Patrzałam na niego z uśmiechem.
- Co ci? Panicz wstaje skoro świt, ma się rozumieć?
- A owszem. - mruknął, przeciągając się.
Wyjrzałam zza jaskini. Słońce świeciło aż miło, dlatego z wczorajszego śniegu zostały tylko kałuże.
- Jak pamiętam, miałaś iść dzisiaj do zielarza. - powiedział, siadając obok mnie.
- Dobrze pamiętasz. Ale miałam iść rano, a dzień już od kilku godzin żyje. - złapałam go za wczorajsze słówko. - Więc... Mogę liczyć od dżentelmena na wspólne polowanie?
(Lethal? Masz wenę to pisz!)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz