Tak więc zawołaliśmy nasze pociechy i wyszliśmy na zewnątrz. River od razy pobiegła do najbliższego krzaka, a Hazel zainteresował się gąsienicą.
-Gdzie zabierzemy je najpierw - spytał Hiro. Spojrzałam na już brykające wesoło maluchy i zwróciłam wzrok z powrotem na mojego ukochanego.
-Chyba Wolne Pole będzie dla nich odpowiednie jak na pierwszy raz - odparłam z uśmiechem. Pies przyznał mi rację.
-Riv! Haz! Chodźcie tu urwisy - krzyknął w stronę hasających szczeniąt. Maluchy nadal turlały się po trawie, dlatego Hiro musiał ponowić wołanie.
-Dzieci! - wspomogłam go łagodnie. W końcu maluchy oderwały się od zabawy i podbiegły do nas - Idziemy na spacer - poinformowałam je entuzjastycznie. Na myśl o pierwszej wspólnej, rodzinnej wyprawie cieszyłam się niemal tak samo jak nasze pociechy.
***
Dotarliśmy na Wolne Pole. Hazel i River najpierw stali w miejscu, pierwszy raz widząc tak wielką przestrzeń, potem jednak rzucili się w miękką, gęstą trawę. Usiedliśmy blidko siebie, patrząc na brykające maluchy.
-Kiedy widzi się swoje pociechy wesoło merdające ogonkami, ma się wrażenie, jakby nic innego nie miało znaczenia. Czuję się jakbym zrobiła coś dobrego.
-Dzieci tak szybko rosną - powiedział mój partner z uśmiechem - Jeszcze niedawno były tylko puchatymi kuleczkami.
Westchnęłam. Czas mija niezwykle szybko, kiedy jest się szczęśliwym. Oparłam się o bok Hira, a on pocałował mnie w czoło.
W międzyczasie szczenięta zdążyły się znudzić bieganiem tam i z powrotem, dlatego przeszły na zapasy. Z tego co widziałam, wygrywała River. Haz już miał skoczyć w kierunku suni, ale niestety zachaczył łapą o kłębowisko trawy. Zerwałam się, jednak bujna roślinność zamortyzowała upadek. Piesek podniósł łebek z gąszczu i wywalił jęzor w stronę śmiejącwj się siostry. Ta w odpowiedzi pacnęła go w nos. Po chwili znowu bawili się w najlepsze. Pokręciłam głową z uśmiechem. Aż żal było im przerywać, jednak mnóstwo miejsc czekało na zwiedzeni, trzeba było ruszać dalej. Trąciłam delikatnie mojego partnera.
-Idziemy dalej - powiedział do naszych dzieci, uśmiechając się przy tym.
-Zobaczycie Blue Cove - polizałam moją córkę za uszkiem - Jeśli będziecie grzeczni, to może pozwolimy wam popływać.
Szczeniaki zamerdały ochoczo ogonami i pobiegły przed siebie.
-To nie w tą stronę, maluchy! - zawołał za nimi Hiro, śmiejąc się.
***
I tak pierwsza rodzinna eskapada dobiegła końca, pomyślałam leżąc w komorze dzieci.
-Dobranoc - powiedziałam do śpiącego w komorze obok Hiro. Ułożyłam głowę na łapach i zasnęłam, razem z wtulonymi w moją sierść szczeniętami.
Hiro ^o^
Opo z telefonu, za autokorektę nie odpowiadam xd
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz