- Jak chcesz. - wzruszył ramionami i zobaczyłam błysk w oku. Polowania to to, co lubił.
Ruszyliśmy przez las. Lethal szybko mnie wyprzedził, ja dreptałam za nim w bezpiecznym odstępie. Jego długi ogon majtał mnie po pysku, ale za bardzo skupiałam się na dotrzymywaniu mu tępa i nie obchodziło mnie to... Do czasu. Bez zastanowienia zacisnęłam szczęki na jego merdającej kicie.
- Ej! - krzyknął, obracając się w moją stronę.
- Słucham? - uśmiechnęłam się głupkowato.
- Nie mów słucham... - podniósł brew.
- Nie. - warknęłam. - Cicho!
Wyminęłam go i walnęłam ogonem, odwzajemniając się za wcześniejsze majtanie.
- Dokąd mnie prowadzisz? - pytam.
- Ja? - spojrzał na mnie. - Chyba raczej ty.
- Dobra, nie łap mnie za słówka, jasne?
- Jak słoneczko!
Powróciliśmy do marszu, aż w końcu się zmęczyłam. Zaczęłam stawiać ranną łapę na ziemi. Choć z początku piekielnie bolało, w końcu biedne mięśnie zaczęły działać i od razu było mi lżej.
Drzewa brzozy, lipy i topoli ustąpiły miejsca pokaźnym dębom, bukom czy wierzbom, a pod moimi łapami tworzyło się bagno.
- Gdzie ty mnie zabierasz? - powiedziałam, ale pies kazał mi milczeć.
Dopiero po chwili poczułam to, co miał na myśli.
Szliśmy brzegiem małego jeziorka, które dziś nie było zamarznięte - kolejny dowód na pojawiającą się wiosnę.
Mgła nad tym miejscem była gęsta i nie mogłam ufać oczom.
Zaskoczyło mnie to, że nawet nie pomyślałam o łapie...
Lethal trącił mój bok, wskazując coś przed nami. Wyczułam woń piżmu, tak charakterystycznego dla mokrych zwierząt. A przecież to nie my byliśmy mokrzy.
Odłączyłam się od Wilczego Psa, skradając się za drzewami. On został nad brzegiem.
W końcu to zobaczyłam.
Trzy samice koziołka. Korzystały z wody, która w końcu była dostępna pod inną postacią niż śnieg.
Lethal czaił się na nie z lewej strony, ja z prawej, lekko z tyłu. Dawno nie polowałam w grupie, a bardzo mi się to podobało.
Widziałam, jak pracują jego mięśnie, jak już napina się do skoku. Jednak nie dane mu było to zrobić. Sarenki, nic nie przeczuwając, odwróciły się i poczłapały za las. Spojrzałam pytająco, ale co nam było szkoda... Szliśmy za nimi.
W końcu wyszły na ścięte po plonach pole. Mieliśmy szczęście, słońce było za nami. Okrążyliśmy je, a Lethal szybko rzucił się na najmniejszą, najmłodszą samicę. Momentalnie się spłoszyły, ale stałam im na drodze. Popychające się w popłochu ciała niemal poturbowały młode. Capnęłam je zębami w tej samej chwili, gdy Lethal złapał ją za tylną nogę.
Zacisnęłam szczęki, polała się krew. Wilczy Pies przewrócił ją i prawdopodobnie złamał kręgosłup.
- I co, zostałam z tyłu? - spytałam, oblizując się z czerwonej cieczy.
- I tak byłem lepszy. - uśmiechnął się.
(Lethal?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz