wtorek, 28 kwietnia 2015

Zawieszenie

Muszę zawiesić sforę, ponieważ aktualnie przygniata mnie ogrom nauki i obowiąaków. Moją decyzję potęguje jeszcze nieaktywność sfory. Muszę odetchnąć od wirtualnego świata... a boję się, że sfora popadnie w ruiny gdy komuś ją przekażę, wolę, by została chwilowo zawieszona.  Sfora zostaje zawieszona do odwołania.
Dziękuję za zrozumienie.

~Rambo

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Od Edwarda CD Negry

Westchnąłem odchylając uszy do tyłu.
- Gdyby tylko konie potrafiły szczekać jak psy... - mruknąłem pod nosem, nie patrząc na Negrę. I wtedy wydarzyło się coś dziwnego.
Klacz zarżała, unosząc szlachetną głowę. Jednak to nie było zwykłe rżenie. Zdawało sie być inne, unoszone z powietrzem... Mało materialne, nie rzeczywiste... Tak jakby było tylko wspomnieniem, czymś co wydawało nam się przez sekundę.
Wiatr powiał unosząc dźwięk ku nam, a mnie przeszyła wizja.
Była krótka, zdawało się, że trwała kilka sekund, jednak przez głowę przeleciało mi kilka obrazów.
Zobaczyłem karą klacz w boksie, a obok niej na trzęsących się nóżkach kiwał blady źrebak.Wizje zmieniały się zaskakująco szybko.
Potem ujrzałem dorosłą białą klacz, głaskaną przez chłopaka z okładki gazety w stroju jeździeckim. Później ta sama klacz, skacząca przez przeszkody... I na zawodach. 
Następnie ukazała mi się wizja chłopaka z pucharem za 1 miejsce w ręku, trzymając za wodze białego konia, wśród błysków fleszów.  Takiego rodzaju wizji było pełno.... Zawody, ćwiczenia...
Wtedy zauważyłem tego samego chłopaka głaszczącego uspokajająco, białą ciężarną klacz po szyi.
Potem ten sam koń stał w boksie, patrząc na mokrego gniadego źrebaka, kłusującego po boksie. Potem wizję zaczęły migać coraz szybciej. Klacz z źrebakiem na padoku... Klacz z źrebakiem z powrotem w stajni... Obserwowałem jak na filmie etapy życia źrebięcia. Poczułem jej panikę, gdy właściciel oddzielał gniadego ogiera od matki. 
Widziałem też tę siwą, patrzącą przez okienko w boksie, na właściciela, trenującego rocznego już ogierka na padoku. I w końcu te najgorsze wspomnienia: były przesycone smutkiem, rozpaczą i strachem.
Widziałem ogiera w boksie, z podkulonymi nogami, który w ogóle się nie ruszał. Widziałem zmartwioną minę właściciela, i niepokój w oczach klaczy.
Następnie zobaczyłem człowieka, prawdopodobnie ojca chłopaka, który wprowadza słabego konia do przyczepy, słyszałem paniczne rżenie klaczy...A także chłopaka próbującego powstrzymać ojca, który tłumaczył młodemu synowi "Że już nic nie da się zrobić, że jest skończony, i trzeba skrócić jego cierpienia"
Oddali go na rzeź...Potem zauważyłem chłopaka, siodłającego w nocy klacz. Widziałem jak galopują przez stepy amerykańskie...Chcieli uratować gniadego ogiera. I w końcu najgorsze.
Klif. Klacz nie mogła się zatrzymać. Poślizg. I nagła ciemność.
Potem zauważyłem światło, wśród ciemności. Chciałem do niego pobiec, czując nagły przypływ chęci. Lecz coś trzymało mój ogon. Gwałtownie pociągnęło, a ja opadłem w wieczną ciemność, patrząc jak światło oddala się...
Klacz stała przy swoim martwym ciele, i ciele swojego pana. Zarżała przerażająco i uciekła.
Potem widziałem, jak klacz kopie w drzwiczki od boksu gniadego syna. Ogier zarżał i wyleciał z budynku w las, a klacz za nim...
Ogier biegł przez ciemny las. Gdzieś dalej płonął ogień, który okazał się ogniskiem... Ogier nie wyhamował i ... Wbiegł w ognisko.
Później zobaczyłem nas. Mnie i Negrę kręcących się przy ciele zmarłego. Poczułem strach klaczy, która obawiała się nas, że zrobimy coś trupowi.
Chciała abyśmy jej pomogli. Chciała zabrać Negrę na miejsce jej śmierci, aby pomogli jej odejść w spokoju...
I tu wizja się urwała.
Otworzyłem gwałtownie oczy i od razu skierowałem je na Negrę. Jej mina mówiła, że musiała zobaczyć to samo. Srebrna klacz nagle stała mi się o wiele mniej realistyczna.
- Odeszła w sposób nieczysty, mając niedokończoną sprawę. Uwolniła syna, jednak to nie pozwoliło jej odejść w spokoju, gdyż jej syn umarł od razu po uwolnieniu. Została uwięziona w świecie śmiertelnym, zawieszona pomiędzy dwoma światami. Musimy pomóc jej odejść.
- Ale jak ? - zapytała Negra, która chyba nie połapała się w sprawy tego typu.
- Trzeba powtórzyć jej śmierć,  Zabrać ją na miejsce śmierci. Znaleźć jeźdzca, który rozpędzi się z galopu i spadnie z klifu. Tym jeźdzcem musi być ktoś z nas.
Oczy Negry się zaokrągliły.
- To szaleństwo. Od kiedy to tobie przychodzą szalone pomysły do głowy? Myślałam, że nie potrafisz lecieć na złamany kark do przodu, a tu proszę..
- To prawda, nie potrafię. Jednak jestem bardzo wyczulony na punkcie śmierci.
< Negra?>

Od Skyggen CD od Rambo

    Powoli otworzyłam oczy, usiłując powstrzymać narastający ból w czaszce. Do moich nozdrzy dotarł metaliczny zapach krwi, więc rozwarłam powieki nieco szerzej, by ujrzeć, czy Rambo jeszcze żyje. Wpierw przed moimi oczami tańczyły kolorowe plamy, jednak po chwili obraz się wyostrzył. Ujrzałam małą, brunatną kałużę zaschniętej krwi. Rambo nie było. Wystawiłam obolały łeb z nory. Był poranek, a promienie słońca tańczyły na trawie okalającej norę. Rambo siedział na trawie, tuż przed niewielkim strumieniem, który przepływał nieopodal jamy, w której spałam. Podeszłam do niego, po czym przysiadłam się. On zdawał się nie zwracać na mnie uwagi.
- Dziękuję - mruknęłam, po czym wstałam. Rambo był cały poraniony, kilka z jego draśnięć wciąż krwawiło. W naszej sforze nie ma medyka, więc trzeba będzie poradzić sobie jakoś inaczej.
   Podniosłam łeb do góry, mając nadzieję, że wyczuję zapach zioła, które może uratować mu życie. Tak, jest! Ruszyłam do przodu, głucha na pytania Rambo. Przedzierałam się przez krzewy, poszukując pierzastych liści i czerwonych kwiatów. Małe ziele rosło na samym środku drogi. Jakież to szczęście, że moja matka postanowiła nauczyć mnie rozróżniać zioła...
   Po chwili zerwałam kilka suchych kłosów, które ludzie pozostawili po letnich żniwach. Szybko wróciłam do Rambo, kładąc zioła przed nim.
- Przyłóż to do ran - powiedziałam, i nie czekając na pytanie odparłam - Krwawnik pospolity, zioło tamujące krwawienie. Kłosami przywiążesz go sobie do ran.

<Rambo? Dzielny piesek *głasku głask*>

niedziela, 26 kwietnia 2015

Od Amigo cd Mai

- Nie. Po prostu tak tylko przechodziłem.
- Na pewno? - spytała podejrzliwie suczka
- Tak. Zobaczyłem cię, więc postanowiłem się przywitać.
- Cóż, miło mi więc poznać.
- Nawzajem. - odparłem merdając ogonem - Nie masz nic przeciwko, żebym tu trochę został? - spytałem dla pewności
- Jasne. Jeśli masz ochotę. Ale głaz i tak jest zajęty. - dodała szybko. Kiwnąłem głową i położyłem się na trawie.
- Jesteś Maya tak? - sunia przytaknęła - Co myślisz o Crazy Dog's?

<Maya? taka gadka szmatka ale nie mam pomysłu xd >

Od Rambo CD Skyggen

Och! W co my się wplątaliśmy! Przecież basior był od nas kilka razy większy, a zresztą my byliśmy ty6lko małymi pieskami udającymi macho. 
---
Po chwili -dosłownie kilku sekundach- akcja przyjęła nieoczekiwany zwrot. Dzielna Skyggen dostała mocny, tępy cios w głowę po czy m upadła na zakrwawioną ściółkę. Widziałem jak basior chce się na nią rzucić, ale zanim jednak z pozycji skoku zdążył położyć łapska na jej ciele, wsunąłem się między nich i jednym, zwinnych ruchem chwyciłem za kark nieprzytomną Makt. Mimo ciężaru, jaki mi sprawiała zarzuciłem ją sobie na plecy i pobiegłem w bezpieczne miejsce, by złożyć ją tam i wrócić na krwawe pole bitwy. Tak też zrobiłem. Ukryłem suczkę w wielkim krzaku tarniny i zaraz później sam się w nim schowałem. Wypatrywałem wroga. Zbliżał się wielkimi krokami, tropiąc nas z nosem w ziemi. Gdy był wystarczająco blisko, lekko wysunąłem się do przodu, po czym oddałem długi, zwinny skok wprost na jego kark. Zaczepiłem się o niego kłami -którymi zacząłem trzepać na lewo i prawo- i umieściłem nogi tuż przy jego parkach. Innymi słowy jeździłem na nim.  Próbowałem wbić zębiska tak mocno, jak tylko się dało, ale niestety. Przy tak brawurowej posturze zaraz upadłem z niego. Leżąc byłem dobrym obiektem do ataku, ale zanim wilk się zorientował skoczyłem mu wprost do jego gardła, wbijając ostre jak brzytwa kły w miękką skórę i rozdzierając powoli jego tkankę. Wbijając się do tchawicy, pociągnąłem mocno w swoją stronę, by zadać mu jeszcze więcej bólu, za to co zrobił Makt. Należało mu się. 
Po chwili odbiegłem, ponieważ moje siły słabły, a dodatkowe pastwienie się nad basiorem jeszcze by mnie bardziej pogrążyło. Postanowiłem pobiec jak najszybciej do Skyggen, by jej pomóc i opatrzyć ją. Wiedziałem, że wilkowi zostało zaledwie kilka chwil życia, bo wykrwawiał się na żywca. 
Będąc przy krzewie tarniny rozejrzałem się dookoła, czy aby na pewno nikt się nie zbliża. Na moje szczęście zza horyzontu wychodziło jedynie leniwe słońce i nikt inny więcej.
Wyciągnąłem suczkę z zarośli, po czym delikatnie umieściłem ją na swoich barkach. Wiedziałem, że nie dotrę jeszcze dzisiaj tak słaby do mojej jaskini, ani nawet do groty medyka. Musiałem poszukać szybko jakiegoś schronienia. Na wielgachne szczęście w lesie - zaledwie kilkanaście kroków dalej znajdowała się nora, zapewne wykopana przez borsuka lub coś borsukopodobnego. Nie zastanawiając się dłużej rozkopałem jej wejście, rozrywając przy tym kilka korzeni. Gdy dziura była wystarczająco duża, ponownie chwyciłem Skyggen na swe plecy i będąc już w grocie umieściłem ją delikatnie na skórze, która się tam znajdowała.
Sam położyłem się obok, mimo, że potrzebowałem fachowej pomocy medyka. Faktycznie - moje obrażenia były rozległe i bolesne, ale stwierdziłem, że do jutra zaschną i będzie po problemie. Skygenn miała tylko kilka draśnięć, więc nic nie mogło się jej stać do jutra. Musieliśmy w ciszy przeczekać tę noc, a nazajutrz wyruszyć do Crazy Dogs.

<Skyggen? Uratowałemn :3>

Od Skyggen CD od Rambo

    Cofnęłam się, a moje źrenice rozszerzyły się gwałtownie. Wydobyłam ze swego gardła cichy warkot, co jeszcze bardziej rozdrażniło wilka. Szczeknął, po czym zaczął zbliżać się do ubitej zwierzyny. Rambo usiłował odwieść go od tego pomysłu, jednak jego szczekanie i powarkiwanie niewiele dało. Nie jestem dobra w gryzieniu, jedyne co umiem, to ucieczka. Cofnęłam się, tuląc uszy do grzbietu.
- Rambo, odsuń się - szepnęłam, usiłując słowami zatrzeć drżenie głosu - Jeszcze on ci coś zrobi...
    Pies nie odpowiedział nic. Jedynie lekko zbliżył się do basiora. Ten jednak ignorował Rambo, za to niebezpiecznie zbliżał się do mnie. Warknęłam, po czym ze szczekaniem rzuciłam się w stronę wilka. Ten cofnął się i wbił zęby w mój kark. Z piskiem, a może i krzykiem, usiłowałam wyrwać się z uścisku wilczych szczęk. Rambo zaszczekał, po czym z furią wbił wilkowi zęby w brzuch. Ten pisnął, cofając się. Jego czarne futro splamiła czerwona maź. Rzuciłam się na niego. I to mnie zgubiło.
    Widziałam tylko czarny cień, pochylający się nade mną. Czułam ból w trzewiach i strach o życie mojego towarzysza. Słyszałam piski i szczekanie. A potem zapadła ciemność.

<Rambo? Uratuj mnie xd>

Od Negry CD Edwarda

Skoro koń wlepiał w nas swój wzrok, odwzajemniłam ten gest i ja również zaczęłam gapić się w głąb jego brązowych ślepiów. Chciałam się na nich skupić i być może odczytać jakiś znak płynący z nich ,ale niestety - myliłam się. Po raz pierwszy w życiu moje zdolności szamanki nie przydały się, stworzenie było obojętne na moje zaklęcia i uroki, które słałam w jego stronę.
-Nic z tego. -powiedziałam w końcu przerywając ciszę i odrywając wzrok od końskich oczu i patrząc w stronę Edzia.
-Ehh... -wydał z siebie tchnienie niezadowolenia.
Wtem ku naszemu zdziwieniu koń położył się. Nie obnażył kłów, anie nie wierzgał. Posłusznie skierował swe ciało ku dołowi, by spocząć na ziemi. Zdziwiło mnie to.
Podeszłam do konia i obchodząc go dookoła zaczęłam bacznie mu się przyglądać. Wtedy zauważyłam tę kolosalną podobiznę między nim, a truchłem, które paliło się nie tak daleko. No i wtedy zauważyłam jeszcze, że to klacz.
Wtem koń wstał. Podnosząc swe piękne ciało zarżał głośno. Po jego policzku pociekła łza, która pierw gruchnęła o ziemię, a później zniknęła wtapiając się w liście.
Siwa klacz zaczęła podążać w stronę unoszącego się dymu. W stronę ciała konia. Będąc przy nim położyła się obok niego i zaczęła przy nim czuwać. Nie pozwoliła nam się zbliżyć, mimo dobrych chęci.
-Edward! -wykrzyknęłam oświecona.
-Co!? -odpowiedział wyraźnie zaciekawiony
 -Przecież to jest dziecko tej klaczy! - walnęłam prosto z mostu.
Mimo tego, że udało mi się rozszyfrować więzy krwi między nimi, dalej byłam przerażona. To wszystko zaczynało robić się dziwne... śmierć, gazeta, data moich urodzin, te konie!

<Edek?>

Od Negry CD Percivala

Posłusznie udałam się za Salukim chowając się w czyżniach tarniny. Ułożyłam się wygodnie i zaczęłam obserwować plac, na którym leżał skatowany jeleń. Kątem oka widziałam ciągle kokoszącego się charta,. który nie mógł znaleźć sobie miejsca do patrzenia. Sprzedałam mu mocnego kuksańca w bok, po czym znów ustawiłam głowę na przód wypatrując nieprzyjaciela. Perszi.. Percival zrozumiał dany mu znak i mimo lekkiego ucisku cierni, na których leżał dzielnie wypatrywał oprawcy.
https://38.media.tumblr.com/ea5c3141635f993cce496f930a152edd/tumblr_n4kn7hufqD1s4at2ao2_r1_500.gifWkrótce usłyszeliśmy nieśmiałe stąpanie. Pękające pod ciężarem ciała patyki ze ściółką dawały znać, że intruz wcale nie był taki mały. Zdałam sobie sprawę z tego, że wilk może być potwornie duży i nie sprostamy mu we dwoje. Mimo to dalej wypatrywałam zwierza. Po kilku minutach ujrzeliśmy coś co niesamowicie nas zdziwiło. Do truchła podeszło onieśmielone, lekko strapione, lecz zaciekawione znalezioną zdobyczą stworzenie, które wlepiało w nie głębię swych ślepiów.
- I co robimy teraz, Sherlocku?! - krzyknęłam z poirytowaniem widząc wąchającego jelenia koleżkę z pędzelkami na końcach uszu.


<Percival? I co teraz? ._.>

sobota, 25 kwietnia 2015

Od Edwarda CD Negry

Oczy zaokrągliły mi się, źrenice skurczyły. Rumak chwycił brutalnie suczkę  za skórę na karku i przerzucił na grzbiet. Dokąd chciał ją zabrać, nie obchodziło mnie to. Kiedy suczka zawołała mnie po imieniu, oprzytomniałem, i zanim koń ruszył z kopyta, rzuciłem się jak głodny wilk prosto na jego szyję.Wbiłem kły głęboko w jego gardło, przebijając twardą skórę. Koń zarżał i zarzucił łbem zrzucając mnie z jego szyi. Kły ześlizgnęły mi się z jego skóry, upadłem ciężko na ziemię. W pysku czułem metaliczny posmak krwi, czerwona ciecz umorusała mi białą brodę. Wstałem gwałtownie, lecz spóźniłem się.
Rumak uniósł wysoko srebrne kopyta, w postawie dęba, zarżał, zarzucił srebrno-białą grzywą, a wszystkie te czynności trwały sekundę zanim ruszył przed siebie galopem. Wstałem i ruszyłem za nim,
Leciał przed siebie jakby na oślep. Widziałem z daleka tylko pasma jego siwych włosów w ogonie. Negra nie mogła skoczyć - galopował zdecydowanie zbyt szybko. Moje łapy, choć długie i silne, nie nadążały za koniem. Jednak parłem za nim na przód, w pogoń. Bałem się, że go zgubię. Pędził zbyt szybko. Ciało psa szybko się męczy. Czułem, jakby do łap przygwożdżono ciężkie kule, pot spływał mi z łopatek.
Leciałem za nim bez tchu. Kiedy tak biegłem i biegłem zdarzyło się coś dziwnego. Przed koniem wyrosła drewniana kłoda. Nie zdążył przez nią przeskoczyć. Zatrzymał się gwałtownie i aby utrzymać równowagę stanął dęba. Przez tą krótką przerwę zdążyłem ich dogonić, dysząc ukrywanie. Jednak Negra, zjechała z jego grzbietu... prosto na mnie.
- Em...Miło by było gdybyś wreszcie ze mnie zeszła. - burknąłem po krótkim czasie.
- Wiesz..wygodny jesteś. - zaśmiała się szyderczo, jednak zeszła.
- To zabrzmiało źle - mruknąłem pod nosem.
Koń nie reagował. Wpatrywał się w nas czarnymi oczami bez wyrazu.
<Negra? Brak czasu x.x>

Od Rambo CD Skyggen

Gdy wbiłem swe ostre jak brzytwa kły w nędznego jelonka, jego gorąca krew buchnęła stróżkami zalewając moje łapy i pysk. Szybko oblizałem się z lepkiej mazi i ponownie zacząłem kąsać zwierza. 
Nieśmiałym krokiem zaczęła podchodzić do mnie Skyggen. By ją zachęcić powiedziałem:
-Jedz śmiało!
Po chwili i ona delektowała się kruchym mięskiem. 
-Pyszna, ale ja mam już dość. Najadłem się. -rzekłem w pewnym momencie odsuwając łapą zad łani. 
-Wiesz... ja chyba też - powiedziała Skyggen przełykając ostatni kęs. 
Mieliśmy już odejść od zwierzaka, ale ja - mistrz zbieractwa - zachwycony pięknem futra, postanowiłem, że zedrę z łani skórę, wyprawię ją i zrobię z niej przepiękny dywanik.
-Poczekaj. -wydałem rozkaz.
Podszedłem do zwierzęcia i zacząłem skalpować je z sierści ku pomocy zaostrzonych niczym noże pazurów i mocnych kłów. Gdy byłem w połowie sukcesu zaniepokoiły mnie dziwne dźwięki. Odrywając się na chwilę od roboty spojrzałem przed siebie.
To co zobaczyłem nieźle mnie przestraszyło! Przede mną stał gigantyczny basior z napiętymi  do granic możliwości mięśniami i spojrzeniem łaknącym mordu. Obnażając swe zębiska warknął przeraźliwie.
https://33.media.tumblr.com/7635c8c914ff87cb9306b9cd012f8623/tumblr_myanwbYikV1sss7aoo1_500.gif<SM?>

Od Percivala CD Negry

Patrzyłem wielkimi oczami na miotającego się jelenia, a właściwie na strzępy skóry, które zostało w miejscu, gdzie powinna znajdować się jego szyja. Zdawało mi się, że dostrzegam fragment jego tchawicy...
-Zrób coś jełopie! - Negra rzuciła mi zabójcze spojrzenie, jednak w jej oczach widać było niemą prośbę. Pokręciłem łbem, a po chwili jeleń wydał ostatnie stęknięcie i opadł bezwładnie.
-Jak mogłeś?! - ślepia suczki się zaszkliły - Zabić coś tak szlachetnego!
Spojrzałem na nią lekko wyniośle, po czym zacząłem tłumaczyć:
-To nie ja - powiedziałem pewnym tonem - Ja nawet nie zdążyłem tknąć jego gardła, bo mi przeszkodziłaś.
Podszedłem do padliny.
-Przeanalizujmy fakty - mój głos był poważny, z nutką profesjonalizmu.
-Sherlock Holmes się znalazł - ton Negry ociekał sarkazmem, skupiła wzrok na mnie, wpatrując się wyczekująco w moje łapy.
Skrzywiłem się. Zapach krwi był naprawdę mocny, aż czułem metaliczny posmak w pysku.
-Widzisz tę ranę? - wskazałem na ślady pazurów na brzuchu zwłok - To ty ją zrobiłaś, kiedy na niego skoczyłaś.
Popatrzyła się na mnie z niedowierzaniem, jednak po chwili namysłu niechętnie skinęła łbem. Wokół głębokich dziur w ciele futro miało intensywną, szkarłatną barwę.
-Skoro ani ja, ani ty nie rozszarpaliśmy mu szyi, to musiał to zrobić ktoś inny.
-Brawo, detektywie - suczka zaczęła łączyć fakty, a jej ton stopniowo stawał się coraz pewniejszy i sarkastyczny.
-W takim razie, stawiam na wilka, lub innego leśnego drapieżnika - rozejrzałem się uważnie dookoła, już po kilku sekundach dostrzegając to, czego się spodziewałem. Zbliżyłem nos do jeszcze świeżych śladów w błocie.
-Wilk - rzuciłem krótko, a Negra, która również obwąchała trop, pokiwała łbem - Pewnie zapach krwi, z rany zadanej przypadkowo przez ciebie zwabił to stworzenie. A ono korzystając z tego, że jeleń był ranny, zaatakowało. Zapewne wyczuło również nasz zapach i postanowiło wrócić, kiedy już dwójka psów się oddali.
-Dlaczego wilk miałby porzucać swoją ofiarę? - sunia spojrzała na padlinę, jakby to od niej oczekiwała odpowiedzi.
-Może nie chciał konfrontacji? - odparłem z namysłem - W końcu mamy przewagę liczebną.
-W każdym razie nie odszedł daleko! - Negra aż wyrywała się, żeby ruszyć za zabójcą jelenia - Musi za to zapłacić.
Jej głos stał się przerażająco opanowany, gdy przyglądała się martwej zwierzynie. Potaknąłem zdawkowo, zaczynając się powoli przybliżać do najbliższych zarośli. Kiedy byłem tuż przy nich, nagle suczka zorientowała się, co robię.
-Co ty? Tchórzysz? - zapytała z niedowierzaniem.
-Nie - mój głos był spokojny - Skoro wilk i tak ma tu wrócić, to możemy zaczekać. Zaatakujemy go z zaskoczenia, gdy będzie sobie jadł śniadanie, niczego nieświadomy.
-Tak, to chyba lepszy plan - przyznała niechętnie, po czym do mnie dołączyła - Co teraz? - spytała, kiedy siedzieliśmy już w krzakach.
-Czekamy - wypatrywałem najdrobniejszego ruchu między drzewami.

Negra? c;
Śledztwa mi się zachciało xD

Od Qatil'a CD Ansii

Drgnąłem gdy moja skóra zetknęła się z lodowatą wodą. Skierowałem wzrok na suczkę, która teraz siedziała z lewą łapą w wodzie i wpatrywała się we mnie uważnym wzrokiem. Przewróciłem oczami, nieco zdumiony jej zachowaniem.
 - Złotko, nie próbuj mnie wciągnąć w żadną zabawę, bo ci się to nie uda - westchnąłem, wstając i patrząc na nią w tym momencie z góry - Ale to nie zmienia faktu, że bardzo przyjemnie będzie się ochłodzić...
Powoli wszedłem do zimnej wody. Przy pierwszym spotkaniu z cieczą przebiegł mnie dreszcz, jednak po kilku następnych krokach przyzwyczaiłem się do temperatury wody. Przymknąłem oczy z rozkoszą. Tak dawno nie pływałem, że niemal zapomniałem, jakie to błogie uczucie. Wziąłem głęboki wdech i zanurzyłem się cały. Toń zamknęła się nade mną, a wokół mnie zapanowała ciemność, która pogłębiała się jeszcze bardziej, gdy płynąłem w kierunku dna. Wreszcie, gdy płuca zaczęły protestować, zawróciłem i mocno odepchnąłem się łapami. Otoczenie powoli zaczęło się rozjaśniać, aż w końcu wypłynąłem na powierzchnie, wysoko wyskakując do góry. Westchnąłem z rozkoszą, gdy złapałem oddech. Jeśli tak ma wyglądać każdy mój dzień spędzony w tej sforze, może jednak zostanę tu na dłużej.
I nagle przede mną pojawił się pysk suczki. Sessiz. Poprawiłem się w myślach. Zupełnie zapomniałem o jej obecności. Zmrużyłem oczy, niezadowolony.
 (Ansia?)

Od Negry CD Edwarda

''Jezus Maria!''- wykrzyknęłam w myślał.
Przetarłam łapą oczy i spojrzałam jeszcze raz na papier.
-To nie było tak dawno... 23.06.2012r.
 Pies nie przejął się zbytnio wyrecytowaną przeze mnie datą.
-Moje urodziny. -stwierdziłam patrząc mu w oczy.
Nagle moje ciało zaczął przeszywać paraliżujący ból, który obezwładnił moje kończyny.
-Negra?! Co ci jest?! - wykrzyknął przerażony Edward.
-Nie.. nie... ni.... - próbowałam  wydukać coś, ale nie mogłam, ponieważ paraliż połykał mnie powoli odbierając mi mowę.
Upadłam na ziemię wbijając sobie w skórę odłamki ostrych patyków. Ból zaczął mną rzucać na wszystkie strony. Powoli moje ciało zbliżało się to tlącego się truchła. Moje łapy powoli zaczęły się dymić.
Wtem wszystko ustało. Leżałam nieruchomo jeszcze przez jakiś czas, próbując pozbierać się. Odsunęłam się kilka kroków, by moje kończyny nie zapaliły się.
Poczułam miły wiatr, który koił rany na plecach. Otulał mnie niczym szal. Odwróciłam głowę. Okazało się, że wiaterkiem nie był przyjemny, letni zefirek, ale oddech żądnego krwi konia.
Przeraziłam się! Edward zaczął się cofać z otwartą japą nie wiedząc co powiedzieć.
-Edawrd, pomóż! -wykrzyknęłam gdy koń ostrymi zębiskami chwycił mnie za kark i zarzucił na swój grzbiet.


<Edziu! Pomocy! >

Od Edwarda CD Negry

Koń nie reagował. Stał na czterech kopytach, z wyprostowaną szyją i rozwianym włosiem. Patrzył prosto na nas, a w jego czarnych oczach błyszczała żądza mordu. Negra, chcąc nie chcąc, zrobiła krok do tyłu.
- Co do...? - warknęła.
- Odpowiedź jest prosta: koń kanibal. - odparłem bez uczuć, również wycofując się o krok. Zwierzę wciąż nie reagowało. Mimo, że wciąż stał jak stał, nie pozwoliliśmy sobie na rozluźnienie mięśni. On wciąż patrzył prosto na nas. Mogłem zobaczyć swoje zniekształcone odbicie w jego oczach.
- Edward - powiedziała nagle Negra śmiertelnie poważnym tonem, nie spuszczając wzroku z kopytnego. Długie pasma włosów, w jego ogonie, uniosły się z wiatrem.
- Tak? - zapytałem równie poważnie.
- Musimy zareagować.
- Mogę go zaatakować? - zapytałem z  nagłą ochotą.
- Nie. - warknęła groźnie. - On nie reaguje. Odejdźmy. Ale powoli.
Odwróciliśmy się tyłem do niego i ruszyliśmy wolnym krokiem w przeciwną stronę, Czuliśmy na karkach jego ostre, przepełnione złą aurą spojrzenie. Kiedy prawie opuściliśmy miejsce z padliną, nie mogłem wytrzymać i odwróciłem się. Konia nie było. Moje źrenice skurczyły się, zaschło mi w gardle, a głos ugrzęzł w krtani.
Zatrzymałem się, i machnięciem zatrzymałem również Negrę.
- Stój. Nie ma go.
- Myślisz, że uciekł? - zapytała, a jej pierś unosiła się coraz szybciej.
- Nie - powąchałem powietrze. - Czy ty też masz wrażenie, że czujesz kogoś obecność w tym miejscu? Jakby ktoś nas obserwował.
Suczka wzdrygnęła się.
- Jedynie co może nas obserwować, to ta padlina w ognisku. Tyle, że ona nie miała oczu....
Odwróciłem głowę.
- Dlatego nie lubię koni. Chodź.
Zrobiłem parę kroków wstecz.
- Gdzie masz zamiar iść?
- Wróćmy do miejsca z padliną.
Suczka jęknęła.
- No chyba sobie jaja robisz. A jeśli ten rumak dalej tam będzie stał?
- Najwyżej uciekniemy. Albo zostaniemy poturbowani.
Negra zaśmiała się sucho.
- Pesymista. No dobrze, możemy pójść. Ale nie będę odpowiadać za ciebie, kiedy koń-widmo potraktuje cię jak wycieraczkę.
Jęknąłem odchylając uszy.
- Czemu zawsze robisz ze mnie główną ofiarę?
- Bo jesteś jeszcze mały, Edziuniu - zaszczebiotała. Rzuciłem jej spojrzenie sztyletów.
- Ach tak? Że niby ty jesteś starsza? To powiedz, ile masz lat?
- 4 - uśmiechnęła się z wyższością. Odchyliłem uszy.
- To, że starsza, nie znaczy, że mądrzejsza.
- A ty ile? - zignorowała moje słowa. Przymrużyłem oczy i uśmiechnąłem się.
- "Co? Myślisz, że ci powiem? Dobre!" - zacytowałem swoje słowa.
- Masz 3 lata - zaśmiała się szyderczo. Podskoczyłem obok.
- I mam młode i piękne ciało, staruszko - odpowiedziałem zgryźliwie.  Prychnęła. Ruszyliśmy ostrożnie z powrotem w stronę padliny. Serce biło nam z każdym krokiem coraz mocniej. Wdrapałem się na konar, wędrując po nim. Negra oczywiście musiała to skomentować słowem "Szpaner!" Przewróciłem oczami, po czym spuściłem się w dół, trzymając łapami konara, zwisając tuż przed jej pyskiem.
- Po prostu zazdrościsz - uśmiechnąłem się do góry nogami.
- Niee? - burknęła.
- Jesteś zazdruś - przedrzeźniałem ją, a ona mnie odepchnęła. - Negra jest zazdrusiem!
- Co ci nagle taki humor odbił? - zapytała, gdy już zleciałem na ziemię. - Przestawiłeś się z trybu "chamski" na "bardziej chamski"?
- Ja chamski? - zastanowiłem się. - Wręcz przeciwnie, jestem bardzo miłym i uprzejmym chłopakiem.
- Ha - ha - ha - Negra przekrzywiła głowę. - Dobry żart, wcale się nie uśmiałam.
Zanim zdążyłem dodać coś na swoją obronę, zdałem sobie sprawę, że jesteśmy już na polanie z trupem. Był tam wciąż. Gniady koń bez oczu, przykryty zwęglonymi patykami. Serce zabiło mi szybciej. Dym już nie leciał, ale w boku padliny ziała czarna, opalona dziura. Zebrało mi się na wymioty, jednak wiedziałem, że widziałem gorsze rzeczy. Rozejrzałem się w około. Konia nie było.
Nie czekając na suczkę, ruszyłem w stronę martwej zwierzyny. Śmierdziała spalenizną, walczyłem z odruchem wsadzenia nosa w piach. Zwierze wyglądało makabrycznie: pysk wykrzywiony w niemym okrzyku, puste szare oczodoły patrzące w przestrzeń, kończyny powykręcane w kilka kierunków świata.
Kiedy podszedłem na tyle blisko, żeby dotknąć konia końcem łapy, stanąłem i zacząłem odgarniać patyki.Ich krucha struktura sprawiała, że zwęglone kawałki, kruszyły mi się w łapach, zostawiając smugi sadzy.
Negra dołączyła do mnie. Zatkała nos łapą i skrzywiła się.
- Do domu cię nie wpuszczę, śmierdzielu, jak się z tego nie umyjesz. Co ty robisz?
Otrzepałem się z sadzy, ku niezadowoleniu suczki.
- Patrz.
Odsunąłem jeden z potężnych patyków, odsłaniając czarną ziemię. Pod koniem, można było wyraźnie zobaczyć przypalone kawałki papieru. Chwyciłem największy w pysk.
- Widzisz? Do podpalenia użyto gazet. Koń nie mógł być odpowiedzialny za podpalenie, w końcu skąd by wytrzasnął gazety?
- Zaraz zaraz... Ty podejrzewałeś o to KONIA!? - krzyknęła.
- Czasem warto dmuchać na zimne...
- Ha,ha,HA - zaśmiała się sucho. Zamknęła oczy, a kiedy je otworzyła, jej wzrok padł na kawałek gazety. Przez jej twarz przemknął ledwo dostrzegalny cień, po czym źrenice się skurczyły.
- Ej... Patrz - wyrwała mi gazetę. - Tu jest coś napisane... I ilustracja.
Obróciła gazetę kilka razy wokół własnej osi.
- Nie potrafię czytać ludzkiego pisma... A obrazek jest okropnie niewyraźny.
Ułożyła papierek poziomo jak talerz, po czym dmuchnęła mi sadzą w pysk. Kaszlnąłem.
- EJ, nie przesadzasz!? - warknąłem.
Spojrzała na mnie oczami niewiniątka.
- Co? Ja? - przetarła gazetę łapą. Kiedy spojrzała po raz drugi na obrazek, oczy jej się zaokrągliły.
- To ON!
Zabrałem jej papierek. Rzeczywiście. Czarno-biała ilustracja musiała pochodzić z dawnego wieku. Przedstawiała człowieka, ubranego w staromodny strój jeźdźca. Trzymał uwiąz do którego przywiązany był... Siwy rumak.
Zakrztusiłem się. Obróciłem papier na drugą stronę, jednak była ona pokryta tylko drobnym druczkiem, Na stronie z ilustracją dostrzegłem jeszcze jakieś dwa rzędy liczb.
Data śmierci.
<Negra?>

Od Skyggen CD od Rambo

    Na mym pysku wymalował się lekki uśmiech, gdy Rambo przyglądał się stadu łań. Zaraz złapiemy sobie obiad...
- Ty atakujesz i zaganiasz, ja czaję się w krzewach - rzuciłam krótką, wojskową komendę. Rambo nie zgodził się, ale i nie zaprzeczył, więc ruszyłam przed siebie, okrążając stado. Łanie przyglądały się mi, wystawiając do przodu swe duże, piękne uszy. Żal było mi mordować te zwierzęta, jednak pies nie kaktus, coś jeść musi. Skradałam się, stawiając stopy jak najlżej, by po chwili zanurkować w krzewach tarniny nieopodal stada łań. Szczeknęłam cicho, jednak nie, by je przegonić, lecz dlatego, iż był to umówiony znak.
   Nagle rozpętało się piekło. Rambo z wściekłym szczekaniem rzucił się do przodu, łapiąc jedną z łań za łydkę. Ta cicho stęknęła, wierzgając i usiłując pobiec za stadem. Wyskoczyłam ze swej kryjówki, łapiąc ją za gardło. Biedne zwierzę cierpiało w ciszy, podczas, gdy reszta stada oddalona o kilka kroków przyglądała się nam. Łania szarpała się, usiłując uwolnić się z uścisku psich szczęk. Moje mięśnie odmówiły posłuszeństwa, a ja spadłam na ubrudzoną krwią trawę. Łania posłała Rambo silnego kopniaka i pokuśtykała w stronę stada. Westchnęłam, podnosząc obolałe kości z trawy. Odpuściłam, jednak Rambo popędził za łanią i wbił jej zęby w lewą tylną nogę, rozrywając ścięgna. Zwierzę padło na trawę, jedynie lekko wierzgając nogami. Skoczyłam na równe nogi i dobiłam cierpiącego rogacza. Rambo zabrał się do jedzenia, odrywając kawały jeszcze ciepłego mięsa.

<Rambo? Uczta :D>

P.S. Tak ma w formularzu, psujesz marzenia ;-;

Tereny

''Tereny'' - do tej zakładki chcę wprowadzić zmiany i jak na razie będzie ona ''nieczynna''. Postaram się uaktywnić ją w sobotę-niedzielę. Przepraszam za utrudnienia.

Dziękuję za zrozumienie :)

~Rambo

Od Negry CD Percivala

-Jeżeli chcesz, zaraz ty możesz zostać moim kąskiem. Co ty na to?
Warknął przeraźliwe.
Nie mogłam mu się przyznać, że wcale nie miałam ochoty na jelenia. Nie miałabym serca zabić tak dostojnego zwierza. Uwielbiam znęcać się nad wszelakimi istotami żywymi, ale nie nad rogaczami. Według mnie należy je szanować, bo nie zasługują na śmierć z kłów byle jakiego psa.
Byłam wściekła, że ten pan piesek postanowił go zaatakować. Prosił się o śmierć. 
Ponownie wyszczerzyłam zębiska i warknęłam. Kłapnęłam kufą tuż przy jego nosie i nie zważając już na niego pobiegłam za  dróżką krwi, którą pozostawił po sobie jeleń. Po chwili na ściółce leśnej ślad się urywał. Straciłam orientację. Niuchnęłam kilka razy, ale na nic mi to się nie zdało. Wtem usłyszałam głośny skowyt.Odruchowo pobiegłam za dźwiękiem. Perszing, PTFU! Percival, podążał za mną zdyszany. 
To co zobaczyłam nie mogło przejść mu płazem. Jeleń, na którego się rzucił konał teraz w kałuży krwi i niewyobrażalnych katuszach. Wierzgał jeszcze nogami, próbując zachować resztki życia. 
Posłałam srogie spojrzenie jego oprawcy.
-Zrób coś jełopie! -krzyknęłam.


<Perszing? xD>

Od Percivala do Negry

Biegłem lasem, podczas jednej z moich porannych wędrówek. Właściwie, to była to "pielgrzymka" po śniadanie, ale to nieistotne. Mój nos instynktownie powędrował za mocnym zapachem, który wdarł się do niego niespodziewanie. Ruszyłem za wonią jelenia, a po chwili dołączyła jeszcze sarna. Potrafiłem rozróżnić zapach samca, od samicy, choćby po tym, że ta druga zwykle trzymała się ze swoim młodym. Tak też było w tym przypadku.W pełnym biegu wypadłem na sporą polanę, płosząc całą rodzinę kopytowatych. Wciąż się nie zatrzymując popędziłem za nimi. Prędkość to mój żywioł - bez problemu udało mi się dogonić matkę z jelonkiem, który zresztą potknął się, zostając w tyle. Ja miałem dzisiaj ochotę na coś... trudniejszego. Tak dawno nie miałem okazji pobiegać na jakiejś pustyni... na jednym z moich terenów. Tęskniłem za piaszczysto-kamienistym gruntem. Rzuciłem się w dalszą pogoń za jeleniem, nie zwracając uwagi na pozostałą zwierzynę. Już wkrótce udało mi się zrównać z ofiarą, więc szczeknąłem krótko, skłaniając ją do zboczenia z kursu. Wiedziałem, że pomiędzy drzewami nie miałbym szans ze zwinnym stworzeniem, dlatego warknąłem ponownie, tym razem kierując ją w stronę skalnej ściany. Zapędzony w róg jeleń zaczął się cofać, aż nie natrafił na zimny kamień. Prychnął i wierzgnął, kiedy próbowałem go podejść. Odszedłem kilka kroków, a kiedy postawił przednie kopyta z powrotem na ziemi, rzuciłem się prosto do jego gardła, chcą zakończyć żywot ofiary szybko. Niestety przeszkodził mi w tym płowo-czarny kształt wpadający na bok mojej zdobyczy. Odskoczyłem gwałtownie, przyjmując pozycję, gotowy do walki z wilkiem lub innym wrogo nastawionym leśnym stworzeniem. Ku mojemu zaskoczeniu miałem przed sobą suczkę, która obnażała na mnie kły i napinała mięśnie, zdolna w każdej chwili zaatakować.
Opamiętałem się, wyprostowałem, unosząc łeb wysoko. Zamerdałem też ogonem parę razy, żeby pokazać dobre intencje.
-Witam panią, jestem Percival... - moją wypowiedź przerwało warknięcie nieznajomej:
-Nie obchodzi mnie, kim jesteś - jej ton zdecydowanie nie zachęcał do prowadzenia dalszej konwersacji, że tak to grzecznie ujmę - Bardziej obchodzi mnie to, że rzucasz się na moją zwierzynę.
-Ależ przepraszam bardzo, to było moje śniadanie - powiedziałem, patrząc na nią wymownie.

Negra
Pisane w nocy o północy, oczy mi się kleją x3

piątek, 24 kwietnia 2015

Sojusz ze ... STADEM!

Przedstawiam wam sojusz zawarty ze stadem Mysterious Valley [do którego serdecznie zapraszam KLIK].
Zasady TEGO sojuszu:


1. Jesteśmy mili i uprzejmi dla siebie nawzajem.
2. Nie obrażamy się!
3. Pomagamy sobie w trudnych chwilach.
4. Nie zjadamy koniełów ._.


Oto banner MV:

https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhdES9g4cuX9zSSj3q7kiYoxNkOA6Qtp2SAAZz5j4APGDGX9ZQTMsqXkSzjvMPBrNn1j44qPgLC9q_DgnhMCjMBZ1LOx5LRpRRaVZN4ANWmCQ1304GmxUi2_IP7F9voHW3cJN6XV1SSgQQ/s1600/DLAMVODOTHERPARADOX.jpg

Od Rambo CD Skyggen

Właśnie zwiało mi śniadanie. Polowałem na przepięknego szaraka, który aż prosił się o uduszenie i podanie godne szlachcica. Zaczajony w krzakach czekałem na odpowiedni moment, by zaatakować zajączka. Biedak nie wiedział, że zaledwie dwa metry dalej czai się śmierć, która niestety go nie pojmała... Wszystko przez suczkę, która raczyła wtargnąć na pole myśliwskie.
https://31.media.tumblr.com/0d82fb73ee0d7ab260635ab893f9ef3c/tumblr_mom2a55cEH1snbkyxo1_r1_500.gifNa mojej twarzy pojawił się niezły grymas.
-Co się stało? - zapytała troskliwie sunia.
-Wiesz... W sumie to nic, nie licząc tego, że uciekło mi śniadanie to nic. - Wytłumaczyłem powód mojej miny.
Nic nie odpowiedziała,. ale rozejrzała się po okolicy. Niestety - nie było zwierza.
"No i dupa"  - pomyślałem rozglądając się. Mój wzrok wodził po drzewach, krzakach. Nic nie widząc, spojrzałem na ściółkę. Pod moimi nogami przebiegła mysz polna. Bezlitośnie przytupnąłem ją potężnym łapskiem po czym chciałem ją pożreć nie zastanawiając sie nad niczym. Byłem głodny. Bardzo głodny. Chwyciłem mysz i gdy miałem ją w pysku, natychmiast wyplułem.
-Spójrz! - powiedziałem zachwycony pięknem łani pasących się nieopodal nas. 
Zapowiadała się niezła zabawa....




<Skyggen? Polujemy na dzikiego zwierza? :3>

PS Wątpię, że Skyggen jest tego samego wzrostu co owczarek niemiecki... Nie wygląda na aż tak wysoką...

Od Percivala CD Ansii

Byłem naprawdę zaskoczony, kiedy suczka się roześmiała. Sam nie wiem, czego się spodziewałem. Skrzekliwego śmiechu podobnego do ropuchy? Piskliwego chichotania? W każdym razie nie perlistego dźwięku, który usłyszałem. Patrzyłem z rozbawieniem, jak Ansia tarza się po piasku, którego drobinki zostają w jej futrze. Zaśmiałem się, kiedy niespodziewanie wpadła do wody. Skonsternowany śledziłem towarzyszkę wzrokiem, gdy zamiast wypłynąć, oddalała się coraz bardziej od brzegu. Może chce mi wywinąć kolejny numer, pomyślałem z powątpiewaniem, choć coś mi mówiło, że tym razem to nie są żarty. Ale z drugiej strony jest bardzo dobrą pływaczką... Zerwałem się na cztery łapy i popędziłem w kierunku jeziora. W miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą była Ansia, pozostała jedynie wzburzona woda. Skoczyłem jak najdalej, od razu zanurzając się w całości. Otworzyłem oczy, będąc pod powierzchnią. Poczułem pieczenie, gdy ciecz się do nich dostała. Napotkałem opór wody, kiedy obróciłem łeb rozglądając się za sunią. Moją uwagę przykuł ciemny kształt opadający na dno. Ansia!
Zacząłem machać łapami, chcąc się jak najszybciej do niej dostać. Jej mózg nie może zbyt długo pozostać niedotleniony, zaraz straci przytomność. Podpłynąłem do unoszącej się tuż przy dnie sylwetki. Sunia miotała się coraz słabiej, aż w końcu jej spojrzenie znieruchomiało i utkwiło w jakimś odległym punkcie... Złapałem ją mocno za skórę na karku, nie myśląc chwilowo o tym, że z pewnością zostanie ślad. Musiałem przecież coś zrobić.
Sam nie wiem jak tak szybko udało mi się wciągnąć ją na brzeg. Kiedy puściłem, sunia opadła bezwładnie na piasek. Starałem się złapać oddech, ale byłem pod wodą dłużej, niż kiedykolwiek. Nie przestając dyszeć, podszedłem do Ansii i przeturlałem ją delikatnie łbem na grzbiet.
Chyba pierwszy raz nie wiedziałem, co mam robić. Po chwili jednak moje utrapienie rozwiała ulga, gdy usłyszałem świszczący oddech, a potem suczka przewróciła się na brzuch, wypluwając sporą ilość wody.
-Nic ci nie jest? - spytałem z niepokojem, patrząc, jak kładzie łeb na łapach, oddychając ciężko. Dopiero po paru sekundach zorientowałem się, jak głupie było to pytanie - Musimy iść do medyka - dodałem już bardziej stanowczo. Ansia posłała mi spojrzenie typu "nigdzie się nie wybieram", ale podniosła się, po kolejnym napadzie kaszlu. Widocznie nie pozbyła się jeszcze całej cieczy z płuc. Przeszła chwiejnie kilka kroków, po czym zachwiała się i prawie upadła.
-Twój mózg był niedotleniony - powiedziałem, podchodząc niepewnie - Jesteś osłabiona.
Podparłem jej bok i powoli ruszyłem przed siebie.

W jaskini

Przyglądałem się Negrze, która krążyła wokół Ansii, bezskutecznie próbując zmusić ją do mówienia.
W końcu ulitowałem się nad szamanką, opowiadając ze szczegółami przygodę suczki. Nasza sfora nie posiada jeszcze nikogo na stanowisku medyka, dlatego Negra musiała sobie jakoś poradzić. Zwróciłem wzrok na moją milczącą towarzyszkę, nasze spojrzenia się spotkały. Obdarzyła mnie szerokim uśmiechem, a ja wiedziałem, że w ten sposób mi dziękuje. Odwzajemniłem gest, merdając ogonem. Negra zniknęła w jakiejś bocznej odnodze jaskini, mówiąc, że zaraz wraca. Korzystając z jej chwilowej nieobecności, podszedłem do poszkodowanej.
-Czujesz się lepiej? - obawiałem się odpowiedzi, jednak po sekundzie dotarło do mnie, że i tak jej nie usłyszę. Sunia skinęła łbem, a uśmiech na jej pysku nieco zbladł. Poczułem ulgę. Nie byłbym godny nosić miana Percivala Pascala Praiseworthy'ego, gdyby coś stało się damie w moim towarzystwie.
Skierowałem wzrok na wyjście, przez które do środka wpadały pierwsze promienie słońca. Zaczynało świtać. Byłem wykończony, oczy same mi się zamykały. Uśmiechnąłem się słabo w odpowiedzi na pytające spojrzenie Ansii. Samica westchnęła z rozbawieniem i machnęła łbem w kierunku drugiego legowiska znajdującego się w jaskini. Opadłem na nie, przed snem przyglądając się suczce spod półprzymkniętych  powiek. Ilekroć na mnie spojrzała, zamykałem oczy, udając, że śpię. Chyba nie udało mi się jej zmylić, ale nie dała nic po sobie poznać. Chciałem mieć pewność, że zostanie tu tak długo, jak to będzie potrzebne. Czekała cierpliwie na Negrę, a ja zasnąłem dopiero, kiedy szamanka wróciła.


Ansia?
Nie wiem, kiedy odpiszę na Twoje następne opo, ale postaram się to zrobić jak najszybciej ;3

Od Mai Do Amigo

Był ciepły dzień wręcz idealny by się powygrzewać na jakimś kamieniu. Wyszłam z mojej jaskini prosto na łąkę na, której szukałam kamienia na słońcu. I w końcu mam! Potruchtałam do niego i od razu się na nim położyłam. Moje futro było nagrzewane przez promienie słoneczne. Zamknęłam oczy i odpoczywałam.
-Jak ciepło..-powiedziałam sama do siebie. W pewnym momencie poczułam czyjś oddech.
-Kto tu jest?-powiedziałam i otworzyłam oczy. Zobaczyłam że przy mnie stoi jakiś pies.
-No cześć.-powiedział i zamerdał ogonem.
-Eh..witaj..-powiedziałam i wstałam z mojego kamienia.
-Jestem Amigo a ty?-zapytał.
-Maya...-odparłam.
-Co tutaj robisz?-zadał kolejne pytanie.
-Leżałam na kamieniu a co? Też chcesz? Niestety właśnie kamień jest zajęty.-powiedziałam i się znowu na niego położyłam.

<Amigo?>

Od Negry CD Edwarda

Cieszyłam się, że zawitał do nas ten milusiński. Wyglądał na przesympatycznego konia. Patrzyłam z uśmiechem na coraz bardziej wkurzającego się Edwarda i konia, który miał z niego polewkę.
Wtem przeraziłam się. Koń nagle stanął dęba i zaczął groźnie wierzgać. Przydepnął na Edwarda, a później chwycił mnie za skórę na karku i przerzucił przez siebie. Wylądowałam tuż przy wejściu. Odbiegłam na bok patrząc na bezbronnego Edwarda. Po chwili koń wybiegł z jaskini jak oparzony.
-To było dziwne- stwierdziłam dźwigając Edzia.
-Tak. -przytaknął.
~~~~~~~~
Tego samego wieczoru odmówiłam Rambo, by nie polował dla nas, zaś sama [z Edwardem] wyruszyłam do Mrocznej Puszczy, by zapolować. Zapowiadało się ładnie. Pogoda dopisywała, było jeszcze jasno, a w lesie unosił się zapach zwierzyny. Jednym niuchem wyczułam sarnę, dzika, zająca i wiewiórkę. Najbardziej poniosło mnie na dzika. A dokładnie - warchlaka.
Edziu zachowywał się jak dzieciak. Bawił się znalezioną szyszką i nie zwracał uwagi na powagę sytuacji. Byliśmy głodni, a ten płoszył zwierza. Brawo za inteligencję.
-Edek!- wrzasnęłam nie zwracając uwagi na to, że sama mogę odstraszyć stworzonka, na które miałam ochotę.
-Co chcesz?- powiedział cienkim głosem udając niewiniątko. 
-Przestań!- powiedziałam i dałam mu mocnego kuksańca.
-No okey, okey.
Po tej jakże interesującej rozmowie w oddali zobaczyłam pięknego dzika. Niestety - odyńca.
-Cholera... Nic z tego... -przeklęłam w myślach.
Postanowiłam zaczołgać się w krzaki, by mieć lepszy punkt obserwacyjny na polankę gdzie mogł paść się zwierzęta.
Podchodząc tam poczułam smakowity zapach. Moje ciało automatycznie powędrowało za zapaszkiem.Całkowicie zdałam się na węch, więc zamknęłam oczy. Wiedziałam, że coś już jest blisko. Gdy je otworzyłam - zamarłam. Z początku myślałam, że to zwykła padlina, którą można schrupać bez obaw, ale po chwili ujrzałam, że unosi się z niej dym. Paliła się!
Edward, który lazł za mną przyszedł dopiero po jakichś 7 minutach. Gdy zobaczył podpalone truchło przeraził się!
-Wiejemy!- krzyknął.
http://i.pinger.pl/pgr456/e1d97a210015391b4c4cc565/znecanie2.jpgOdwrócił się. Ja również. Gdy byliśmy gotowi do ucieczki, ujrzeliśmy GO. Tego siwego konia, który do nas zawitał. Miał na pysku wyraz zemsty łaknący śmierci....

<Edward?! Co to za zagadka?>

Od Skyggen Makt do Rambo

    Jak co poranek, ciemny las spowijała mgła. Otulała drzewa niczym szal, złożony z białej, miękkiej wełny. Promienie słońca nieśmiało przedzierały się przez gałęzie sosen i brzóz, tworząc złote, świetliste smugi na leśnym poszyciu. Niewielkie, wiosenne pierwiosnki i sasanki o kolorze ciemnego fioletu przebijały się przez warstwy igieł, liści i gleby, upiększając bezlistny las. Kurki i gąski, niejadalne, jednak bardzo ozdobne grzyby rosły kępkami wokół korzeni brzóz, tworząc idealne okręgi. Po błękitnym niebie przewijały się chmury, tworząc kształty psów, zwierząt i roślin. Puszyste obłoczki, białe z lekkim różowym odcieniem zwiastowały
dobrą pogodę. Moje łapy bezgłośnie przesuwały się po leśnym poszyciu. Ciekawskim wzrokiem śledziłam ptaki, które zakładały gniazda. Ich małe skrzydła uderzały setki razy na minutę, gdy przemykały pośród drzew, poszukując jadalnych fragmentów czegokolwiek. Jednak teraz, wiosną, w lesie nie uświadczysz nawet najmniejszej, zielonej gąsienicy. Ptaki musiały więc wylatywać na obszerne łąki, by wykarmić swoje liczne potomstwo. Z każdej dziupli, oczywiście odpowiednio dużej, wydobywało się kwilenie małych, głodnych dzióbków, należących do kilku lub kilkunastu małych ptasząt, zwykle sikor lub zięb. Poranne, chłodne powietrze ocieplał śpiew sikor, podobny do ,,ci ci dee", powtarzany po kilka razy. Po zakończonej pieśni sikora wracała po pożywienie, a następnie wracała do swych młodych. Między mymi nogami przemykały myszy polne, małe żuki i skolopendry. Pracowite mrówki ulepszały swe gniazda po mroźnej zimie, która być może niektóre kolonie pozbawiła domów. Schyliłam się, spoglądając z bliska na czerwoną mrówkę, która taszczyła dwa razy większy od niej liść. Uśmiechnęłam się, leciutko popychając mrówkę, by pomóc jej donieść liść. Podniosłam łeb, słysząc szelest poszycia leśnego. Przede mną stał pies. Cofnęłam się, pchnięta myślą, że on może chcieć mi coś zrobić, jednak ten jedynie uśmiechnął się w dosyć przyjazny sposób. Odwzajemniłam uśmiech, patrząc na niego. Był wysoki, miej więcej tej wysokości, co ja. jego ciemna, wilcza sierść połyskiwała w blasku porannego słońca. miał bursztynowe oczy, a jego ufne spojrzenie również przeszywało mnie. Czyżby tak jak ja opisywał sobie wygląd drugiej osoby w głowie?
- Jestem Rambo - odezwał się, a jego głos rozległ się echem, odbijając się od pni drzew - Alfa tej sfory.
- Skyggen Makt - odparłam, co dziwne bez zgryźliwej uwagi - Jedna ze szpiegów.
Rambo skinął głową, na znak powitania.

<Rambo? Rozpisałam się xd>

Od Skyggen Makt CD od Red Valkirye

- Ot, czaję się, żeby przegryźć ci żyły i upiec żywcem - wycedziłam. Nienawidziłam, gdy napotykałam kogokolwiek w lesie. Zmierzyłam sukę wzrokiem. Miała długie, cienkie nogi, a jej oczy były koloru ciemnego bursztynu. Westchnęłam ciężko.
- Polowałam na zające, a jak myślisz?
Suka dopiero teraz zauważyła krew na moim pysku i prawdopodobnie zwłoki zająca, które zasłaniałam swoim ciałem. Bez słowa obróciłam się, zmierzając w stronę wodospadu. Po chwili i ona do mnie dołączyła.
- Jestem Red Valkirye - mruknęła, mając nadzieję, że jej słowa zagłuszy szum hektolitrów spadającej wody.
Red Valkirye? Ciekawe imię. Nie wymówiłam jednak tej pochwały, a rzuciłam na wiatr swoje słowa.
- Skygge. Skygge Makt.
Valkirye odwróciła łeb w moją stronę, przyglądając się mi uważnie.
- Norweskie imię?
Gwałtownie pokiwałam głową. Spostrzeżenie suki wywołało na mym pysku lekki uśmiech.
- Pochodzę ze sfory, kttóra urzędowała obok miasta Svalbard.
Valkirye na chwilę zamyśliła się, po czym, jakby od niechcenia rzuciła kolejne słowo na wiatr.
- Zimno tam?
Parsknęłam śmiechem. Svalbard był najdalej na północ wysuniętym dużym miastem... Ale nie każdy zna się na geografii.
- Taak - mruknęłam - Temperatury ponad dziesięć stopni to letni upał. Średnią temperaturą w lecie jest pięć, a w zimie minus piętnaście stopni.
Oczy Valkirye nagle powiększyły się do rozmiarów spodków od filiżanek.

<Valkirye? Szalone porównania czas start xd>

czwartek, 23 kwietnia 2015

Od Negry CD Amigo

Wtedy wszystko sobie przypomniałam...
-Jejku... ty mi nic nie zrobiłeś!
-No co ty nie powiesz.
-Wszystko pamiętam. Gdy usłyszałam te dźwięki, przeraziłam się, bo przypominały mi o huku, który... a zresztą nieważne.
Kąciki ust Amigo podniosły się.
-Dzięki, że się mną zająłeś.
W jednej chwili zrobiłam się dla niego milsza, dlatego, że głupio mi było przed nim.
Popatrzyłam mu pod nogi...
-Sorry. Głupio wyszło...

<Amigo? xD>

Od Amigo cd Percivala

- A co to za różnica? - odparłem wesoło - Każdy pies jest psem, więc po co komplikować sobie życie? Alfa, Beta, Eta... Przecież to tylko tytuły, a nie one się liczą. - posłałem ciepły uśmiech nowo poznanemu psu i od razu zaproponowałem - A może trochę cię oprowadzę po terenach sfory? No wiesz skoro jesteś teraz Samcem Eta to musisz znać swój dom. - stanąłem w miejscu i czekałem na odpowiedź Percivala. Ten zastanowił się chwilę po czym odparł z radością w głosie
- Bardzo chętnie skoro proponujesz. - ruszyliśmy więc z ochotą przed siebie. Najpierw postanowiłem pokazać Percivalowi Blue Cove.
- Na pewno spodoba ci si Crazy Dog's. - powiedziałem z uśmiechem
- Mam taką nadzieję. - powiedział pies po czym dodał - Mam do ciebie pytanie Amigo.
- O co chodzi? - spytałem zaciekawiony
- Chciałem się dowiedzieć... co tak naprawdę mam robić na co dzień jako Samiec Eta. - wpatrywałem się uważnie w psa, po czym odparłem trochę zamyślony.
- Wiesz... nie wiem tak dokładnie jak ci odpowiedzieć.
- A ty co robisz?
- Ja? Cóż, chyba to co inne psy. Oczywiście jesteśmy odpowiedzialni za całą sforę, ale to tylko... - szukałem odpowiedniego słowa - taki dodatek. Najlepiej jeśli będziesz sobą.
- I to wystarczy? - spytał
- Jasne. - odparłem poważnie - Jak mówiłem wcześniej, to tylko tytuły. Nie przejmuj się, a na pewno wszystko będzie dobrze. - na mój pysk wrócił ten sam przyjacielski uśmiech, który towarzyszy mi nieustannie chyba od roku.
- Opowiesz mi o sobie? - spytał nagle pies. Spojrzałem na niego zaskoczony, ale mimo to wciąż się uśmiechałem.
- Nie ma tu o czym za bardzo mówić. - odparłem - Wychowałem się na ulicy... wiesz jak to bywa. - zaciąłem się. Nigdy nie lubiłem mówić o przeszłości, jednak skoro chciałem się z nim zaprzyjaźnić... nie wypadało mieć przed nim tajemnic - Od narodzin wychowywała mnie siostra. Była moją jedyną rodziną. Kiedy miałem dwa lata, Lillian zamordowały wilki. Od tamtego czasu nie mogę znieść ich widoku, ani zapachu. - na moim pysku pojawił się grymas uśmiechu - Przez rok tułałem się sam po okolicy. Nie poznałbyś mnie gdybyś mnie takiego zobaczył. W tamtym czasie mówili na mnie Mistero. Jednak w końcu się usamodzielniłem i jakoś... pozbyłem tej rozpaczy. Przez kolejny rok błąkałem się po świecie... i tak się tu znalazłem. Crazy Dog's to mój nowy dom. - zakończyłem i uśmiechnąłem się do Percivala - Teraz ty coś o sobie opowiedz. - zmieniłem szybko temat - Ale zanim to zrobisz mam prośbę. Mógłbym mówić do ciebie Percy?

<Percival? ^^>

Od Sinon CD Amigo

- A właściwie, to skąd jesteś? - westchnęłam rozpoczynając rozmowę.
- Długo by mówić, ale w skrócie - ulica, siostra, wilki.  - spoważniał lekko.
- Tak, ale ty przynajmniej nie straciłeś wszystkich - mruknęłam.
- Nie chcę dłużej ciągnąć tego tematu - szepnął pod nosem.
- Dobra, to jeśli nie chcesz, to chodź za mną. - obróciłam się.
Szliśmy dobre parę minut. Wkońcu dotarliśmy na ogromną polanę.
- Siadaj tu. - niechętnie wskazałam mu miejsce. Cóż, moja natura.
Usiadłam zatem niedaleko i zamknęłam oczy. Czekałam i czekałam.
- Co mamy robić? - zapytał znudzony Amigo.
- Ćśś! Czekaj! Już się zaczyna!
Z trawy wyłaniały się małe główki, a potem było widać te piękne stworzenia w całej okazałości.

- A co to jest?
- Bażanty, nigdy ich nie widziałeś?-zapytałam.
- Nie.. Jakieś dziwne są.
Posłałam mu srogie spojrzenie. Nie będę tolerować nie kochania bażantów. Dla mnie to zachowanie nie jest typowe.
- Chodź mały! - zaczęłam mówić, a bażant zaczął się do mnie zbliżać.
Ułożył się przy mnie i szturchał mnie dziobem.
- A kto to?- zapytał Amigo, który pierwszy raz widział takie zjawisko.
- Ten tutaj to Czesław. - odparłam z uśmiechem. Patrzyłam się tylko na nie. Na moich przyjaciół.


<Amigo?Brak weny. #Bażanty Forever>

Od Amigo cd Negry

- Udowodnić? A niby jak? - pokręciłem z niedowierzaniem głową
- Wymyśl coś. - zażądała ostro Negra. Otworzyłem szeroko oczy ze zdumienia. Ta sunia zdecydowanie nie wie co to zaufanie.
- Na co czekasz? Czekam! Daj mi dowód, że tego nie zrobiłeś. - suczka patrzyła na mnie groźnie. Westchnąłem. Doszedłem do tylko jednego wniosku.
- Nie ma żadnego dowodu. - spojrzałem suczce w oczy i oznajmiłem dobitnie - Musisz mi po prostu uwierzyć. Nie wiem co się stało wczoraj wieczorem. Nie widziałem nic podejrzanego. Jedyne co to usłyszałem jakieś podejrzane dźwięki, ale nie mam pojęcia co to mogło być. Pobiegłem w tamtym kierunku i zobaczyłem cię, leżącą na ziemi. To jak, jesteś skłonna mi uwierzyć?

<Negra? BW ;_; >

Od Amigo cd Sinon

Uśmiechnąłem się figlarnie do suczki.
- Poza tym chyba nie zjadłabyś na raz całego jelenia.
- Może i masz rację. - odparła zrezygnowana - Ale to nie powód, żeby straszyć mi posiłek. - zauważyła
- Niech sobie jeszcze trochę pożyję. Był młody. Póki co wystarczy ci chyba coś mniejszego. - uśmiechnąłem się. Sinon pokręciła ze złością głową i zniknęła wśród gęstych drzew. Ja natomiast przeciągnąłem się i podszedłem do wodospadu. Wypiłem kilka łyków wody i rozejrzałem się. Znalazłem miły kąt tuż obok skalnej półki i położyłem się wygodnie.
- Dobrze czasem się zrelaksować. - powiedziałem do siebie. Po kilkunastu minutach nad wodospad wróciła Sinon. Spojrzałem na nią kątem oka. Nie miała już takiej naburmuszonej miny. Usiadłem i patrzyłem na nią zaciekawiony. Po chwili suczka odezwała się:

<Sinon? totalny brak weny -,- >

Od Edwarda CD Negry

Urwany oddech Negry przykuł moją uwagę. Odwróciłem gwałtownie pysk w jej stronę. Negra stała nieruchomo, przy wyjściu, tyłem do mnie. Nic nie mówiła - tylko patrzyła...
Postanowiłem podejść ostrożnie w jej stronę. Jednak gdy złapałem wzrokiem punkt na który ona się patrzyła, zamurowałem się, również jak ona.
Przed wejściem stał, na czterech kopytach, o siwej maści rumak. Potrząsnął szarą grzywą, wlepiając w nas wzrok czarnych oczu. Napiąłem się, przygotowując do skoku, jednak Negra nagle oprzytomniała i powstrzymała mnie.
- Nie zabijaj go! - krzyknęła. Wróciłem do poprzedniej pozycji.
- Nie lubię koni - mruknąłem.
- Trudno powiedzieć, czy ty w ogóle coś lubisz - westchnęła Negra niosąc oczy ku niebu. Ogier prychnął.
- Myślisz, że jest niebezpieczny? - zapytałem ostrożnie.
- Ty wieczny pesymisto! - krzyknęła, po czym przeniosła wzrok na konia. - Jest całkiem słodki.
- Chyba nie zamierzasz trzymać go tu jako zwierzątko domowe? - warknąłem.
- A czemu nie? - zapytała wesoło.
Westchnąłem.
- Negra, my jesteśmy psami - wskazałem na nas.
- No to co? - znowu mnie zignorowała i zwróciła się do konia. - Myślisz, że należał do tamtych ludzi?
- Mnie nie pytaj - przewróciłem oczami.
Negra zbliżyła się do rumaka. Ja byłem wciąż podejrzliwy. Zwierzak okazał się wyjątkowo łagodny, i pozwolił się dotknąć. Negra przysunęła się bliżej, i pogłaskała stworzenie po chrapach.
- Jeszcze mi powiedz, że zamierzasz go ujeździć - westchnąłem zirytowany.
- W sumie to dobry pomysł - udawała, że się zastanawia. - Dzięki.
Przybiłem sobie facepalma. Koń odwrócił się w moją stronę i mrugnął czarnymi oczami. Po czym wyciągnął długą szyję i trącił mój bark.
- Czego chcesz?! - fuknąłem. Zwierzak zaczął skubać moją sierść, wiedziałem, że jest zbyt masywny aby go odepchnąć, więc sam się odsunąłem.
< Negra? Wybacz, że tak krótko, ale czas mnie goni x.x >

Od Red Valkyrie do Skygge Makt

Mglisty Las - miejsce ostatnio często przeze mnie odwiedzane. Panująca tam cisza i spokój tworzy oazę dla mnie chroniącą przed wścibskimi i głośnymi psami, a także przed mną samą i moimi paranoicznymi zapędami. Siedziałam akuart myśląc o swojej przeszłości. przypomniałam sobie twarze ludzi i pyski psów, których miałam okazję poznać. Nie chciałam zapomnieć o tych, którzy poświęcili się walcząc z terrorystami. Czynność ta była niestety również stresująca. Za każdym razem, gdy przypominałam sobie kogoś z oddziału po chwili ukazywał mi się obraz jego zwłok. W końcu uznałam, że nie ma sensu użalanie sie nad sobą i swoją przeszłością. Postanowiłam potrenować. Do tego idealnie nadawała sie Łąka Wielu Mgieł, dlatego też tam się udałam. Gdy zrobiłam zaledwie 11 kroków, usłyszałam szelest. Na początku myslałam, że to wiatr, bądź jakaś zwierzyna, lecz gdy szelest powtórzył się w odległości mniej więcej 2 metrów ode mnie zaczęłam mieć się na baczności. Wtedy poczułam woń psa. Tamtego dnia moja paranoia nie dawała sie aż tak we znaki - pamiętałam, że to sfora co wiąże się  z obecnością innych psów - byłam jednak gotowa do ataku.
- Wyjdź - warknęłam ostrzegawczo - Nie chowaj się.

Pies, a raczej suka wyszła posłusznie zza krzaków. Nie musiała nic powiedzieć, żebym wiedziała, że suka nie jest skora do rozmów. Mnie też wizja dialogu nie odpowiadała, wolałam jednak, aby sprawa została wyjaśniona. Chciałam wiedzieć, czy jestem szpiegowana, a jeśli tak, to dlaczego.
- Co tam robiłaś? - spytałam wskazując skinięciem głowy krzaki. Suka prychnęła i odpowiedziała z wyczuwalną ironią i sarkazmem w głosie:

Skygge Makt? 

Od Ansii CD Percivala

Po zjedzeniu dodatkowej porcji owoców morza położyłam się na brzegu, łapy zanurzając w letniej wodzie. Percival siedział kilka kroków ode mnie, jednak z dala od krystalicznej cieczy.
Miło mi, tak właściwie. Jestem zrelaksowana, a to zjawisko na tyle rzadkie, że aż surrealistyczne.
Przyłapałam się na tym, że przyglądam się psu. Mój łeb leżał na kamyczkach, a ja patrzyłam na niego do góry nogami. Popołudniu nie zwracałam uwagi na szczegóły w jego wyglądzie, teraz jednak zachodziłam w głowę, jakiego koloru są jego oczy. W ciemności nie mogę tego dostrzec.
Zamknęłam oczy w chwili, gdy na mnie spojrzał. Miałam nadzieję, że tego nie zauważył. Nic z tego. Usłyszałam jego cichy śmiech.
- Jestem tak interesujący, że mnie oglądasz?
Umiesz żartować? Kto by pomyślał.
Przekręciłam głowę i zmrużyłam oczy w odpowiedzi.
- Dobrze, spokojnie. Niczego nie sugeruję.
Ruszył brwiami, jakby jednak dopuszczał taką myśl.
Zrobiłam minę, jakby żołądek podchodził mi do gardła.
Udał obrażonego.
Nie mogłam wytrzymać i wybuchnęłam śmiechem. Z racji, że leżałam na ziemi zaczęłam się po niej tarzać. Niezamierzenie wpadłam do wody, gdy z za dużym rozmachem się obróciłam. Płyn wdarł mi się do gardła i nie zdążyłam jej zatrzymać. Płuca zaczęły mnie palić, a ja tak bardzo starałam się złapać oddech, że choć ruszałam łapami, wcale nie przybliżałam się do brzegu - wręcz przeciwnie, szłam dalej i na dno.
Miałam ochotę krzyczeć. Wołać pomocy. Byłam na tej cienkiej granicy i już myślałam, że nie wystarczy mi silnej woli.

Perch?
Opo bez większych znaczeń mają właśnie główną rolę,
bo obrazują wspólnie spędzone czasy.
Ale masz jakiś klasyk.

Od Percivala CD Ansii

Wciągnąłem w płuca nocne powietrze. Większość myśli, że nocą życia zamiera. Wszystko zapada w sen, nie słychać żadnych dźwięków. A to nieprawda. Na tym świecie nigdy nie ma całkowitej ciszy, zawsze odzywa się jakieś stworzenie, lub chociażby wiatr porusza liśćmi drzew. Albo takie psy jak ja, wybierają się na spacery po zmroku. Sam byłem nieco zaskoczony zarówno swoją decyzją, jak i tym, że nie mogłem zasnąć. Przewracałem się z boku na bok, a moje myśli krążyły od ludzi, po polowania, od czasu do czasu nawet pojawiała się w nich Ansia. Czułem coś w rodzaju... satysfakcji, że udało mi się poznać jej imię, równocześnie zaintrygowała mnie tym bardziej. Ale wracając do tematu, postanowiłem się przewietrzyć. Podobno świeże powietrze pomaga odprężyć umysł i zasnąć, przynajmniej tak mówił astronom.
Łapy same poprowadziły mnie trasą, którą przemierzyłem popołudniu. Usiadłem nad brzegiem jeziora, podnosząc łeb ku niebu. Księżyc akurat był w pełni, a jego wielka tarcza odbijała się na spokojnej tafli. Zapatrzyłem się na ciało niebieskie, rozmyślając właściwie o niczym. Głównie pojawiał się wątek znajomych, ale miejscami moje myśli schodziły na tematy takie jak to, że nienawidzę samochodów, czy Wielki Wóz, który znalazłem na nocnym niebie. Usłyszałem skrzypienie piasku. Uśmiechnąłem się pod nosem, a potem spojrzałem na siadającą obok Ansię. Wiedziałem, że to ona. Jak już wcześniej zauważyłem, jej przednia łapa wyglądała nietypowo... widywałem już wcześniej taki deformacje, na przykład kiedy to ja złamałem kość. Zapewne ma wczepione jakieś blaszki, czy inne weterynaryjne duperele. Tak więc tą lewą łapę stawia niemal niezauważalnie inaczej niż resztę, co czyni odgłos jej kroków charakterystycznym. A przynajmniej do takiego doszedłem wniosku. Nie zdziwiłbym się, gdybym tylko ja zauważał takie szczegóły.
-Co pani tu robi? - zapytałem. Dopiero po chwili zorientowałem się, że przecież moja towarzyszka nie mówi. W każdym razie nie w moim towarzystwie i miałem nadzieję, że przy innych też. Wiem, że to trochę samolubne, jednak czułbym się lekko dotknięty faktem, że tylko ze mną nie chce rozmawiać. Popatrzyłem na jej krzywą minę.
-Czyżbym powiedział coś nie tak?
Skinęła łbem, spoglądając na mnie wymownie.
-Przepraszam najmocniej, jeśli panią uraziłem... - nie dokończyłem, widząc kolejny grymas - Mam nie używać jakiegoś słowa?
Ponownie potwierdziła kiwnięciem, wznosząc oczy ku górze w geście zniecierpliwienia. Zmarszczyłem brwi. Co mogło jej nie pasować?
-Pani? - spytałem domyślnie, zadowolony z siebie. Sunia uniosła lekko kąciki pyska, po czym machnęła łbem potakująco.
-Dobrze, Ansiu... A więc co cię tu sprowadza? - zacząłem ponownie.
Suczka wzruszyła łapami,po czym wskazała na mnie łapą. Nie chciałem jej mówić, że nie mogłem spać, bo zabrzmiałoby to doprawdy szczeniacko...
-Nocny spacer - odparłem zamiast tego - Poczułem potrzebę przewietrzenia się.
Wykonałem ten sam gest, jaki ona przed chwilą, przyglądając się powierzchni wody. Dostrzegłem srebrny błysk wśród fal, dlatego zerwałem się i podbiegłem do jeziora. Powoli wszedłem głębiej, aż miałem trudności z dostrzeżeniem kamyków wyściełających dno. Gwałtownie zanurzyłem łeb, a kiedy go podniosłem, w moim pysku miotała się ryba. Wróciłem na miejsce obok Ansii, kładąc zdobycz pod łapami.
-Masz ochotę? - zapytałem grzecznie, jednak ona pokręciła łbem. Zamiast tego również wstała i udała się nad wodę. Po chwili wróciła, trzymając w pysku... kraba. Usiadła, próbując rozgryźć jego pancerz, ale nie na wiele się to zdało. Zaśmiałem się cicho, widząc jej wysiłki.
-Nie tak się to robi - wypatrzyłem pomarańczowożółte szczypce na tle szaro-brązowego w nocnym świetle piasku. Jak najszybciej uderzyłem skorupiakiem o najbliższy kamień, uśmiercając go. Ostatnim razem złapał mnie za nos i doprawdy nie chciałem tego powtarzać. Przy okazji udało mi się również wytworzyć pęknięcie w pancerzu, dzięki czemu mogłem podważyć skorupkę. Zjadłem pyszne, białe mięso, po czym wylizałem pusty szkielecik. Spojrzałem z rozbawieniem na próbująca powtórzyć moje czynności Ansię. Po chwili i jej się udało dostać do wnętrza kraba. Patrzyłem jak pochłania przekąskę.


Ansiu
Takie trochę o niczym, ale cóż... xd

Zmiana zdjęcia

Percival (na prośbę Quer) zmienia zdjęcie na obrobione przeze mnie xD


Elizabeth Dylan Devonne Mackintosh odchodzi.

Pożegnajmy kochaną Dylan....
Mamy nadzieję, że jeszcze powrócisz...



 •23.04.2015r.•
Powód: Decyzja właściciela

20 pkt dla Edwarda

W jedym z CD Negry Edward napisał opowiadanie na ponad 1600 słów. Musze przyznać mu za to 20 punktów.



PS Ludzie, przyznawać się kto napisał długie opowiadanie na 1000 słów (obejmuje tylko z etykietą), a też wam tam te 2 dychy ._.

Od Ansii CD Percivala

Bardzo chciałam, by przestał mówić na mnie per pani, bo brzmi to naprawdę sztywno. Nie jestem na tyle młoda, by mówiono tak do mnie ze zmrużeniem oka, ani na tyle stara, by okazywać taki szacunek.
Nie podobało mi się też to, że myśli, iż nie ogarniam mowy. Ale może kiedyś zrozumie.
Rozejrzałam się za słonecznym miejscem. Chciałam się położyć, żeby szybciej wyschnąć i się rozgrzać, bo odkąd wyszłam z wody mam ochotę tylko się trząść.
Nie oglądając się na psa, podbiegłam do oblanego słońcem kawałka plaży. Niemal padłam na ciepły piach. Tak od razu lepiej.
Percival niedługo potem do mnie dołączył, tyle że jedynie usiadł koło mnie.
Wyglądał trochę śmiesznie, cały mokry. Jego charcia, chuda sylwetka wyglądała na jeszcze mniejszą przez sklejone futro. Na jego biodra nie mogłam aż patrzeć. Wyglądało to tak jakby kości miały zamiar przebić mu skórę, choć wiem, że nie należy do najchudszych psów.
Wstałam i zaczęłam czochrać jego sierść na grzbiecie. Stała się trochę skołtuniona, ale szybko wyschła i nie wyglądało to już tak źle jak wcześniej. Kiedy popatrzałam na samca, wyglądał jakby myślał czy przypadkiem woda nie ugotowała mi mózgu. Wzruszyłam ramionami.
- Ja... chyba muszę już iść. - podjął. - Mam jeszcze coś do załatwienia. Miło było panią poznać.
Skrzywiłam się na dźwięk tej pani. Otrzepałam się i zaczęłam kreślić szybko linie na piachu. Percival spoglądał na to zaintrygowany. Może myślał, że piszę pożegnanie. Cóż, rozczaruje się.
- To twoje imię? - spytał, gdy skończyłam.
Nie, palancie. Napisałam to bo mi się zachciało.
- Cóż, więc do zobaczenia, Ansio. - kiwnął mi głową i odszedł do lasu.

PO ZMROKU

Może go szukałam, a może samo tak wyszło. Bynajmniej go znalazłam i to nie w sytuacji, w której bym się spodziewała.
Siedział nad jeziorem Blasku Księżyca. Po południu go nie poznałam, dopiero wtedy, będąc po drugiej stronie brzegu na którym się wysuszaliśmy. Księżyc był wysoko na niebie, a Percival Pascal chyba właśnie na niego patrzał.
Ten pies jak naprawdę wyrachowany. Nie wiem, czy udaje czy nie, ale ta cała kultura, patrzenie w nocne niebo jest tak słodkie, że aż mdłe i gdybym mogła, chciałabym zwrócić nadmierną porcję słodkości jak treść żołądka po bieganiu.
Podeszłam do niego cicho, chcąc zaskoczyć. Jednak chyba i tak mnie usłyszał, bo nie przestraszył się ani trochę gdy usiadłam obok niego. Spojrzał tylko na mnie, a ja - o dziwo - kiwnęłam do niego pyskiem. Nie odwzajemnił, nawet nic nie powiedział. Uśmiechnął się tylko i wrócił do spoglądania w niebo.

Mam nadzieję, że ty i Persiak jakoś to przeżyjecie

Od Percivala CD Ansii

Brawo Percy, brawo. Właśnie zaszczyciłeś suczkę kopniakiem.
- To chyba nie jest najlepszy pomysł...
Zacząłem wycofywać się w stronę brzegu, patrząc na tajemniczą osóbkę przepraszająco. Nieznajoma przyglądała mi się badawczo. Odwróciłem na chwilę speszony wzrok, po czym znów skierowałem go na jej pysk. Zmrużyła oczy i zrobiła nagły zwrot w wodzie, posyłając w moja stronę niewielką falę. Patrzyłem w osłupieniu jak odpływa, a potem bez namysłu ruszyłem za nią. Chyba pierwszy raz w życiu podjąłem tak pochopną decyzję. Mam nadzieję, że nie będę tego żałować, ale chciałem dowiedzieć się czegoś więcej o tej tajemniczej niemowie. Musiałem przyznać, że mnie zaintrygowała. Wpływałem na coraz głębszą wodę, już po chwili odbiłem się od dna. Nie ma co, suczka całkiem nieźle sobie radziła. Machałem łapami raz szybciej, raz wolniej, żeby płynąć w odległości około metra od nieznajomej. Wolałem mieć ją na oku, żeby uniknąć powtórnie takiej niezręcznej sytuacji. Zastanawiałem się, jak długo jeszcze będziemy kontynuować tę pseudo pogoń, kiedy sunia zatrzymała się mniej więcej w 3/4 długości jeziora. Zwróciła łeb w moją stronę, a ne jej pysku malował się zadziorny uśmieszek. Zaciekawiony podpłynąłem bliżej.
Spojrzałem na nią pytająco, na co wyszczerzyła się szerzej, po czym machnęła łbem w kierunku brzegu. W głowie zaczęło mi się rozjaśniać.
-Wyścig? - zaśmiałem się. Pani Incognito zrobiła zwrot w miejscu, czekając, aż również to uczynię. Ustawiłem się obok niej i zacząłem odliczać.
-Start! - krzyknąłem entuzjastycznie, płynąc jak najszybciej.
Mam dobry start, więc niemal od razu wysunąłem się naprzód, jednak po chwili "rywalka" mnie dogoniła. Poruszaliśmy się równo, dopóki nie poczułem dna pod łapami. Odbiłem się od gruntu, wyprzedzając moją towarzyszkę. Stanąłem na piasku, który oblepiał moje moją mokrą sierść, spoglądając z uśmiechem na tajemniczą osóbkę, która właśnie siadała obok mnie.
-Świetnie pływasz - pochwaliłem nieznajomą, bo po prostu nie mogłem się powstrzymać. Uniosła tylko kąciki pyska i zaczęła przyglądać się niebu. Ściągnąłem brwi, skonsternowany jej zachowaniem.
-Czy pani... nie potrafi mówić? - zapytałem niepewnie. Obdarzyła mnie dosyć obojętnym spojrzeniem, jednak dalej się nie odzywała. Nie potaknęła, ale też się nie sprzeciwiła. Uznałem to więc za potwierdzenie. Przyglądałem się jej uważnie, zwracając uwagę na każdy szczegół. Robiłem to ukradkiem, mimo tego dostrzegłem dziwne wybrzuszenia na jej przedniej łapie. Uznałem, że poruszenie tego tematu na samym początku znajomości byłoby wielce nietaktowne, dlatego postanowiłem milczeć. W spokoju czekałem, aż całkowicie wyschniemy, ciekawy pozostałego czasu, jaki uda mi się spędzić z tą jakże intrygującą sunią.

Ansiu? ;3
Doceniam, doceniam c:

Od Percivala CD Amigo

- Witaj, jestem Amigo.
Odwróciłem się szybko, słysząc te słowa, wypowiedziane zaskakująco przyjacielskim tonem. Przede mną stał pies o nietypowym umaszczeniu, jednak z pewnością był to husky.
-Na imię mi Percival Pascal Praiseworthy - skinąłem łbem na powitanie - Miło mi cię poznać, Amigo.
-Co tu robisz? - samiec przyglądał mi się uważnie - Należysz do sfory?
-Sfory? - w moim głosie pobrzmiewało zdumienie - Nie miałem pojęcia, że jest tu jakaś sfora. Czyżbym znajdował się na jej terenach? - zapytałem domyślnie.
-Tak -  potwierdził, merdając ogonem - Crazy Dog's. Mógłbyś dołączyć.
Dołączyć? Rozejrzałem się niepewnie po okolicy. Stałem w zadziwiająco ciemnym lesie, gałęzie wysokich drzew nie dopuszczały słońca, wszędzie zalegała mlecznobiała mgła. Tak, moje położenie zdecydowanie nie było zachęcające. Argumentem za było też to, że nie miałem dużego wyboru.
-Chętnie - odparłem po namyśle - Prowadź więc do alfy.
Wyprostowałem się i spojrzałem na psa z góry. Chcą nie chcąc byłem od niego wyższy. Amigo ruszył wolnym krokiem, oglądając się na mnie. Uśmiechnąłem się szeroko, zrywając do biegu. Popędziłem przed siebie, jednak po chwili zwolniłem, żeby towarzysz mógł mnie dogonić. W końcu nie wiedziałem dokąd iść. Tym razem Amigo nie czekał, a pobiegł prosto przed siebie. Bez słowa podążałem za nim, aż wreszcie stanęliśmy przed jakąś jaskinią.
-Chodź - rzucił przez ramię, wchodząc do środka. Powoli zrobiłem to samo, rozglądając się z zaciekawieniem po wnętrzu. A więc tak żyją dzikie psy...
-Cześć Rambo - poznany przeze mnie husky zwrócił się do siedzącego na posłaniu mieszańca.
-Dzień dobry Amigo - uniósł kąciki pyska, spoglądając na mnie z ukosa - Kogóż to nam dzisiaj przyprowadziłeś?
-To Percival - uśmiech mojego towarzysza był naprawdę zachęcający - Chce dołączyć.
-Właściwie to Percival Pascal Praiseworthy -  uśmiechnąłem się przepraszająco - Ale możecie mówić Percival.
-Miło poznać - Rambo zwrócił się bezpośrednio do mnie - Znasz się na czymś? Jesteś w czymś dobry? Walka? Polowanie? A może nauka?
-Właściwie to tak...

***

Wyszedłem z jaskini z uśmiechem zadowolenia na pysku.
-No, no - usłyszałem cichy gwizd Amigo - Mamy nowego etę.
-Swoją drogą, nie powiedziałeś mi, że jesteś betą - uniosłem brwi, patrząc na husky'ego.

< Amigo? ^3^ >

Od Ansii CD Percivala

Po bieganiu zawsze przychodzę w to miejsce. Zazwyczaj tylko piję wodę i odprężam się przy tym wilgotnym powietrzu, ale czasami przynoszę sobie ochłodę wchodząc do wody. Właśnie wtedy miałam na to ochotę, ale kątem oka zauważyłam ruch niedaleko mnie. Spięłam się, nie chcąc okazać, że tego kogoś zauważyłam.
Pies zaczął iść w moją stronę. Skupiłam wzrok na tafli wody. Niech się okaże, że tylko idzie w moją stronę. Nie do mnie. Niech mnie ominie.
Nie zostało mi dane. Chart przystanął koło mnie.
- Witaj. - posłał mi szeroki uśmiech. - Jestem Percival Pascal Praiseworthy. Czy zaszczyci mnie pani swoim imieniem?
Patrzałam na niego jak zamurowana. Okej. Doceniam kulturę. Ale nigdy bym nie przypuszczała, że po tej ziemi chodzą jeszcze tak staroświeckie samce.
Psu zrzedła mina.
- Przedstawisz się?
Odwróciłam pysk. Nie masz na co liczyć, sorry.
- Mogła pani powiedzieć, że chce zostać sama. - zmieszał się. Chyba nie wiedział, jak się w tej sytuacji pożegnać, więc skłonił głową i chciał odejść.
To takie skomplikowane. Ponad moje siły.
Odchrząknęłam. Saluki przystanął, oglądając się na mnie.
Nie wiedziałam tak naprawdę, co teraz powinnam zrobić. No bo bez kitu, ale nie mogę mu tego wytłumaczyć.
Wbiegłam do wody. Spojrzałam na Perci... jakośtam sugerując, żeby za mną ruszył. Spojrzał sceptycznie, ale powoli wchodził do wody. Uśmiechnęłam się pod nosem. Pies najwyraźniej zaczynał się do tego przekonywać.
Szybko zanurkowałam pod wodę. Może nie jest aż tak spostrzegawczy. Planowałam klasycznie go wystraszyć. Podpłynęłam do niego i kiedy już miałam go wypchnąć, kopnął mnie łapami. Wypłynęłam na powierzchnię, krztusząc się wodą.
- Przepraszam! Nie chciałem! Nie wiedziałem... - zaczął się tłumaczyć.
Pacnęłam go łapą, kręcąc głową. Uśmiechnęłam się. Chciałam go uspokoić, w końcu to ja sama się napatoczyłam.
- To chyba nie jest najlepszy pomysł...
Zaczął się wycofywać. Zmrużyłam oczy, rzucając mu wyzwanie i natychmiast odpłynęłam wgłąb jeziora.

Wysilałam się nad tym ze dwie godziny. Doceń!
Podbijasz?

Od Negry CD Edwarda

Widać było, że Edziu się nawet lekko wzdrygnął gdy zobaczył, że rany z jego ciała momentalnie znikały. Potrafiłam czarować. To prawda. Nauczyła mnie tego moja świętej pamięci babka Czesław, która była szamanką w okolicy. Tylko to mi po niej zostało. No i amulet, który sprawiał, że potrafiłam to co potrafiłam...
Sama również umiałam się uleczać, ale nie chciałam popisywać się przed Edwardem. Nie czułam bólu fizycznego. Od dziecka. Nikt o tym nie wiedział i oby tak pozostało.
Zaczęłam krzątać się po pokojach. Zobaczyłam w nich bardzo wiele rzeczy należących niegdyś do ludzi. To było przerażające... tyle sprzętów dotąd mi nie znanych stanęło mi przed oczami. Najbardziej moją uwagę przykuło wielkie pudło z porozrywanymi kablami i dużym ekranem. Nie miałam pojęcia co to jest.
https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/66/5f/70/665f7042e9a6181c8e352e904daa402e.jpg
[...]Co co po chwili zobaczyłam zmroziło mi krew w żyłach...


Najbardziej przydatną rzeczą chyba była kanapa i dwa mięciuteńkie łóżka.
Wracając do Edwarda dość przykuło moją uwagę. Od strony wejścia czuć było drgania. Zlekceważyłam to jednak i położyłam się na jednej z puf.
Co co po chwili zobaczyłam zmroziło mi krew w żyłach...
 
 
<Edziu... nie zepsuj tego ^^>

środa, 22 kwietnia 2015

Od Negry CD Amigo

-Co ja tu robię?! - warknęłam nie mając jeszcze dobrze otwartych oczu.
-Jesteś w jaskini. Zająłem się tobą, bo straciłaś przytomność...
-No, jasne! Nie wierzę ci! -wybuchnęłam.
-To uwierz.. Eh...
-Pewnie mnie wykorzystałeś! -warknęłam ostro
-Co ci do głowy strzeliło?! Nie mógłbym zrobić czegoś takiego! Nie jestem potworem!
Westchnęłam. Mówił prawdę, ale i tak mu nie wierzyłam. Przekonana byłam że najpierw mnie ogłuszył, a potem bestialsko zgwałcił.
-Mam ślady krwi na futrze! Jak to wyjaśnisz? -posłałam mu srogie spojrzenie
-Upadłaś z moich barków i troszkę się poobijałaś.
-Udowodnij, że nic mi nie zrobiłeś!~


<Am... Ty Trynkiewiczu xD>

Od Percivala do Ansii

Szedłem po Wolnym Polu. Lekki trucht stopniowo przeradzał się w szaleńczy bieg, a już po chwili pędziłem przez równinę. Wysoka trawa smagała mnie po brzuchu, kiedy moje łapy uderzały o grunt w równych odstępach. Łup. Łup. Łup. Kocham biegać. Zatrzymałem się gwałtownie, rozpryskując na boki grudki ziemi oraz wyrwane korzonki, kiedy do moich nozdrzy wdarł się zapach zwierzyny. Podniosłem łeb wyżej, strzygąc uszami. Nieopodal rozległ się cichy szelest. Zanim jeszcze ucichł do końca, byłem już w połowie skoku. Zając rzucił się do ucieczki, a ja od razu popędziłem za nim. Dogoniłem go po dosłownie paru sekundach - był to jeszcze młodzik, na dodatek wyraźnie wychudzony. Pewnie został porzucony przez rodziców. Przycisnąłem go łapą do ziemi. Zabijając go, wyświadczę mu właściwie przysługę. Taki niedoświadczony maluch i tak nie przeżyłby długo na łonie natury, prędzej czy później zostałby upolowany przez innego psa, bądź wilka. Zacisnąłem szczęki na jego szyi, usłyszałem trzask łamanych kości. Poszedł kręgosłup. Zdobycz opadła bezwładnie, drgając jeszcze konwulsyjnie w ostatnim geście rozpaczy. Przekręciłem łeb, a wtedy ze zwierzyny już całkowicie uszło życie. Zabrałem się do posiłku, jednak nieduży zając ani trochę nie zaspokoił mojego głodu. Wstałem i ruszyłem przez Pole, tym razem spacerkiem. Ciepłe promienie słoneczne muskały mój grzbiet.
Nagle zawiał silny wiatr, a ja zerwałem się do biegu razem z powiewem. Tuż obok mnie podmuch niósł kilka zielonych liści oraz zapach lilii wodnych... Wciągnąłem głęboko powietrze rozkoszując się wonią wiosny. Zaraz... Skoro czuć lilie wodne, to nieopodal musi być jakieś jezioro, bądź rzeka. W wodzie są ryby, które na pewno będą pożywniejszym posiłkiem od wychudzonego zająca. Ruszyłem za zapachem, trzymając łeb w górze. Z każdym krokiem coraz wyraźniej czułem kwiaty, a w pewnym momencie do moich uszu dobiegł cichy dźwięk fal... Nareszcie.
Tak jak przypuszczałem, było to sporej wielkości jezioro. Podszedłem do tafli i zacząłem pić. Krystaliczna woda sprawiła przyjemną ulgę gardłu. Usiadłem na piasku, który przylepiał się do moich mokrych łap. Rozejrzałem się uważnie dookoła, chłonąc wzrokiem zielony las otaczający zbiornik.
Kawałek dalej na brzegu majaczyła sylwetka psa. Podniosłem się powoli i zrobiłem kilka kroków w jej stronę. Widocznie nieznajomy mnie nie zauważył, bo nadal stał w miejscu. Podbiegłem do obcego, a dopiero po chwili zorientowałem się, że jest to suczka.
-Witaj - zacząłem - Na imię mi Percival Pascal Praiseworthy. Czy zaszczyci mnie pani swoim imieniem?
Uśmiechnąłem się do suni, która najprawdopodobniej była owczarkiem niemieckim, jednak ta milczała. Czyżby niedosłyszała? Odchrząknąłem.
-Przedstawisz się? - zapytałam już nieco mniej pewnie.

< Ansiu? ^3^ Nareszcie napisałam (/^o^) /  >

Od Amigo do Percival'a

Wstałem wcześnie rano, jeszcze przed wschodem słońca. Miałem ochotę na długi spacer przed śniadaniem. Postanowiłem się wybrać na Słoneczną Polanę i tam obejrzeć wschód słońca. Wyszedłem z jaskini na rześkie, poranne powietrze. Wziąłem głęboki oddech i zacząłem rozkoszować się cudownym porankiem. Zanim jednak udałem się na Słoneczną Polanę, miałem jakieś przeczucie, które kazało mi przejść się na chwilę do Mglistego Lasu. Pobiegłem więc szybko w jego stronę. Kiedy dotarłem na miejsce, w głębi lasu panował mrok. Wszedłem między drzewa i zacząłem kluczyć z nosem przy ziemi. Nagle coś we mnie drgnęło. Poczułem jakiś obcy zapach. Obcy, ale nie wiem czemu wydawał mi się... przyjacielski. Czułem, że to nie wróg. Zacząłem więc iść za zapachem. Po kilku minutach przystanąłem. Podniosłem głowę i ujrzałem naprzeciwko mnie psa. Wyglądał na lekko zagubionego. Postanowiłem się przedstawić.
- Witaj, jestem Amigo.

<Percival? arcydzieło to nie jest ale zawsze coś xd >

Nowy pies! - Percival




Imię: Percival Pascal Praiseworthy
Zdrobnienie: Przedstawia się jako Percival Pascal Praiseworthy, ale na co dzień używa tylko pierwszego imienia. W drodze wyjątków możesz powiedzieć Percy, jednak woli, kiedy zwracają się do niego Percival. Siostrze jako jedynej pozwalał mówić Persiak.
Płeć: Pies
Wiek: 3 lata
Znaki szczególne: Nic. Właściwie, to Percival jest idealnym wzorcem swojej rasy, niczym nie wyróżniającym się Salukim. Można powiedzieć, że jego charakter jest wyjątkowy, bo nie ma drugiego takiego samego na świecie. Ale o tym wie chyba każdy.
W hierarchii: Samiec Eta; Strateg
Cechy charakteru: Pierwsze określenie jaki mi przychodzi do głowy – mądry. Percival Pascal Praiseworthy z pewnością wyróżnia się inteligencją, a także cierpliwością. Jest niezwykle spokojny, zanim podejmie jakąś decyzję, zawsze przemyśli ja dwukrotnie. Oczywiście nie chodzi tu o wybór typu „co dziś zjem na  śniadanie”, a inne, ważniejsze problemy. Jest z natury lekko wyniosły, przekonany o swoim szlachetnym pochodzeniu. W pewnym stopniu jest to prawda. W pozostałych kwestiach jest skromny, raczej nie przepada za psami, które pozjadały wszystkie rozumy. Myśli logicznie, jest dobry w dedukcji - istny psi Sherlock Holmes. Co noc spogląda w gwiazdy. Zna się dobrze na astronomii, godzinami patrzył, jak jego właściciel szuka nowych gwiazdozbiorów i konstelacji. Uważa to za niezwykle fascynujące. Można powiedzieć, że mówi dosyć… oficjalnym językiem. Co to znaczy? Poznaj go lepiej, a się dowiesz.
Cechy fizyczne: Percival jest przedstawicielem rasy Saluki, maści czarnej z piaskowym. Mierzy 73 cm w kłębie. Można powiedzieć, że to wprost idealny wzorzec charta perskiego - stwarza wrażenie gracji i symetrii, szybkości i wytrzymałości, połączonej z siłą i ruchem t.j. cechami pozwalającymi na zabicie gazeli lub innej zdobyczy na terenie piaszczystym lub skalistej pustyni. Jego wygląd jest dystyngowany i miły. Głowa długa i wąska, o szlachetnym wyrazie, oczy w barwie orzechowej, a nos czarny. Wysokie, napięte, proporcjonalne do długości ciała kończyny, pozornie kruche, są wytrzymałe a sprężysty skok jest wykorzystywany do maksymalnego odbicia i przyspieszenia. Saluki jest długodystansowcem, jego bieg jest lekki, zwinny, sprężysty i pełen wdzięku co sprawia wrażenie jakby pies płynął w powietrzu. Potrafi biec z dużą szybkością i zwrotnością pokonując trudny teren. Mimo, iż Percival nie sprawia wrażenia silnego, jego szczęki są mocne i przystosowane do trzymania dużej zwierzyny.
Motto: „Życie jest pomyślane sprytniej od kryminału: nie pozwala zajrzeć na ostatnią stronę.”
Lubi: Spokój i ciszę. Samotność mu nie przeszkadza, ale dobrze się czuje w towarzystwie innych psów. Percy lubi patrzeć na nocne niebo i szukać na nim gwiazdozbiorów - jest w tym wyjątkowo dobry. Uważa sowy za bardzo mądre stworzenia, z chęcią spędza czas w ich pobliżu. Zdecydowanie woli ciepłe pory roku, jednak nie ma nic do zarzucenia zimie. Wprost uwielbia polowania, które są jego sposobem na odstresowanie się. Lubi też psią karmę.
Nie lubi: Hmm… nie ma wielu rzeczy, których on nie lubi, ale parę się znajdzie… przede wszystkim są to samochody. W dzieciństwie został lekko potrącony, dlatego ma do nich uraz. Nie zbliża się do nich, nienawidzi odgłosów, jakie wydają, i nigdy do nich nie wsiada. Nie przepada również za hałasem, zdecydowanie woli ciszę – może wtedy w spokoju pomyśleć.
Umiejętności: Przede wszystkim warto wspomnieć o tym, że Percival wyciąga 65 km/h i nawet jak na swoją rasę wyjątkowo wysoko skacze. Mocne szczęki oraz zabójcza prędkość czynią z niego idealnego łowcę, po prostu uwielbia polowania. Jeśli chodzi o siłę, to nie posiada jej za wiele, jednak nie można tego powiedzieć o jego psychice. Nie jest za dobry w walce, ale szybkość i umysł to jego największe atuty. Umie w kilka sekund ułożyć genialny plan, zwykle trafnie ocenia sytuację, łączy ze sobą fakty. Istny psi Sherlock Holmes. Sztuka dedukcji jest jego mocną stroną.
Ciekawostki:
∫ Urodził się w Londynie.
∫ Zna się na astronomii.
∫ Uważa sowy za bardzo mądre stworzenia.
∫ Pochodzi z prestiżowej hodowli Salukich.
∫ Zna język angielski.
Partnerstwo: Jest taka jedna… która skradła serce Percy’ego jeszcze zanim poznał jej imię, a przyszło mu to z wielkim trudem. Domyślacie się, o kogo chodzi? ;3
Rodzina w sforze: Wszyscy członkowie jego rodziny żyją w hodowli, lub, tak jak Percival, trafili do właścicieli.
Rodzina poza sforą: Cała jego rodzina jest czystej kwi Chartami Perskimi, wszyscy pochodzą z prestiżowej hodowli;
∫ ColorfulDream – matka,
∫ MisticFlame – ojciec,
∫ SunshineSparkle – siostra z miotu Percy’ego,
∫ MarkLoster – brat z miotu Percy’ego,
∫ NeverDay, SnowflakeWhite, DarkCrescendo, MistyNote – młodsze rodzeństwo, II miot,
∫ RedArizone, SilverMoon, LeafySteam – młodsze rodzeństwo, III miot,
∫ BleoDusty, GreyImagine, GlossyShine, MarbleMay – młodsze rodzeństwo, IV miot.
Wiadomo na czym polega hodowla, więc zapewne Percival posiada jeszcze innych braci i siostry, których nie zdążył poznać.
Historia: Percival Pascal Praiseworthy urodził się w prestiżowej hodowli chartów perskich, umiejscowionej w Londynie. Już od szczenięcych lat posługiwał się biegle językiem zarówno angielskim, jak i polskim, którego nauczył go ojciec. MisticFlame pochodził z Polski i przykładał dużą wagę do edukacji swoich pociech. Tak więc nasz pies wychowywał się w kochającej rodzinie, która dbała o to, żeby dobrze się sprawował oraz osiągał cele w życiu. Dzieciństwo upłynęło mu całkiem normalnie – na zabawach z licznym rodzeństwem, bieganiem po willi właścicieli. Jedynym ciekawszym elementem było to, że potrącił go samochód. Złamał dwie kości, poza tym nic mu się nie stało, ale od tamtej pory ma uraz do aut. Przejdźmy do tej lepszej części każdej historii: Jak dotarł do sfory? Otóż pewnego dnia, został oddany w ręce jakiegoś mężczyzny. Człowiek ten był astronomem, mieszkającym samotnie dosyć daleko od Anglii, a mianowicie w Polsce. W podeszłym wieku, można go było nazwać staruszkiem. Jego dom posiadał wysoką wierzę, z której razem co noc obserwowali gwiazdy i prowadzili badania na ich temat. Właściwie pan Percivala prowadził, a on słuchał. Słuchał każdego słowa, a starszy człowiek mówił mu wszystko, co sam wiedział. Żył samotnie, jego jedynym towarzyszem był zawsze wierny pies. Percy bardzo lubił astronoma, a on lubił go. To był najlepszy rok życia Percivala, jednak nic co dobre nie trwa wiecznie. Mężczyzna zmarł na wylew, kiedy spadł ze schodów, a ponieważ w okolicy nie mieszkał nikt, pomoc nie zdążyła dotrzeć na czas. Przez długi, długi czas nikt nie zauważył śmierci niepozornego staruszka, dziwnego astronoma. Co noc pies wchodził na wierzę i wył do gwiazd, ale w końcu musiał odejść. Zaciągnął nieżyjącego człowieka do obserwatorium, posadził na ulubionym fotelu i opuścił dom. Błąkał się po lesie – co innego mógł zrobić? Aż wreszcie natrafił na tą. Jak pewnie nietrudno się domyślić – został.
Kontakt: zuzaxxx