****
Leżałam w jaskini czekając aż mój ukochany wróci z polowania. Zazwyczaj zajmuje mu to dość długo, ale dzisiaj liczyłam na to, że wróci trochę wcześniej. Czas zaczynał mi się dłużyć z godziny na godziny, z minuty na minutę i z sekundy na sekundę, a Tramp cały czas nie wracał. Zaczynałam się martwić. Co jeśli coś mu się stało? Nie wiem co bym wtedy zrobiła. Podeszłam wolno do wyjścia z naszej nowej jaskini. W oddali widać było sylwetkę psa niosącego w swoim pysku zdobycz. Uśmiechnęłam się na samą myśl o soczystym mięsku zająca, którego przyniesie mi Tramp. Pies wszedł do jaskini, a ja podążyłam za nim. Położył zdobycz na ziemi i spojrzał na mnie z uśmiechem na pysku. Wiedziałam, że każe mi go zjeść. Położyłam się przy zdobyczy chwytając go łapami i zaczęłam powoli jeść. Ogólnie nie przepadałam za mięsem takim jak królik. Wolałam sarny czy jelenie. A ryby to już w ogóle. A Tramp je uwielbiał... Nie wiadomo jednak dlaczego. Po skończonym posiłku powoli wstałam i spojrzałam na psa. Podeszłam do niego i potarłam moim nosem o jego pyszczek. Popatrzyłam na wyjście z jaskini.
- Chcesz się przejść? - spytał Tramp i wyszedł z jaskini. Podążyłam za nim dotrzymując psu każdego kroku. Nagle się zatrzymał. Spojrzałam na niego pytająco. Ten zaśmiał się tylko i szedł dalej, a ja obok niego. Szliśmy w kierunku Blue Cove. To miejsce było piękne, a ja uwielbiałam tam chodzić. Bywałam tam dosyć często. Jak zwykle nad Blue Cove było pełno psów... A czego innego można było się spodziewać? Był tam jednak ktoś, kto szczerze mnie zastanawiał. Nie... Nie była to jedna osoba, a dwie. Szczenięta. Nie widziałam ich tutaj jeszcze, a bywam dość często tutaj. Spojrzałam na Trampa.
- Znasz te szczeniaki? - spytałam wskazując ruchem głowy na dwa małe pieski bawiące się ze sobą. Nagle podeszła do nich Quer. To jeszcze bardziej zaczęło mnie zastanawiać.
- Znam... - uśmiechnął się Tramp. - To Hazel i River. Szczenięta Quer i Hira. To ty nic nie wiesz? - spytał po chwili.
- Nie... A powinnam? - zapytałam. Pies pokiwał głową.
- Tak... Przecież Quer urodziła zanim ty mi powiedziałaś o swojej ciąży. - rzekł z lekkim zakłopotaniem na pysku. Spojrzałam na dwa małe pieski. Były urocze. Quer jako młoda matka dawała sobie radę z dwoma maluchami. Ja jednak nie wiedziałam ile szczeniąt urodzę... Przecież wszystko mogłoby się zdarzyć, ale wolę o tym teraz nie myśleć.
Tramp chciał by ktoś kontrolował moją ciążę i pomógł przy porodzie jednak ja nie chciałam. Przecież moja matka też rodziła bez tych wszystkich różnych cudów... Bez pomocy... Nie pamiętam czy był przy tym mój ojciec, a nawet jakby to jak on miał jej wtedy pomóc? Pomoc rzecz jasna przyszła, ale po fakcie.
Poszłam z Trampem do naszej jaskini. Nie wiem kiedy miał odbyć się poród. Oby jak najwcześniej. Chciałabym mieć to już za sobą, ale czy tak będzie? Tego nie mogę być pewna. Położyłam się na skalnej półce, która znajdowała się w głównej komorze czy tam jamie... Mniejszość. Spojrzałam na psa, który krzątał się wokół półki. Zamiatał ogonem ziemię. Uśmiechnęłam się do siebie.
- Może ci pomogę? - spytałam podnosząc głowę wysoko.
- Nie! - odpowiedział natychmiastowo. - Nie ma mowy. Leż tutaj i... I nic nie rób. Ja się wszystkim zajmę.
- Przestań... Chociaż na chwilę. - rzekłam. Pies podszedł do skalnej półki i położył mi głowę na łapach. Uśmiechnął się do mnie delikatnie jednak wyraźnie podkreślając swoje zmartwienie.
- Dobrze... - westchnął. Poczułam się dumna, że pies jest mi tak bardzo posłuszny. Jednak ma czasami rację. Spojrzałam na niego ze współczuciem. Wszystko robił sam. Tropił, polował, sprzątał jaskinię, zajmował się mną i wiele takich innych, a ja? Ja leżałam sobie tylko na skalnej półeczce i patrzyłam. Przyglądałam mu się zawsze z wielką uwagą.
- Wiesz już może jak nazwiemy nasze szczeniaki? - spytał wyrywając mnie w tym samym czasie z rozmyśleń. Potrząsnęłam gwałtownie głową otrząsając się.
- Zawsze podobały mi się pewne imiona dla suczek... Sparkle i Hope. - powiedziałam patrząc z troską na psa.
- Hmm... - zamyślił się na dłuższą chwilę.
Noc. Obudziłam się w środku nocy. Chyba koło północy. Rozejrzałam się po mojej... Znaczy naszej jamie. Trampa nie było. Poszedł pewnie coś upolować, bo całe dnie ciężko pracuje i nie ma chwili dla siebie. Uśmiechnęłam się i starałam zasnąć. Jednak nie mogłam. Brzuch zaczął mnie strasznie boleć, a przy tym te straszne skurcze. Nie... Nie chciałam wierzyć, że zaczynałam rodzić. To było... Straszne! Nie, bo to mało powiedziane.
Około drugiej nad ranem było już po wszystkim. Odetchnęłam z ulgą. Koło mnie leżała trójka naszych szczeniąt. W tym samym czasie wszedł Tramp z uśmiechem na pysku. Widząc trzy małe kuleczki leżące obok mnie podbiegł z przerażeniem malującym się na jego pysku. Uśmiechnęłam się. Pies patrzył to na mnie to na szczenięta. Po chwili przytulił się do mnie.
- Czemu... Czemu mnie tu nie było? - patrzył na szczenięta zeszklonymi oczyma. Jakby miał zaraz się popłakać. Spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem na pyszczku. Byłam ciekawa jak nazwiemy szczeniaki.
- Tramp... To teraz masz pole do popisu. Nazwijmy je! - rzekłam cicho z głosem pełnym entuzjazmu. Pies przyjrzał się szczeniętom.
- No więc zacznę od tego pieska. - wskazał na ciemnobrązowe szczenię. - To będzie Sphinx. A ta suczka to Autumn. - polizał delikatnie najmniejszą suczkę strasznie podobną do niego. - Nie wiem jednak co z nią. Ty wymyśl.
- Mam dylemat. Nie wiem czy ma być Sparkle czy Hope. Obydwa mi się podobają. - rzekłam.
- Złącz oby dwa. - powiedział pies patrząc na sunię.
- Sparkle Hope? - spytałam i również spojrzałam na jedną z naszych córeczek.
- Tak! O to mi chodziło.
- Iskra Nadziei. Pięknie. Sparkle Hope będzie jeszcze pięknie. - uśmiechnęłam się ze łzami w oczach.
- Piękne imię dla ślicznej suczki. - Tramp polizał suczkę, a ta pisnęła radośnie. Popatrzyłam na najmniejsze szczenię. Na Autumn. Widać było, że jest słaba. Leżała wtulona w moją sierść nie ruszając nawet łapką. Nie drgała. Na jej widok łzy napływały mi do oczu. Spojrzałam na Trampa, który tak jak ja wcześniej przyglądał się naszej najmniejszej córeczce. Mama mi mówiła, że Suyin też była najmniejsza i najmłodsza z naszej czwórki... Znaczy szóstki. Biedna mała psinka. Chciałam zanieść nasze szczeniaki do ich legowiska. Spojrzałam na Trampa. Skinieniem głowy zgodził się na to. Wzięłam delikatnie do pyska Sparkle Hope i zaniosłam ją do legowiska. Tramp uczynił to samo ze Sphinxem. Położyłam się koło dwóch malców nie zwracając uwagi na to, że coś jest nie tak. Brakowało przecież Autumn. Tramp poszedł do głównej jamy i położył się na półce. Zasnęliśmy.
Rano obudziły mnie piski dochodzące z jamy mojej i Trampa. Nie wierzyłam własnym oczom. Zostawiliśmy tam naszą najmniejszą córeczkę. Błyskawicznie położyłam się koło córeczki, która wtuliła się w moją sierść. Przytuliłam ją do siebie.
- Moja malutka... Nie bój się już, proszę cię. Kochanie... - płakałam jej do malutkiego uszka. Tramp wbiegł do jamy zdenerwowany.
- Zostawiłaś szczeniaki same! - rzekł podchodząc do mnie. Jednak widząc, że przytulam naszą najmniejszą córeczkę zmiękło mu serce.
- A Autumn zostawiliśmy samą na całą noc... - powiedziałam biorąc Autumn do pyska i przenosząc do legowiska, w którym leżało jej rodzeństwo. Szczenięta słodko spały. Usiadłam przy legowisku patrząc na śpiące kuleczki niby z wełny. Tramp usiadł obok. Wtuliłam się w jego sierść dalej przyglądając się dzieciom.
- Już nigdy niech nam się to nie zdarzy... - rzekłam zmęczona. Pies skinął tylko głową. Uśmiechnęłam się.
****
Tramp chciał by ktoś kontrolował moją ciążę i pomógł przy porodzie jednak ja nie chciałam. Przecież moja matka też rodziła bez tych wszystkich różnych cudów... Bez pomocy... Nie pamiętam czy był przy tym mój ojciec, a nawet jakby to jak on miał jej wtedy pomóc? Pomoc rzecz jasna przyszła, ale po fakcie.
****
Poszłam z Trampem do naszej jaskini. Nie wiem kiedy miał odbyć się poród. Oby jak najwcześniej. Chciałabym mieć to już za sobą, ale czy tak będzie? Tego nie mogę być pewna. Położyłam się na skalnej półce, która znajdowała się w głównej komorze czy tam jamie... Mniejszość. Spojrzałam na psa, który krzątał się wokół półki. Zamiatał ogonem ziemię. Uśmiechnęłam się do siebie.
- Może ci pomogę? - spytałam podnosząc głowę wysoko.
- Nie! - odpowiedział natychmiastowo. - Nie ma mowy. Leż tutaj i... I nic nie rób. Ja się wszystkim zajmę.
- Przestań... Chociaż na chwilę. - rzekłam. Pies podszedł do skalnej półki i położył mi głowę na łapach. Uśmiechnął się do mnie delikatnie jednak wyraźnie podkreślając swoje zmartwienie.
- Dobrze... - westchnął. Poczułam się dumna, że pies jest mi tak bardzo posłuszny. Jednak ma czasami rację. Spojrzałam na niego ze współczuciem. Wszystko robił sam. Tropił, polował, sprzątał jaskinię, zajmował się mną i wiele takich innych, a ja? Ja leżałam sobie tylko na skalnej półeczce i patrzyłam. Przyglądałam mu się zawsze z wielką uwagą.
- Wiesz już może jak nazwiemy nasze szczeniaki? - spytał wyrywając mnie w tym samym czasie z rozmyśleń. Potrząsnęłam gwałtownie głową otrząsając się.
- Zawsze podobały mi się pewne imiona dla suczek... Sparkle i Hope. - powiedziałam patrząc z troską na psa.
- Hmm... - zamyślił się na dłuższą chwilę.
****
Noc. Obudziłam się w środku nocy. Chyba koło północy. Rozejrzałam się po mojej... Znaczy naszej jamie. Trampa nie było. Poszedł pewnie coś upolować, bo całe dnie ciężko pracuje i nie ma chwili dla siebie. Uśmiechnęłam się i starałam zasnąć. Jednak nie mogłam. Brzuch zaczął mnie strasznie boleć, a przy tym te straszne skurcze. Nie... Nie chciałam wierzyć, że zaczynałam rodzić. To było... Straszne! Nie, bo to mało powiedziane.
****
Około drugiej nad ranem było już po wszystkim. Odetchnęłam z ulgą. Koło mnie leżała trójka naszych szczeniąt. W tym samym czasie wszedł Tramp z uśmiechem na pysku. Widząc trzy małe kuleczki leżące obok mnie podbiegł z przerażeniem malującym się na jego pysku. Uśmiechnęłam się. Pies patrzył to na mnie to na szczenięta. Po chwili przytulił się do mnie.
- Czemu... Czemu mnie tu nie było? - patrzył na szczenięta zeszklonymi oczyma. Jakby miał zaraz się popłakać. Spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem na pyszczku. Byłam ciekawa jak nazwiemy szczeniaki.
- Tramp... To teraz masz pole do popisu. Nazwijmy je! - rzekłam cicho z głosem pełnym entuzjazmu. Pies przyjrzał się szczeniętom.
- No więc zacznę od tego pieska. - wskazał na ciemnobrązowe szczenię. - To będzie Sphinx. A ta suczka to Autumn. - polizał delikatnie najmniejszą suczkę strasznie podobną do niego. - Nie wiem jednak co z nią. Ty wymyśl.
- Mam dylemat. Nie wiem czy ma być Sparkle czy Hope. Obydwa mi się podobają. - rzekłam.
- Złącz oby dwa. - powiedział pies patrząc na sunię.
- Sparkle Hope? - spytałam i również spojrzałam na jedną z naszych córeczek.
- Tak! O to mi chodziło.
- Iskra Nadziei. Pięknie. Sparkle Hope będzie jeszcze pięknie. - uśmiechnęłam się ze łzami w oczach.
- Piękne imię dla ślicznej suczki. - Tramp polizał suczkę, a ta pisnęła radośnie. Popatrzyłam na najmniejsze szczenię. Na Autumn. Widać było, że jest słaba. Leżała wtulona w moją sierść nie ruszając nawet łapką. Nie drgała. Na jej widok łzy napływały mi do oczu. Spojrzałam na Trampa, który tak jak ja wcześniej przyglądał się naszej najmniejszej córeczce. Mama mi mówiła, że Suyin też była najmniejsza i najmłodsza z naszej czwórki... Znaczy szóstki. Biedna mała psinka. Chciałam zanieść nasze szczeniaki do ich legowiska. Spojrzałam na Trampa. Skinieniem głowy zgodził się na to. Wzięłam delikatnie do pyska Sparkle Hope i zaniosłam ją do legowiska. Tramp uczynił to samo ze Sphinxem. Położyłam się koło dwóch malców nie zwracając uwagi na to, że coś jest nie tak. Brakowało przecież Autumn. Tramp poszedł do głównej jamy i położył się na półce. Zasnęliśmy.
****
Rano obudziły mnie piski dochodzące z jamy mojej i Trampa. Nie wierzyłam własnym oczom. Zostawiliśmy tam naszą najmniejszą córeczkę. Błyskawicznie położyłam się koło córeczki, która wtuliła się w moją sierść. Przytuliłam ją do siebie.
- Moja malutka... Nie bój się już, proszę cię. Kochanie... - płakałam jej do malutkiego uszka. Tramp wbiegł do jamy zdenerwowany.
- Zostawiłaś szczeniaki same! - rzekł podchodząc do mnie. Jednak widząc, że przytulam naszą najmniejszą córeczkę zmiękło mu serce.
- A Autumn zostawiliśmy samą na całą noc... - powiedziałam biorąc Autumn do pyska i przenosząc do legowiska, w którym leżało jej rodzeństwo. Szczenięta słodko spały. Usiadłam przy legowisku patrząc na śpiące kuleczki niby z wełny. Tramp usiadł obok. Wtuliłam się w jego sierść dalej przyglądając się dzieciom.
- Już nigdy niech nam się to nie zdarzy... - rzekłam zmęczona. Pies skinął tylko głową. Uśmiechnęłam się.
KONIEC
Jedno z moich dłuższych opowiadań, ale i tak stać mnie na jeszcze dłuższe.
Nie oceniać mnie po tym co stało się z Autumn. Wymyślił to Tramp.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz