Wyszłam przed jaskinię. Był wczesny ranek – większość psów
jeszcze spała. Kilka razy zamrugałam oczami, żeby odgonić senność. Zrobiłam
kilka kółek wokół drzewa i od razu się rozbudziłam. Ruszyłam w kierunku jaskini
Hiro. On na pewno już dawno wstał. Od
domu psa dzielił mnie spory kawał drogi, którą przebyłam biegnąc.
Tak jak myślałam – mój znajomy wylegiwał się przed domem w
świetle poranka. Podeszłam do niego cicho i położyłam obok. Nie zauważył mnie.
Zamknęłam oczy i skierowałam pysk ku słońcu. Spędziliśmy tak dobre 15 minut,
kiedy Hiro w końcu zauważył moją obecność.
-O! – krzyknął zaskoczony – Panienko Quer… długo już tu
siedzisz? – zapytał zmieszany. Uśmiechnęłam się.
-Nie, wcale nie tak długo. Jakieś piętnaście minut –
zamerdałam ogonem – A w ogóle to nie jestem żadną panienką. Mów mi po prostu
Quer.
Pies nie wyglądał na przekonanego, ale mruknął potakująco w
odpowiedzi. Zaburczało mi głośno w brzuchu.
-Ktoś tu chyba nie jadł śniadania! – zaśmiał się Hiro –
Muszę cię przeprosić na sekundkę – powiedział i odbiegł kawałek. Stał bez ruchu
przez jakiś czas, aż nagle wyskoczył wysoko w powietrze. Kiedy wylądował w pysku trzymał młodą kaczkę. Ptak miał poranione skrzydło, pewnie dlatego
leciał w zasięgu skoku. Po chwili miałam przed sobą smakowicie wyglądający
posiłek. Spojrzałam na Hiro z podziwem, a on wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Zabraliśmy się za jedzenie.
-Dziękuję – powiedziałam po skończeniu kaczki. Zamerdałam
radośnie ogonem – To co dzisiaj robimy? – spytałam entuzjastycznie.
Hiruś ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz