Obróciłam się i zobaczyłam… wielkiego szczura wyłaniającego
się zza drzewa. Marika pisnęła. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że
ogromny ssak był fretką. Do tego chyba mamą naszej milutkiej towarzyszki.
Spojrzałam niepewnie najpierw na sunię, potem na śpiące zwierzątko.
Duże stworzenie syknęło, pokazując rząd ostrych ząbków. Z
łatwością rozerwałyby mi skórę na strzępy. Wzdrygnęłam się na samą myśl. Marika
prawdopodobnie wyobrażała sobie podobne rzeczy, bo również trzęsła się jak
galareta. Ostrożnie chwyciłam wciąż pogrążone we śnie maleństwo i delikatnie
położyłam na kępie mchu. Fretka poruszyła się, ale spała nadal. Widząc swoją
pociechę matka ruszyła w naszym kierunku. Nie zamierzałam czekać, aż do nas
dotrze.
-Wiej! – krzyknęłam i pociągnęłam Mary za ogon. Suczka
ostatni raz spojrzała na frecią rodzinę, po czym obróciła się gwałtownie.
Biegłyśmy przez kilkanaście minut, wiedząc jak potężny potrafi być gniew matki.
Zwłaszcza, jeśli w grę wchodzi jej młode.
W końcu zatrzymałyśmy się Drzewnej Dróżce. Chwilę szłyśmy
pod pochylonymi dębami dla wyrównana oddechu. Kiedy wreszcie przestałyśmy
dyszeć, usiadłyśmy.
-To było niezłe – powiedziałam i razem wybuchłyśmy śmiechem.
-Kto się spodziewał, że zaatakuje nas wściekła, przerośnięta
fretka – kolejny napad nieopanowanej głupawki. Z westchnieniem oparłam się o
pień.
-Jak dotarłaś do sfory? – spytałam, patrząc na Marikę z
ciekawością – Jeśli oczywiście wolno mi pytać.
Wyszczerzyłam kły w uśmiechu.
Mary?
TO jest dopiero dziwne... xd
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz