W jednej chwili ogromny głaz
spadł mi z serca. Przez cały ten czas okropnie bałem się, iż Arthur jest
poirytowany mą obecnością lub mym sposobem mowy. A przecież tak bardzo chciałem zdobyć w nim
przyjaciela! Bardzo ucieszyła mnie myśl, iż panicz Arthur nie jest przeciwny
mojemu towarzystwu.
-Och! Nie wyobrażasz sobie jak mi
ulżyło paniczu Arturze! Myślałem, że nie lubisz mnie lub irytuje cię mój sposób
mowy, sir, a muszę przyznać, iż bardzo zależy mi na twoim uznaniu paniczu
Arturze. Bardzo chciałbym się z tobą zaprzyjaźnić i liczę, iż jest taka
możliwość- uśmiechnąłem się do psa, a on uczynił to samo.
-Nigdy nie miałem problemu z
zaprzyjaźnieniem się z jakimkolwiek stworzeniem. Każdy mnie akceptował. Członkowie tej sfory są całkiem inni… Choćby
panienka Sode. Wydaje się być zimna, nieczuła i obojętna. Jednakże ja wiem, iż
to tylko jej „skorupa”. We wnętrzu znajduje się zapewne coś więcej. I ja mam
zamiar odkryć co. Lub weźmy ciebie, paniczu Arthurze. Na pierwszy rzut oka
jesteś taki niedostępny. Aczkolwiek teraz widzę, że myliłem się i warto było
spróbować zaprzyjaźnić się z tobą- uśmiechnąłem się wzdychając ciężko. Byłem
nieco zmęczony po naszej bitwie na śnieżki. Byłem też niezmiernie ciekawy co
Arthur mi odpowie.
Paniczu Arthurze? ^^
Będę się smażyć w piekle za ten brak weny...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz