piątek, 30 stycznia 2015

Od Nuki CD Marvela

Zaczęłam trzeć łapą o ziemię jak koń,. ale w końcu  zakłopotana, z uśmieszkiem na pysku odparłam:
-No wiesz... nie. No może tak trochę...
Przełknęłam ślinę wraz z kawałkami mięsa. Spuściłam łeb. Marvel popatrzył na mnie.
-To chyba dobrze.- powiedział po czym uśmiechnął się.
Ja również odpowiedziałam tym samym. Nagle zapadła głucha i niema cisza. Podobno staje się ona niezręczna po 4 sekundach. Tak też się stało tym razem. Na szczęście lub na nie szczęście coś ją przerwało. Usłyszeliśmy głośny huk, który ciągle się narastał i biegł w naszą stronę. Oboje podnieśliśmy głowy. Przestraszyłam się, bo w końcu co mogłoby tak dudnieć na terenach sfory? Nawet wszyscy członkowie sfory gdyby zebrali się w jedność, nie zrobiliby takiego zamieszania.
Łomot cichł, ale i tak co chwilę było słychać głośny świst i .. co najgorsze- krakanie ptaszysk.
W końcu, po połowie godziny, kiedy te tortury terenów przeszły ''odkleiłam się'' od Marvela

*A no tu taka ciekawostka- kiedy to Nuka się boi przytula się do pierwszego lepszego lub włazi gdzieś gdzie nikt jej nie znajdzie, no a że się Marvel nawinął....*

Postanowiłam wychylić głowę z jaskini. W końcu postawiłam swe łapy za progiem groty. Wyszłam. Pies wraz ze mną. Ruszyliśmy przed siebie wolnym krokiem. Marvel nigdzie nie patrząc wtopił nos w ziemię i zaczął węszyć. Ja również. Po chwili coś złapało mnie za serce i wykrzyknęłam:
-CZŁOWIEK! LUDZIE!
Chciałam zerwać się do biegu. Mój kompan podniósł głowę. Razem rozejrzeliśmy się po pobojowisku. W śniegu leżało mnóstwo, mnóstwo zabitych ptaków, z których dalej sączyła się krew.
Wiele z nich było przebitych na wylot strzałami, aczkolwiek dalej się ruszały.
Prócz nich nie sposób było  nie zauważyć końskich śladów.
Skuliłam się i zakryłam łapami głowę. Nie chciałam nawet patrzeć na to miejsce walki, a może polowania?
Wkrótce jednak się opamiętałam. Ale Marvela już nie było obok mnie! Cała się trzęsąc zaczęłam za nim niuchać. W końcu ujrzałam jego plamę. Stał on nad kawałkiem skółry przyglądając się jej. Myślałam, że znów w najbardziej nieodpowiedniej chwili zabawił się w polowanie. Jakby mało miał kruków do pożarcia!
Gniotąc małe ciałka ptaków łapami podążyłam do psa. Po drodze zobaczyłam kilka zgubionych podków i o dziwo- kolorowych ptasich piór. Czyżby po świecie chodzili jeszcze Indianie?!
Będąc przy psie przyjrzałam się skórze, którą upolował . Marvi zaczął szturchać ją coraz mocniej, aż ta... wybuchła płaczem! Zawiniątko zaczęło płakać jak zarzynane cielę. Wystraszyłam się i o mało co nie wskoczyłam Marvowi na grzbiet. Ten jednak mnie uspokoił. Ale dlaczego?

<Marvel? :o>

1 komentarz: