- Nie! - krzyknąłem. - Nie ma mowy. Wydostaniemy się z tąd!
Zacząłem kopać w śniegu. Niestety, długo to trwało. Pojawiła się mała dziurka. No dobra - średnia. Padłem na lód wyczerpany. Spojrzałem na Sode z wyczerpaniem, jak i świadomością końca. Jednak... Zmierzyłem wzrokiem Sode i dziurę w śniegu. Ona... zmieści się tam.
- Sode... idź. Ja tu zostanę. Ty się zmieścisz do tej dziury. Ja nie... - westchnąłem.
- Ale... - zaczęła suczka.
- Idź, bez dyskusji! Nie pozwolę ci tu umrzeć. Za tobą będą płakać, za mną nie. Idź... - warknąłem.
Sode ze smutkiem w oczach wyszła. Jednak zatrzymała się, gdy zrobiła 2 kroki w stronę lasu.
- Czemu nie idziesz? - zapytałem.
Zobaczyłem jak kropla łzy płynie po policzku Yuki.
- Ja... ja będę za tobą płakać. - spuściła głowę. - Wezwę pomoc.
- Nie... nie musisz. - westchnąłem i ułożyłem się w rogu. - Daleka droga do psów. Nawet nie wiesz, czy cię posłuchają. Idź, żyj normalnie. Zapomnij o mnie. Nie chcę byś się męczyła.
- Dlaczego? - zapytała ledwo Sode.
- Bo... - wyszeptałem. - Bo... cię kocham.
<Sode? Wyobraź se smutną muzyczkę w tle...>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz