepłym domku i takich innych. Jednak już po chwili otworzyłam oczy i powiedziałam na głos
-Teraz moim domem jest Crazy Dogs.-powiedziałam i stałam z głazu. Poszłam prosto. Na drodze nikogo nie było a ja własnie teraz miałam ochotę pogadać. Jednak szłam dalej w nadziei że kogoś spotkam. I jest! Na środku mojej drogi stał biały puchaty pies. Podbiegłam do niego się uśmiechałam.
-Siemka!-zagadałam.
-No cześć.-odpowiedział pies.
-Jestem Una a ty?-spojrzałam na psa.
-Koorumi.-uśmiechnął się.
-Niespotykane imię wież?
-Serio? Ja myślałem że jest takich pełno.-zaśmiał się.
-No ja jeszcze nikogo o takim imieniu nie widziałam..
-Czekaj Una jesteś członkiem Crazy Dogs?-powiedział lekko przymrużając oczy
-Oczywiście! A oprowadziłbyś mnie?-spojrzałam psu w oczy z wielką nadzieją.
-Czemu nie..

Koorumi?

piątek, 20 marca 2015

Opowieści na dobranoc - Quest 7

 ✧ Quest 7...

 -Mamo, mamo! - zawołał Hazel, wskakując na grzbiet suni - Opowiesz nam bajkę?
River pokiwała skwapliwie głową, spoglądając na Quer z nadzieją.
-No dobrze - zgodziła się, na co od razu rodzeństwo zareagowało niekontrolowanym wybuchem entuzjazmu - Ale tylko jedną!
-Ale dłuuugą - powiedział piesek i ułożył się obok swojej siostry. Mama położyła się przy nich, przygarniając łapą do siebie. Wtulili się w miękką, brązową sierść.
-Dawno, dawno temu... 

W pewnej odległej krainie żył pies. Był on kundelkiem, wiodącym spokojne życie w małej norce, na skraju lasu. Któregoś dnia, Menno Coehoorn, bo tak miał na imię nasz bohater, wracając z popołudniowego spaceru natknął się na tajemniczy przedmiot...  Dziwne znalezisko okazało się być amuletem - Coe z niepokojem przyglądał się plecionemu sznurkowi oraz szmaragdowo zielonemu medalionowi, który zwisał na jego końcu. Do ciemnych rzemyków wplecione były najróżniejsze koraliki i kilka piórek o nieokreślonej, srebrzysto-błękitnej barwie. Niecodzienna rzecz zalśniła w słońcu, kiedy pies wyciągnął po nią łapę. Chwilę później trzymał okręcający się dookoła naszyjnik. Tarcza obróciła się w jego stronę, a kundel z zaskoczeniem zauważył na środku tarczy symbol gwiazdy z perłą pośrodku... 
Drogocenny kamień odbijał słoneczne refleksy, wyglądając jakby sam świecił. A może naprawdę srebrna poświata emanowała z amuletu..? Menno sam nie był pewien co widzi, dlatego postanowił zabrać tajemniczy przedmiot do nory, aby tam móc go dokładnie zbadać i obejrzeć ze wszystkich stron.
Po dotarciu do domu, odłożył wisior w kąt, zapominając o nim na jakiś czas... Kończąc jeść kolację, Coe przypadkiem spojrzał w stronę dziwnego, błyszczącego przedmiotu leżącego pod ścianą. Przedmiot ten był oczywiście amuletem, który teraz świecił jasno, zalewając norę miękkim blaskiem. Zupełnie jakby księżyc świecił... Pomyślał Men, urzeczony pięknem widoku. Wtem nocną ciszę przerwał świst - pies wybiegł na zewnątrz, ale ze zdumieniem zatrzymał się przed oślepiająco jasnym ognikiem, tuż pod jego łapami. Mimo, iż zjawisko wyglądało jak ogień, nie wytwarzało ciepła, jedynie mocne światło. Coehoorn niepewnie podniósł coś, co okazało się być... śnieżnobiałą perłą! Po chwili powietrze rozdarł kolejny świst - to nieopodal spadła gwiazda... ale to nie była gwiazda, lecz następny drogocenny kamień! Menno rozejrzał się wokoło, podczas dy niebo przecinały niezliczone srebrne wstążki, aby potem spaść na ziemię w postaci deszczu pereł. Urzeczony pies długo wpatrywał się w niezwykłe zjawisko i poszedł spać dopiero nad ranem...

***

Obudził się późnym popołudniem, niemal od razu wybiegł z nory, jednak jakiekolwiek ślady po nocnym deszczu pereł zniknęły... Wszystko wyglądało tak jak dawniej, ten sam buk, ta sama kępka mchu oraz łysy placek w miejscu, gdzie kiedyś rosła trawa. Nie wiedząc co zrobić, w końcu wziął amulet i zdeterminowany ruszył w stronę lasu. Chciał odnaleźć właściciela tajemniczego przedmiotu. Jeszcze raz dokładnie obejrzał tarczę amuletu, ze zdziwieniem odkrywając, że teraz wygląda inaczej. Zamiast gwiazdy z perłą w środku, widniał kwiat z motylem. Nagle za sobą usłyszał szum, tknięty przeczuciem odwrócił się gwałtownie. Ujrzałem coś, czego dosłownie chwilę temu tam nie było... Przecież chybabym zauważył wielki, niebieski kwiat rosnący na ścieżce, którą przed sekundą szedłem? Coehoorn zbliżył się do pięknej rośliny, ale kiedy wyciągnął łapę, aby dotknąć płatków, cała korona zerwała się do lotu. Płatki kwiatu to w rzeczywistości były cudowne, niebieskie motyle, które teraz fruwały nisko nad głową kundelka. Podczas gdy maleńkie stworzonka latały, on mógł się przyjrzeć kwiatkowi. Delikatny wietrzyk poruszał niewielkimi, niebiesko-fioletowymi płatkami.
Menno szybko odwrócił się i pobiegł dalej, co jakiś czas spoglądając do tyłu. Za nim pojawiały się coraz to nowe kwiaty, znacząc drogę, którą przebył.
W pełnym biegu wypadł na wąską, piaszczystą plażę - brzeg jeziora. Nie zdążył wyhamować, rozpęd zmusił go do skoku. Już miał dotknąć łapami powierzchni wody, kiedy natrafił na coś twardego. Otworzył oczy, gdy uświadomił sobie, że je zaciska. Stał na lodowej krze, która pojawiła się pod nim  znikąd. Rozejrzał się niepewnie. Powoli postawił mały kroczek w przód i zachłysnął się z zaskoczenia, bo jego łapa nie zmąciła tafli jeziora - zatrzymał ją lód. Po chwili Coe'mu przyszedł do głowy pomysł... Obrócił amulet, a obrazek na tarczy kolejny raz uległ zmianie. Przedstawiał on płatek śniegu z błyszczącym diamentem pośrodku.
Menno Coehoorn przebiegł na drugą stronę jeziora skacząc z kry na krę. Nie miał z tym większego problemu - za każdym razem pod nim pojawiała się "lodowa tratwa". Wreszcie znalazł się na przeciwległym brzegu... Nabierając nagłej pewności siebie wszedł między drzewa, i długo podążał wydeptaną ścieżką, aż wybiegł na sporej wielkości polanę. Zaszumiało mu w uszach, powietrze nagle zrobiło się gorące i zaczęło falować. Kundel zamrugał kilka razy, nim wróciła mu ostrość widzenia.
Przed nim stał dziwny osobnik - pies o nieokreślonej rasie, z dziwną szmatą przewieszoną przez grzbiet.
-Kim jesteś? - zapytał dziarsko pies, chociaż widok obcego go onieśmielał.
-Na imię mi Eru Ilúvatar - odrzekł nieznajomy zaskakująco głębokim głosem, który kompletnie nie pasował do jego wyglądu - Jestem jednym z Trzech Leśnych Magów oraz właścicielem amuletu, obecnie znajdującego się w twoim posiadaniu - spojrzał znacząco na wisior.
-Chyba... go zgubiłeś - wydukał, nie wiedząc co odpowiedzieć.
-Otóż nie, Menno Coehoorn'ie. Specjalnie pozostawiłem go na twej drodze, abyś mógł go znaleźć i mnie odszukać. Jestem Magiem już bardo długo, moja moc znacznie osłabła. Do jej używania potrzeba silnego organizmu, mój niestety już taki nie jest.
-Ale co ja mam z tym wspólnego? - zapytał Coe, chociaż domyślał się odpowiedzi...
-Tobie pragnę przekazać moje dziedzictwo, to ty zostaniesz następnym Leśnym Magiem - powiedział, spoglądając na psa z góry - Czy jesteś gotowy przyjąć moją moc oraz amulet, aby służyły ci wiernie w potrzebie?
Bez chwili zwłoki Men kiwnął łbem, nie mogąc wydobyć z siebie słowa.
-Przysięgasz używać ich dla dobra lasu?
-Przysięgam.
-W takim razie oddaję ci mą moc wraz z amuletem - donośny głos rozniósł się echem po lesie, po czym pies zniknął w falującym powietrzu.
Coe spojrzał na siebie, ze zdumieniem odkrywając, że ma na sobie ową dziwną szmatę. Materiał okazał się być czerwony, z boków zwisały liczne frędzelki. Był również nadzwyczaj wygodny...
Na jego szyi wisiał na dwóch splecionych rzemykach medalion. Jego środek zdobiła wyryta runa...

-Co to runa, mamusiu? - zapytała już półprzytomnie River.
-To taki znak kochanie - odpowiedziała Quer, patrząc na córkę z czułością.
-Dlaczego amulet ciągle zmieniał moc? - spytał Bolin, na jego pyszczku malowało się zdezorientowanie. Suczka uśmiechnęła się na ten widok.
-To właśnie była jego magia - mógł służyć w wielu różnych sytuacjach.
Ale szczenięta nie dosłyszały odpowiedzi, bo zdążyły odpłynąć w słodką krainę snów...

Nowa suczka! - Una

Imię: Una
Zdrobnienie: Uncia
Płeć: suka
Wiek: 2 lata
W hierarchii: Strażnik
Charakter: Una to suczka pewna siebie. Nie jest uległa ona woli walczyć, postawić się. Nie lubi byś workiem treningowym ona woli gdy ktoś jest nim a nie ona. Zawzięta sunia która nie odpuści nawet najmniejszego błędu czy sporu. Jednak jest miłą i pogodną panną. Niektórzy sądzą że dziecinna jak szczeniak. Ona jednak to ignoruje i idzie dzielnie przez życie. Ma tez te swoje wady. Jak każdy pies ma wady. Nie ma nikogo który by nie miał w swoim charakterze czegoś złego. Otóż Una jest leniem. Ahh pewnie dużo psów nimi jest jednak Una jest leniem na swój sposób. Ta sunia jest żywiołowa ale też leniem. Czemu? Una nie lubi skakać, przemęczać się. Często jej się nic nie chce..
Motto: "Nic nie muszę ja ewentualnie mogę.."
Lubi: Miłych i skromnych psów.
Nie lubi: Chamskich i niemiłych psów.
Umiejętności: Znakomicie poluje i pływa! Jednak nie radzi sobie z chodzeniem po drzewach.
Wygląd:
- Rasa: Besenji
- Maść: rudy z białymi plamami.
-Wysokość: 54 cm WK
Partnerstwo: No nie wiem..Zagadaj?
Rodzina: Nie żyją..W gruncie rzeczy w ogóle ich nie zna..
Historia: Urodziła się w Belgii. Mieszkała tam przez rok. Potem na gapę wsiadła do pociągu i przyjechała do Polski. Błąkała się przez rok aż dotarła tu.
Kontakt: minecraft.pl

Sanarion odchodzi

Sanarion odchodzi

Powód: brak czasu

Od Sparkle Hope

Hazelpawn szykuj się na pisanie opowiadań ze Sparkle Hope (SH).

****

Obudziłam się dosyć wcześnie, bo Autumn jak i Sphinx jeszcze spali. Wyszłam z legowiska cicho. Chciałam iść do mamy i taty. Ruszyłam w stronę ich jamy. Znałam już tą jaskinię na wylot. Jak myślałam mama i tata jeszcze spali. No to co... Byłam głodna, a nie chciałam ich budzić. Podeszłam do wyjścia z jaskini i wystawiłam nos poza jaskinię. Widać, a zresztą też było można poczuć, że pogoda zapowiada się bajeczna. Przed jaskinią przebiegł zając. Zaburczało mi w brzuchu. Zaczęłam go gonić. Widziałam często jak tata przynosi mamie takie coś do zjedzenia. Wyglądało smacznie. Goniłam zająca po całym lesie. Jednak on schował się w swojej norze, czy czymś tam innym. Nie wiedziałam gdzie jestem. No nie... Zgubiłam się. Stałam przed jakąś jaskinią. Popatrzyłam na nią z daleka robiąc jeszcze kilka kroków w tył wpadając przy tym na jakiegoś wysokiego psa. Uśmiechnęłam się dziwacznie szczerząc przy tym moje małe kły, które błyszczały czystością. Można powiedzieć, że pies mnie trochę przerażał. Schylił głowę do mnie i uśmiechnął się szczerze.
- Co ty tutaj robisz młoda damo? - spytał. Spojrzałam na niego przerażona. - Nie bój się nic ci nie zrobię.
- Ja... Ja się nie boję... - jęknęłam. Chciałam by zabrzmiało to odważnie jednak widocznie tak nie było, bo pies zaśmiał się.
- Chodź, moja droga. - rzekł pies wskazując na swoją jaskinię wyciągając w moją stronę łapę. Weszłam do środka. Jaskinia... Można powiedzieć, że była ogromna. Trochę większa od mojej rodzinnej. Pies wszedł za mną. Obejrzałam się za siebie patrząc na niego. Usiadł przede mną.
- Powiedz mi, moja droga, jak masz na imię? - spytał po chwili milczenia. Zaraz po tym podeszła do niego brązowa suczka podobna do mojego brata.
- Sparkle Hope. - powiedziałam patrząc na suczkę. - Pani jest podobna do mojego brata. - zwróciłam się do suczki.
- Chyba twój brat do mnie! - zaśmiała się wesoło suka. Nie wiedziałam o co jej chodzi jednak chciałam ukryć zmieszanie uśmiechem.
- Może i tak... - uśmiechnęłam się lekko. - A pan... Pan jak ma na imię? - spytałam zmieszana.
- Jestem Hiro Azuma. A to moja partnerka Quer. Ty dziecko, chyba nie jesteś stąd? - zapytał pies. Pokiwałam głową. Pies westchnął.
- Jestem. - powiedziałam po chwili.
- A jednak! - uśmiechnął się pies. Po chwili do siedzącej pary psów podeszła dwójka szczeniąt może trochę starszych ode mnie patrząc na mnie jak... No jak na dzieło sztuki.
- Mamo... - jęknął cicho piesek podobny nieco do mnie. Wyższy jednak ode mnie. - Kto to? - spytał wskazując na mnie.
- Kochanie, to jest Sparkle Hope. - rzekła suczka. Uśmiechnęłam się do pieska lekko. - Rivcia podejdź tutaj.
- Co? - suczka podobna do tego... No... Jak on tam miał na imię? Aha! Do Hiro Azumy. Po prostu siostra tego pieska nie za bardzo wiedziała o co chodzi. Starałam się za dużo nie mówić i tylko uśmiechem odpowiadałam na wszystko co mówili.

~Wieczorem~

Cały dzień spędziłam z rodziną, którą poznałam rano. Dziwiło mnie jednak jedno. Czemu moi rodzice mnie nie szukają. Nagle rozległo się głośne wołanie Sparkle Hope! Tak to była mama... Poznałabym ją wszędzie.
- Mama! - krzyknęłam jednak nie ruszyłam się z miejsca. Chyba mnie nie usłyszała. Poszłam dalej bawić się z poznanymi szczeniakami. Nagle mama podbiegła do pana Hiro i jego partnerki Quer. Przysłuchiwałam się ich rozmowie z zainteresowaniem spod drzewa. Siedziałam w samotności.
- Hiro, Quer... Jak dobrze, że was znalazłam. Maxa i Sode nigdzie nie mogę spotkać. Chociaż wy tutaj jesteście.
- Co się stało? - pies chciał uspokoić moją matkę.
- Moja córeczka... Moja mała córeczka... - nie dokończyła, bo podbiegłam do niej i przytuliłam się jej do łapy. Mama zaczęła płakać i przytuliła mnie mocno.
- Cały dzień była z nami. - rzekła roześmiana pani Quer. Uśmiechnęłam się do mamusi. Do mojej kochanej mamusi.
- To dobrze. - mój uśmiech odwzajemniła dopiero po dłuższej chwili. Do nas podbiegła River i jej brat. Puściłam mamę i podeszłam do rodzeństwa.
- Emm... Wiem jak ty masz na imię. - zwróciłam się do suczki. - Ale dalej nie wiem jak ty...

< Hazelpawn? >
Jakbyś była tak miła i dokończyła moje opowiadanie... Byłabym ci wdzięczna ^^
To nie była ironia ☺

Od Katji

Leżałam w legowisku z naszymi szczeniętami. Tramp poszedł zapolować i jak zwykle trwało to dość długo, bo nie wracał już przez kilka godzin. Byłam ciekawa momentu, w którym maleństwa otworzą oczka i nie będą nas już rozpoznawać po głosie tylko po wyglądzie. Siebie zresztą też. Przyglądałam się maleństwom z zainteresowaniem gdyż w każdej chwili mogło się to zdarzyć. No i zaczęło. Sparkle Hope podniosła wysoko swój malutki łebek i zaczęła pociągać noskiem piszcząc przy tym głośno. Ten widok mnie rozczulił. Malutka zaczęła wolno otwierać oczy. Chciałam być pierwszą osobą, którą zobaczy i dlatego też ułożyłam głowę w taki sposób, by po otwarciu oczu mała zobaczyła mnie. I wtedy się stało. Suczka otworzyła oczy i zaczęła rozglądać się po jaskini. Nie minęła godzina, a oczy otworzył też Sphinx. Jednak Autumn nie... Maleńka, moja maleńka córeczka, która nie otworzyła swoich ocząt tak jak jej rodzeństwo. Zaraz po tym wrócił Tramp z wielkim samcem jelenia. Wstałam z legowiska i zabrałam się za jedzenie jelenia.

~KILKA DNI POTEM~

Teraz i Autumn otworzyła oczy i z radością zwiedzała naszą jaskinię. Jednak nadszedł ten moment kiedy podeszła do wyjścia z jaskini i wystawiła nos na dwór. Podeszłam na córki chwytając ją w pysk i przenosząc do kąta, w którym bawiło się jej rodzeństwo. Wróciłam na półkę koło Trampa. Spojrzałam na szczeniaki z troską, a później popatrzyłam na psa.
- Tramp... Może to już ten dzień... Kiedy szczeniaki wyjdą na dwór? - spytałam wtulając się w sierść ukochanego. Ten spojrzał na mnie ze zrozumieniem.
- Może i tak... - rzekł patrząc na bawiące się pieski. Uśmiechnęłam się do psa. Zeskoczyłam z półki i podeszłam do szczeniąt. Sphinx podszedł do mnie i otarł się o moją łapę niczym kot. Autumn usiadła na przeciwko mnie, a Sparkle Hope... No właśnie. Ta mała sprytna suczka przeczołgała się pode mną i podeszła do ich ojca. Pies zaśmiał się cicho i kazał córce położyć się obok siebie.
- Wychodzimy na dwór? - spytał liżąc suczkę za uszkiem. Ta z radością w oczach spojrzała w jego oczy.
- Pewnie! - krzyknęła zeskakując. Potknęła się i po chwili leżała na ziemi. Sphinx i Autumn zaczęli się nabijać ze starszej o kilka minut od siebie siostry. Spojrzałam na nich ze złością. Szczeniaki uspokoiły się. Wyszliśmy na dwór. Sparkle Hope hasała wokół naszej jaskini, a Autumn ze Sphinxem gonili się między drzewami. Ja i Tramp leżeliśmy przy wejściu do jaskini. Gdy widziałam nasze maleńkie szczeniaki bawiące się ze sobą ganiając wokół jaskini i nie tylko czułam się dumna.

~WIECZOREM~

Weszłam do jamy szczeniąt z szerokim uśmiechem. Szczeniaki bawiły się w legowisku gryząc się i uprawiając zapasy. Widząc, że wchodzę uspokoiły się i popatrzyły na mnie z niewinnością w oczach. Zaśmiałam się.
- Idziemy spać. - rzekłam siadając przy legowisku. Autumn ułożyła się po środku legowiska zajmując jednak mało miejsca. Obok niej położył się Sphinx kładąc przy tym swoją głowę na jej plecach. Sparkle Hope jednak odmawiała współpracy. Pokiwałam głową i skarciłam córkę spojrzeniem. Ta jednak mnie nie słuchała.
- A czego ty chcesz? - spytałam patrząc na małą.
- Niczego... Po prostu nie chce mi się spać. - rzekła obrażona. Wyszłam z jamy szczeniąt i poszłam do naszego legowiska. Położyłam się koło Trampa zła. Pies od razu to zauważył i przytulił mnie do siebie. Uśmiechnęłam się.
- Co się stało, kochanie? - popatrzył na mnie z zaciekawieniem.
- Nic. To co zawsze. Sparkle Hope mnie nie słucha. - powiedziałam. Tramp wstał i ruszył w stronę jamy szczeniąt. Nie było go zaledwie kilka minut, a wrócił z szerokim uśmiechem na pysku. Spojrzałam na niego z nadzieją.
- Śpij spokojnie. Sparkle Hope mnie usłuchała i poszła spać. - ziewnął Tramp. Po chwili zasnął, zresztą tak jak ja.

czwartek, 19 marca 2015

Katja się oszczeniła!

Przepraszam, że dopiero teraz to dodaję, ale wcześniej nie miałam czasu.


Imię: Jej pełne imię brzmi Sparkle Hope.
Zdrobnienie: Mama mówi na nią przeważnie Sparkle lub Hope. Zdarza się również, że ktoś mówi na nią SH. Ale zawsze przedstawia się jako Sparkle Hope.
Płeć: Suka.
Wiek: Szczeniak (ciągle rośnie).
W hierarchii: Szczeniak.
Charakter: SH jest po prostu zimna. Lodowata jak... No jak lód, bo jak co innego? Nie jest agresywna, chyba, że ktoś ją do tego zmusi. Jest bardzo odważną i bezwzględną suczką. Wierzy w siebie i nie interesuje jej zdanie innych. Nie jest typem romantyczki. Nie wierzy bowiem w miłość. Uważa, że da się bez niej żyć i nie jest nikomu do szczęścia potrzebna. Rodzice praktycznie potrzebni są jej aby ją wyżywić. Myśli, że poradzi sobie bez nich w dorosłym życiu. Jest uparta, no i może trochę nerwowa. Nie potrafi usiedzieć w jednym miejscu. Nie ma jednak ADHD. Jest zdrowa na umyśle. Wiele psów mówi, że jest nienormalna, bo nie lubi przebywać w towarzystwie. Owszem, może na początku się tak zdawać, ale wcale tak nie jest. Lubi przebywać w towarzystwie bliskich przyjaciół. Sparkle to typowa pesymistka. Wszystko widzi w ciemnych barwach. Nie jest ufna. Nie wierzy psom w ich "dobre intencje". Przekonała się nie raz, że nie można wszystkim wierzyć. Jest wybuchowa. Zawsze stawia na swoim, a jak jej coś nie wyjdzie udaje się w zaciszne miejsce i tam się wypłakuje. Ma swoje tajemnice, o których nie wiedzą nawet jej rodzice i rodzeństwo. Wyjawić je może tylko swoim przyjaciołom. Jednak nie od razu. Uważa, że nie ma rzeczy niemożliwych. Wszystko da się jakoś wytłumaczyć. Szczera. Potrafi jednak kłamać jak z nut i nikt nawet się nie zorientuje. Jej dziadek był border collie. Po nim też odziedziczyła kilka ważnych w życiu cech. Gdzieś tam na dnie jej serca jest ziarenko przepełnione miłością. Jednak nie wykiełkuje tak od razu.
Motto: "Chwast jest niczym innym, jak niekochanym kwiatem."
Lubi: Wesołe, miłe i towarzyskie psy. Jest dobrze nastawiona na przebywanie w dużym towarzystwie, ale wystarczy jej również jeden pies bądź suczka, ważne by do kogoś otworzyć pysk.
Nie lubi: Przebywać w towarzystwie agresywnych, niemiłych, wybuchowych psów, czy takich, które często się obrażają. Sama ma zmienny i wybuchowy charakter więc ciężko będzie jej się dogadać z psami o identycznym charakterze.
Umiejętności: Nie chwili się swoimi umiejętnościami, ale jest zwinna, szybka no i może trochę silna. Bowiem odziedziczyła swoje umiejętności po swoich rasowych przodkach.
Wygląd:
- Rasa: Mieszaniec border collie/seter angielski (matka) i owczarek australijski (ojciec).
- Maść: Pomarańczowo-rude umaszczenie z białymi znaczeniami.
- Wysokość: Wciąż rośnie.
Ciekawostki:
• Urodziła się w sforze, dokładnie 19.03.
• Jest najstarsza z całego miotu.
• Uważa, że rodzina nie jest nikomu do szczęścia potrzebna.
• Ma piękny, płynny głos. W odróżnieniu od matki lubi śpiewać przy innych.
• Ma różowy nos i piękne, pełne blasku oczy.
• Od urodzenia była wysoka.
Partnerstwo: SH i partnerstwo to jak ogień i woda. Jednak możliwe jest, że kogoś w końcu pokocha i ona zostanie pokochaną w co wątpi. Mówią jednak, że przeciwieństwa się przyciągają. Więc może i Hope znajdzie swojego księcia na białym koniu.
Rodzina:
• Matka - urodzona tak jak SH w sforze, suczka nie wierzy w jej miłość - Katja,
• Ojciec - uważa go tylko za psa, którym może sobie pomiatać, jest na każde jej zawołanie - Tramp,
• Siostra - najmłodsza z całego miotu, znienawidzona przez SH, ponieważ rodzice poświęcają jej najwięcej swojego cennego czasu - Autumn,
• Brat - młodszy od Sparkle o kilka minut, podobny do jednej z suczek znajdujących się w sforze o wysokiej randze - Sphinx,
• Babcia od strony matki - dołączyła do CD i została partnerką dziadka Alex'a - Niita,
• Dziadek od strony matki - tak jak babcia dołączył tutaj, jednak babcia odeszła i on sam wychowywał trójkę ich szczeniąt - Alex,
• Babcia od strony ojca - matka jej ojca, zmarła gdy Tramp był jeszcze szczenięciem - Evie,
• Dziadek od strony ojca - Hope chciałaby go poznać, bo z opowiadań ojca wynika, że był wzorowym tatą, został zastrzelony przez myśliwych - Louis.
Historia: Mówiąc szczerze to trzeba by zacząć opowiadać całą historie jej zwariowanej rodzinki, jednak tego nie chce się robić. No, ale co można zrobić... Zacznijmy od tego, że pewnego zimowego dnia do sfory dołączył jej dziadek zwany Alex'em. Poznał babcię Niitę. Długo byli tylko przyjaciółmi. Dziadek nie mógł zdecydować się na ten krok, ale gdy wreszcie to uczynił... Miał partnerkę. Nii zaakceptowała jego propozycje i zostali parą. Później suka zaszła w ciążę. Urodziła szczenięta. Dwójka zmarła. Przykre. Niestety taka prawda. Została tylko czwórka. Wytrwałe rodzeństwo z odmiennymi charakterkami. Wujek Valentino i dwie ciotki - Suyin i C.A.. No i rzecz jasna jej matka. Katja, bo tak miała na imię, a raczej tak ma na imię, poznała tatę gdy była jeszcze szczenięciem. Tak jak dziadek i babcia, długo byli tylko przyjaciółmi. Jednak oboje byli w sobie zakochani. Aczkolwiek nikt nie chciał zniszczyć tej pięknej przyjaźni. Coś jednak zniszczyło ich przyjaźń. Zostali rozdzieleni. Nie widzieli się przez dłuższy okres czasu. Gdy znów się spotkali byli już dorośli. Zakochali się w sobie. Ale nadal byli tylko przyjaciółmi. Jednak los chciał to zmienić. Tramp wyznał Katji miłość. No i jak mogło to się inaczej potoczyć? Jej matka zaakceptowała to i zostali partnerami. Tak też jej matka zaszła w ciążę i urodziła trójkę szczeniąt.

Kontakt: koniara1002 | psiara1002 | nestea.lovciam@gmail.com


Imię: Sphinx
Zdrobnienie: Mówią mu po prostu Sphinx, ale zdarza się, że ktoś mu powie Sphi
Płeć: Pies
Wiek: Szczenię
W hierarchii: Szczeniak
Charakter: Sphinx jest typowym romantykiem. Lubi przebywać w towarzystwie innych psów. Jest czyściochem, jednak nie przeszkadza mu wejście w kałużę błota. Sphi jest miły, szczery i ma jeszcze wiele innych zalet. Jednak, tak jak każdy ma wady. Przykre, ale prawdziwe. Rządzi się własnymi zasadami i nikt nie może wtargnąć do jego świata bez uprzedzenia. Kocha swoich rodziców i nie wie co by się stało gdyby nagle umarli tak jak rodzice jego ojca. Stara się być idealnym psem, jednak nikt taki nie jest. Sphinx uważa, że bez miłości nie ma życia. Jest zupełnym przeciwieństwem swojej siostry SH.
Motto: "Wiersz jest ponad czas i ponad śmierć."
Lubi: Towarzystwo płci przeciwnej, czyli suczek. Każda z nich ma w sobie to coś co go pociąga. Lubi też się bawić. Zresztą jak każdy szczeniak.
Nie lubi: Ciężko określić czego Sphi nie lubi. Ciągle poznaje świat i jego właściwości.
Umiejętności: Sphinx jest zwinny. Po rasach swoich dziadków i pradziadków odziedziczył szczególnie to. Można też powiedzieć, że jest silny.
Wygląd:
- Rasa: mieszaniec
- Maść: tricolor - brązowo-biało-kremowe
- Wysokość: wciąż rośnie
Ciekawostki:
• Urodził się jako drugi w miocie.
• Jest jedynym synem swoich rodziców.
Partnerstwo: Jako iż jest typowym romantykiem raczej szybko znajdzie sobie potencjalną partnerkę.
Rodzina:
• Rodzice - Katja ♀ i Tramp ♂
• Rodzeństwo - Autumn ♀ i Sparkle Hope ♀
• Rodzice matki - Niita ♀ i Alex ♂
• Rodzice ojca - Louis ♂ i Evie ♀
Historia: Pewnego razu jego tata gdy był jeszcze szczenięciem trafił do tej sfory, ponieważ jego rodzice umarli, a on chciał się usamodzielnić. Trudno jednak mu było. Poznał w końcu swoją obecną partnerkę, a jego matkę - Katję. Najpierw była to tylko przyjaźń, która stopniowo przeobrażała się w miłość. Dzięki tej miłości teraz na świecie jest on i jego siostry.
Kontakt: Luluś12; lauralulus97@gmail.com


Imię: Autumn
Zdrobnienie: Autumn to jej pełne imię jednak każe na siebie mówić Aut. Nie lubi bowiem swojego pełnego imienia.
Płeć: Suczka
Wiek: Szczenię
W hierarchii: Szczeniak
Charakter: Aut jest wesołą i radosną suczką. Zawsze uważana za najsłabszą z miotu. Rodzice nie dawali jej szans na przeżycie. A jednak. Ona udowodniła, że nawet najmniejsze szczenię potrafi przeżyć. Wierzy w miłość od pierwszego wejrzenia. Uwielbia jesień, stąd też wzięło się jej imię. Lubi przebywać w towarzystwie prawdziwych przyjaciół. Lubi się bawić. Gdy to robi wygląda jak przerośnięte szczenię. Zawsze jest pełna energii. Często się uśmiecha. Stara się to robić nawet gdy jest jej ciężko. Autumn jest zmienną suczką, zresztą jak to mówią "kobieta zmienną jest". Ona jest tego żywym przykładem. Najczęściej jednak jest miła i opiekuńcza. Suczka nie jest ufna. Wierzy tylko przyjaciołom. Potrafi wyczuć jakie kto ma intencje więc nie ma za dużo przyjaciół. Stara się zmienić.
Motto: "Są przypadki, kiedy znacznie lepiej jest stracić, niż zyskać."
Lubi: Jesień. Stąd też wzięło się jej piękne, aczkolwiek dość dziwne imię - Autumn.
Nie lubi: Być sama. Wtedy strasznie się boi. W końcu gdy urodziła się była najmniejsza, a rodzice zostawili ją samą.
Umiejętności: Autumn jest zwinną suczką, co odziedziczyła po tacie i po rasowym dziadku Alexie.
Wygląd:
- Rasa: mieszaniec, szczególnie jednak podobna do taty
- Maść: blue merle tricolor
- Wysokość: wciąż rośnie
Ciekawostki:
• Urodziła się ostatnia.
• Jest najmniejszą suczką z miotu rodziców.
Partnerstwo: Nie myślała na temat założenia rodziny. Jest w końcu jeszcze szczenięciem.
Rodzina:
• Rodzice - Katja ♀ i Tramp ♂
• Rodzeństwo - Sparkle Hope ♀ i Spinx ♂
• Rodzice matki - Niita ♀ i Alex ♂
• Rodzice ojca - Louis ♂ i Evie ♀
Historia: Pewnego razu jej tata gdy był jeszcze szczenięciem trafił do tej sfory, ponieważ jego rodzice umarli, a on chciał się usamodzielnić. Trudno jednak mu było. Poznał w końcu swoją obecną partnerkę, a jej matkę - Katję. Najpierw była to tylko przyjaźń, która stopniowo przeobrażała się w miłość. Dzięki tej miłości teraz na świecie jest ona i jej rodzeństwo.
Kontakt: Luluś12; lauralulus97@gmail.com