No więc jedziemy z tym koksem.Jak co ranka wstałam,umyłam się i poszłam na polowanie.Spotkałam tam Quer i bardzo miło spędziłam z nią poranek.Była godzina dwunasta.Wróciłam do jaskini i rozłożyłam się na kamieniu.Leniuchowałam przez kilka minut kiedy wpadł do mnie pies.Był cały mokry i wystraszony.Szybko wstałam i podeszłam do psa.Ten na mój widok upadł i wyszeptał...
-Ludzie...
-Co?-spytałam zdezorientowana,patrząc z pokorą na psa.
-Oni tu idą...proszę ukryj mnie-oznajmił wyczerpany pies.
-Ludzie...tutaj...-mruknęłam zaskoczona.
-Tak...mają strzelby i dziwne urządzenia,mają prąd...-oznajmił resztkami sił.
-Chodź-powiedziałam miłym tonem.
Pies był wykończony.Położyłam go na dziczej skórze i podałam mu wody z kroplą zdrojówki wodnej.Zeszłam do mojej piwnicy.Właściwie było to wgłębienie które wykopał dla mnie Max.Ach...piękne czasy.A wracając do naszej historii...w piwniczce znajdowały się:dzikie skóry,nasiona,woda,pióra,suszone grzyby,jagody,koci miętka,kawałek wołowino,cały jeleń i parę orzechów.Moje zapasy nie były obszerne ale dietę trzymać trzeba.A jeśli mowa o diecie widać ,że pies jest niczego sobie.Pewnie ćwiczył.Był dobrze zbudowany i nawet zgrabny.Gdybym ja zaczęła biegać codziennie była bym ''Top dogell''.Chociaż wiem ,że nic mi nie brakuje...tak,tak wiem skromność.I znowu wracamy do naszej historii.Podłożyłam mu pod pysk trochę orzechów i suszonych grzybów a na deser kawałek wołowiny ,a sama wciągnęłam do swej paszczy trochę jagód i ucho jelenia.Niestety pies nie chciał jeść.Jedynie co chwile zanurzał język w naczyniu z kłody by zaspokoić pragnienie.Tupot zbliżających się ludzkich stóp mnie przerażał.Skoro mają broń to nie przyszli tu w pokojowych zamiarach.Nagle ujrzałam dłoń.Była to ludzka dłoń.Na ten widok pies,zerwał się z ''łóżka'' i ugryzł dłoń nieprzyjaciela.
-Chodź,musimy uciekać-oznajmił wybiegając na zewnątrz.
Nawet nie spojrzałam za siebie.W pośpiechu nie wzięłam nic,ale w ostatniej chwili złapałam kamyk wiszący nad moim posłaniem.Wiele dla mnie znaczył.Gdy wybiegłam na zewnątrz padł strzał ale w ostatniej chwili udało mi się uciec.Wraz z psem biegliśmy przed siebie nie patrząc za siebie.Ta wiem ,że to dziwnie zabrzmiało.Ludzie nie dawali nam spokoju.Biegli za nami non stop.Byłam już trochę tym zmęczona ale pies radził sobie doskonale.O dziwo tego w jakim stanie znalazł się w mojej jaskini.Bieg zdawał się nie mieć końca gdy nagle dotarliśmy do miejsca gdzie jeździły wielkie maszyny.Były to podajże tak zwane ''pociągi''.Jedynym wyjściem było wskoczyć do jakiegoś z nich.Pies zauważył pociąg z napisem''Cyrk Tiger''.Wskoczył do niego bez wahania a ja za nim.Nagle ktoś zamknął drzwi i pociąg ruszył w nieznane.Zgubiliśmy ludzi ale nie mieliśmy zielonego pojęcie dokąd jedziemy.Wagon był wilgotny ,a ciemnica jaka tam panowała była okropna.Nagle za nami pojawił się promyk światła.Byłą to świeczka.
-Tak w ogóle to jestem Marvel-oznajmił...
<Marvel?>
Lubisz cyrk?*-*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz