Byłam zdruzgotana. Nie mogłam uspokoić myśli i wciąż w nerwach przypominałam sobie tę makabryczną scenę... Kiedy Kiara wydała swój ostatni pisk i kiedy kłapnięciem pyska chwyciłam przyjaciela... To było przerażające...
-Z wielką chęcią się gdzieś przejdę, ale nie lepiej byłoby sprawdzić czy Kiara przeżyła?
-Z pewnością uszło z niej życie. Upadek z takiej wysokości zapewne skończył się śmiercią. -westchnął Marvel.
Sama wtedy się zamyśliłam. W sumie miał rację.
-Ale wypadałoby chociaż zrobić jej pogrzeb!-krzyknęłam nagle
-Niby tak, ale lepiej zostawmy ją tam. Nie chcę mieć już z nią nic do czynienia.
-Marvel! Co ty wygadujesz! Co się z tobą dzieje!
Byłam zdziwiona jego zachowaniem.
-To przez te nerwy...
-Rozumiem, mnie też czasem ponosi. Może masz rację? Co się stało już się nie odstanie. Zapomnijmy o tym.
-Ciężko będzie, ale spróbuję.
Szliśmy już bez słowa. Żadne z nas nawet na siebie nie popatrzyło. Nasz wzrok skierowany był pod nogi lub naprzeciw. Dzień się powoli kończył. Zaczęła robić się szarówka.
-Marvel?- zagadnęłam
-Hę?
-My już idziemy i idziemy. Końca wędrówki nie widać. Robi się ciemno.Nie boisz się?
-Nie.
I znów umilkliśmy. Na zegarach z pewnością widniała już godzina po 18. W uszy zaczął szczypać nieprzyjemny mrozik. My dalej bieżyliśmy przed siebie. Wkrótce zaczęły boleć mnie nogi i trzęsłam się z zimna.
-Marvel?- ponownie zagadnęłam
-Hę?- powtórzył
-Zimno mi. Zatrzymajmy się już. Przenocujmy.
Pies rozejrzał się zapewne za pierwszą lepszą grotą.
-Nuka, my chyba jesteśmy poza Crazy.
Przeraziłam się.
-Jak to?!
-No chyba tak... to z pewnością nie jest teren CD.
Rozejrzałam się, faktycznie.
Nagle chamski, lodowaty wiatr chuchnął nam prosto w twarz a zaraz potem na ziemię runął śnieg. Zaczęło padać. Po krótkiej chwili cała droga, po której szliśmy zasypana była białym puchem. Na sierści mojego przyjaciela spoczywało kilka kilogramów śnieżnego pyłu. Otrzepał się z niego po czym rzucił we mnie ugniecioną śnieżką.
-Ty dziadu!- warknęłam lepiąc moimi niezgrabnymi łapami kulkę. Marvel uciekając dostał w zad.
-Auć!- krzyknął czując uderzenie kawałka lodu
Puch powoli zredukował tempo sypania i po chwili z nieba spadały tylko pojedyncze stróżki zmrożonego deszczu,
-Marv, chyba musimy poszukać miejsca na noc.
-Też tak myślę. Zauważyłem nawet małą norkę o tam!- wskazał łapą.
Podążyłam w jej kierunku. Wkrótce zobaczyłam pod nogami małą dziurę o wejściu średnicy około 40 cm
-Ty żartujesz?- zakpiłam- PRzecież my się nie zmieścimy!
Ten zaśmiał się i zaczął rozkopywać ''drzwi''. Wkrótce dziura była na tyle duża, by do niej wejść.
O dziwo nora była zadbana, nie zniszczona, panował w niej przyjemny zapach sosny, a w dodatku na ziemi była skóra, która mogła posłużyć za posłanie.
-Widocznie ktoś niedawno ją opuścił.- powiedział Marvel.
-Zapewne, ale skąd taka pewność, że jest opuszczona, może włamaliśmy się komuś do mieszkania? Przyjdzie zaraz jakiś borsuk i wydrapie nam oczy. -zadrwiłam.
-Spokojnie. Przecież rano pójdziemy, ale zapewniam cię, że jest to opuszczony domek.
Zaufałam mu i położyłam się spać.
Byłam głodna, zmarznięta. Nie mogłam spać. Marvel zaś spał jak niemowlak.
W dodatku przez wejście do nory wiał zimny wiatr, który wdmuchiwał śnieg.
Nie zważając na trudności próbowałam zasnąć. Oczy mi się lepiły, jednak trzymałam je szeroko otwarte. Patrzyłam na słodko śpiącego Marvela.
Oczuwając kolejny podmuch wiatru wstałam i podążyłam w jego stronę. Ułożyłam się obok niego wtulając swą głowę w jego ciepłą sierść. Momentalnie zasnęłam.
<Marvi? ^ᴥ^>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz