środa, 11 marca 2015

Od Quer - Skurcz, skurcz, skurcz! [cz.II]

Słońce wzeszło już wysoko, zalewając świat ciepłym blaskiem.Wciąż podenerwowana zaproponowałam Hiro spacer na zrelaksowanie się.
-Oczywiście, jeśli tego sobie życzysz - zgodził się od razu. Ruszyliśmy wydeptaną leśną ścieżką. Podszycie pokryte było gęsto paprociami, nie dało się dostrzec nawet skrawka wolnej powierzchni. Las tonął w złotym świetle dnia. Zaczęłam głęboko oddychać, wciągając pachnące ziołami powietrze. Zauważyłam, że mój partner zrobił to samo. Szliśmy obok siebie, a nasze ogony zgodnie merdały. Mimowolnie uśmiechnęłam się na ten widok. Nad moją głową przeleciał ptak, wypełniając las echem swojego śpiewu. Spojrzałam na Hiro błyszczącymi oczami. To miejsce wyglądało magicznie, jakby emanowało zielonkawo-żółtą poświatą. Dostrzegłam małego, czarnego żuczka przecinającego dróżkę. Pochyliłam pysk tak, że niemal dotykałam nosem wonnego, mokrego poszycia. Owad przeszedł na drugą stronę i zniknął w paprociach. Westchnęłam, a do mojego nosa dotarł słodki zapach wiosennych kwiatów. Wznowiłam wędrówkę, Hiro jak na komendę podążył za mną. Nie odzywaliśmy się do siebie, lecz trwaliśmy w przyjemnym milczeniu. To była cisza zawierająca w sobie doskonałą harmonię i porozumienie, a nie wyrzuty i gniew. Popatrzyłam czule na ukochanego, natomiast on uśmiechnął się ciepło widząc moje spojrzenie. Skierowałam wzrok z powrotem na dróżkę. Poruszaliśmy się uklepaną w trawie ścieżynką, prowadząca na wskroś porośniętej kwiatami polanki. Wokół unosiła się przecudna woń. Powoli postawiłam łapę na polanie, a wtedy do lotu
poderwały się setki pomarańczowych motyli. Były wszędzie - morze rudych skrzydełek tworzących niesamowity szum, jak na coś tak małego i delikatnego. Patrzyliśmy oniemiali na ten niesamowity widok, nie mogąc się nadziwić pięknem otaczającej nas natury. Westchnęłam w niemym zachwycie, spoglądając na Hiro kątem oka, gdyż nie chciałam przegapić ani sekundy z pięknej sceny. Pies przyglądał mi się z błogim uśmiechem. Również uniosłam kąciki pyska, lecz nadal nie odrywałam wzroku od wciąż wylatujących z kryjówek w trawie motyli.
-Nie musicie uciekać, nic wam nie zrobimy - powiedziałam łagodnie, nagle przerażona chaotycznym lotem stworzonek. Wiele z nich zderzało się w locie. Mogą sobie zrobić krzywdę! Na szczęście po mojej interwencji chmara uspokoiła się, zataczając delikatne koła nad naszymi głowami. Zaśmiałam się radośnie, a echo rozniosło się po całym lesie. Spojrzałam na Hira z miłością. Dla takich momentów warto żyć, tak jak kiedyś powiedział mój partner. Zbliżyłam się do ukochanego i przytuliłam go. Odwzajemnił uścisk, przymykając oczy. Dłuższą chwilę trwaliśmy w tej pozycji, kiedy nagle mój pysk wykrzywił grymas.
-Coś się stało? - zapytał zaskoczony Hiro.
-Nie nic... - uspokoiłam go, z powrotem przybierając wyraz spokoju na pysku. Pies nie wyglądał na przekonanego, dalej przyglądał mi się z uwagą. Po chwili poczułam kolejną falę bólu w okolicach miednicy. Mimowolnie syknęłam z bólu.
-Idziemy do medyka - powiedział łapiąc mnie za łapę i ciągnąc w stronę sfory.
-Nie, czekaj! - skrzywiłam się. Kolejny ucisk wywołał u mnie mroczki, dałam się pociągnąć w rozmazaną plamę zieleni...



C.D.N

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz