Tak wiem, że nie skończyliśmy pisać tamtych opowiadań, ale postanowiłam zacząć pisać następne.
~*~
Leżałam przy wyjściu z mojej jaskini. Nie wiadomo czemu kręciło mnie patrzenie na przechodzące prawie, że przed moim nosem psy ze sfory. Od czasu do czasu przebiegała sarna lub jeleń. Zmrużyłam oczy. Zauważyłam coś co rozpoznałabym po ciemku. Tak... Mogłam się domyślić, że był to mój głupkowaty braciszek. Jak zwykle szedł z uśmiechem na pysku. Przewróciłam oczami. W końcu nie na ten widok czekałam. Czekałam na Trampa, który za niedługo powinien wrócić z obiadem. Przyglądałam się mojemu bratu z zaciekawieniem. Syknęłam. Prawie tak jak wąż. Valentino podkulił ogon i położył po sobie uszy. Po czym zaczął powoli odchodzić. Uśmiechnęłam się do siebie. W oddali dało się widzieć sylwetkę Trampa wlokącego za sobą dość spory kawał mięsa. Ziewnęłam. Mieszkałam z psem już kilka tygodni u mnie w jaskini, bowiem tą wybraliśmy na swoją kryjówkę. Zupełnie odcięliśmy się od świata. Nie widzieliśmy świata poza sobą. W końcu mówią, że miłość jest ślepa. Jednak nie o to mi dokładnie chodziło. Pies zatrzymał się pod pagórkiem i spojrzał na mnie pytająco. Już dawno wiedziałam, że nie przywlecze jedzenia do jaskini po tak stromym stoku. Powoli zaczęłam wstawać. Zeszłam ostrożnie do psa. Będąc już obok niego liznęłam go w polik po czym usiadłam przy zdobyczy. Spojrzałam na niego. Uśmiechnął się do mnie, a ja zaczęłam jeść. Po chwili Tramp dołączył do mnie. Po skończonym posiłku wróciłam do jaskini. Położyłam się w legowisku. Tramp podszedł do mnie i położył się koło mnie. Wtuliłam głowę w jego miękką sierść. Pies był widocznie zadowolony, bo gdy na niego spojrzałam uśmiechał się do siebie. Długo rozmawialiśmy o byle czym. Sama dokładnie nie wiedziałam o co dokładnie chodzi. Tramp wiele razy mówił do mnie coś w innym języku, a ja odpowiadałam np.: Co? Nie rozumiem. I takie tam inne. Nadszedł wieczór. Dawno już chciałam powiedzieć o czymś psu, ale nie potrafiłam. No cóż... Tak się zdarza. Nie byłam gotowa by mu o tym oświadczyć.
Wyszliśmy na spacer. Było ciemno. Na niebie świeciły gwiazdy, a my szliśmy przed siebie. To Tramp prowadził. Mówił, że znalazł wyśmienite miejsce na nocny spacer. Zgodziłam się, bo co miałam uczynić. Szłam obok psa. Spoglądaliśmy na siebie co jakiś czas.
Po długim spacerze, po lesie dotarliśmy na wskazane przez Trampa miejsce. Dotarliśmy na otwartą przestrzeń. Tak, była to łąka. Stał tam tylko drewniany domek. Położyliśmy się na trawie w takim miejscu by mieszkańcy domku nas nie zauważyli. Udało nam się to, bo po chwili światła zgasły. Leżeliśmy długo, wtuleni w siebie spoglądając w gwiazdy. Czułam się taka... No taka, spokojna. Albo inaczej. Bezpieczna. Nigdy się tak nie czułam. Nie doznałam jeszcze nigdy takiego uczucia. Było takie... Fajne? Nie, to mało powiedziane. Spojrzałam na siebie przenikliwym wzrokiem. Tramp popatrzył na mnie ze zdziwieniem. W końcu postanowił coś powiedzieć...
- Całą drogę chciałaś mnie o czymś powiadomić. Masz szansę mi to wyznać. - uśmiechnął się i spojrzał mi głęboko w oczy. Odbijał się w nich blask małych gwiazdeczek i księżyca.
- No chciałam... - wydałam z siebie piskliwy głosik. Tramp prawie wybuchł śmiechem, jednak starał się opanować. Skinął głową.
- Chciałaś? To teraz już nie chcesz? - spytał poważnie. Nie wiedziałam co robić. Śmiać się, a może płakać? Spojrzałam na Trampa, a później odwróciłam wzrok. Jak powiedzieć mu prawdę? No jak? W głowie roiło mi się od różnych myśli. W końcu skupiłam w sobie całą moją odwagę. Nigdy nie byłam jeszcze tak poważna.
- Chcę... Chcę ci powiedzieć, że będziemy mieli szczenięta. - powiedziałam, po czym dziwnie mi ulżyło. Tramp spojrzał na mnie, a po chwili uśmiechnął się po czym mocno mnie przytulił.
< Tramp-ik? >
Ogłaszam wszem i wobec, że Katja jest w ciąży ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz