piątek, 1 maja 2015

Od Percivala CD Amigo

-Jasne - odparłem z uśmiechem. Pies sprawiał naprawdę przyjazne wrażenie, a wypadałoby się zaprzyjaźnić z osobnikiem, z którym będę pracował na codzień. Przypuszczałem, że jednak rola samca ety opiera się również na innych rzeczach, takich jak na przykład oprowadzanie nowych członków. Dlatego skupiłem się z powrotem na mijanych terenach, odrywając się od rozmyślań o tym, gdzie właściwie idziemy. Na chwilę zapadła cisza przerywana jedynie odgłosem naszych kroków oraz świergotem ptaków.
-A więc, Amigo - zacząłem wypowiedź, o którą prosił mój towarzysz - Urodziłem się w Londynie, w hodowli chartów perskich, czego łatwo się domyślić biorąc pod uwagę fakt, iż jestem właśnie Salukim - dodałem żartobliwym tonem, jednak mój wzrok pozostawał poważny - Dzieciństwo jak dzieciństwo - zabawy z rodzeństwem, którego swoją drogą miałem naprawdę sporo, jedynym ciekawszym elementem było to, że potrącił mnie samochód.
Wzdrygnąłem się, przypominając sobie trzask moich kości, kiedy przeleciałem parę metrów, a potem jeszcze przeorałem asfalt, odrzucony przez szybko jadące auto. Nadal utrzymywałem kontakt wzrokowy z Amigo.
-Tak samo jak ty nienawidzisz wilków, ja nie cierpię tych ludzkich maszyn. Ani ich zapachu - uśmiechnąłem się szeroko do psa, po czym zmarszczyłem nos myśląc o nieprzyjemnej woni palonej opony - Potem zostałem oddany mężczyźnie. Człowiek ten był astronomem. Zabrał mnie do Polski, gdzie mieszkał na odludziu w starym obserwatorium. Co noc prowadził najróżniejsze badania naukowe, obserwował gwiazdy mówiąc mi wszystko, co udało mu się odkryć i zaobserwować. Trzeba też dodać, że był bardzo mądry oraz wykształcony, tak więc można powiedzieć, iż wiem sporo o tym świecie.
[...] mocujące się żuki [...]
Spojrzałem przed siebie, na co chwila zakręcającą ścieżkę, którą podążaliśmy. Przez alejkę przemknął w dwóch skokach lis, jego ruda kita zniknęła w krzakach. Przystanąłem, żeby obejrzeć dwa mocujące się żuki. Patrzyłem, jak jeden chwyta jakąś rozdeptaną jagodę, po czym szybko taszczy łup do dziury w ziemi. Uniosłem łeb dostrzegając mysz uciekającą przed czymś w popłochu. Las dzisiaj tętnił życiem. Postanowiłem zboczyć trochę z tematu, zadając Amigo pytanie:
-Dokąd właściwie idziemy? - rzuciłem jakby od niechcenia, ale zachowując przyjazny ton.
-Miałem zamiar pokazać ci najpierw Blue Cove - odparł entuzjastycznie, na co zamerdałem ogonem - Potem mogę zaprowadzić cię do Autostrady...
-Nie, dzięki - uśmiechnąłem się lekko przerywając psu w połowie zdania. Mój towarzysz pacnął się w czoło, jakby nagle przypominając sobie, że nie przepadam (mało powiedziane) za samochodami.
-No tak - zrobił skruszoną minę - W takim razie możemy się wybrać nad Jezioro Blasku Księżyca.
-Brzmi zachęcająco - odpowiedziałem wesoło, bo nazwa naprawdę przyciągała miłe skojarzenia. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że lubiłem patrzeć w gwiazdy.
Ruszyłem spacerkiem za Amigo, próbując ustawić łeb tak, aby wątłe promienie słońca przebijające się przez baldachim z liści, na niego padały. Po kilku próbach zrezygnowałem, od razu wynajdując pozytywy w przyjemnie chłodnym cieniu.
-Wracając do mnie... - powiedziałem po chwili milczenia - Po jakimś czasie astronom zmarł. Spadł ze schodów i miał wylew, ale niestety w okolicy nie mieszkał nikt. Pomoc i tak nie dotarłaby na czas.
Zwróciłem wzrok w bliżej nieokreślonym kierunku, przez chwilę patrząc się tępo w przestrzeń.
-Zostałem tam kilka dni, ale w końcu musiałem odejść. Trafiłem tu - zakończyłem swą opowieść, po czym uśmiechnąłem się szeroko do psa. To miałem już za sobą, nie warto było wracać do przeszłości - Tak z grubsza wyglądało moje życie. Wolałbym już do tego nie wracać.
Amigo z uśmiechem zrozumienia kiwnął łbem, niespodziewanie zrywając się do biegu.
-Kto pierwszy na miejscu! - krzyknął przez ramię, na co ja popędziłem za nim. Był tylko jeden problem - nie wiedziałem dokąd biec. Postanowiłem zdać się na farta i przyspieszyłem. Zacząłem intensywnie myśleć. Blue Cove - niebieska zatoczka. A więc musiałem szukać jakiegoś wodnego zbiornika. Wciągnąłem powietrze, analizując zawarte w nim zapachy. Poczułem woń żywicy, sosnowych igieł, miodu oraz mokrego piasku. Woda. Obróciłem łeb w prawo, a zapach stał się wyraźniejszy. Pobiegłem w tamtą stronę, nie oglądając się nawet na Amigo. Chcąc nie chcąc, jestem chartem - miał raczej marne szanse na wygraną w wyścigu. Jeśli chciałby mnie pokonać, mógłby wybrać na przykład zapasy. Do moich uszu dotarł niewyraźny dźwięk fal uderzających o skały, a ja byłem już pewien, że zmierzałem we właściwym kierunku. Kiedy moje łapy zamiast w leśne runo uderzyły w zadziwiająco miękki piasek, zwolniłem nieco, a po chwili całkiem się zatrzymałem. Spojrzałem za siebie, ale Amigo nie pojawił się jeszcze w zasięgu mojego wzroku. Podszedłem do wody pochylając się nad błękitną cieczą. Dotknąłem nosem tafli, tworząc na idealnej powierzchni koła. Zaskoczyła mnie temperatura zatoczki - woda była zadziwiająco ciepła. Zrobiłem kilka kroków, stając po stawy skokowe na lazurowej płyciźnie. Mogłem bez problemu dostrzec piaszczyste dno oraz tumany mułu wzbijające się wokół moich łap za każdym razem, kiedy nimi poruszyłem. Wszedłem nieco głębiej, zanurzając się do połowy klatki piersiowej. Wpatrzyłem się w toń, której odcień stał się zdecydowanie bardziej ciemniejszy, jednak nadal pozostawał intensywnie niebieski. W
[...] W moim polu widzenia pojawiła się złota plama [...]
moim polu widzenia pojawiła się złota plama. Odczekałem chwilę, aż ryba podpłynie bliżej, po czym gwałtownie zanurzyłem pysk, chwytając ją w zęby. Zacisnąłem mocno szczęki, pozbawiając stworzenie życia. Zwierzę zawisło bezwładnie, drgając jeszcze pośmiertnie. Wróciłem na brzeg, gdzie w spokoju pochłonąłem zdobycz. Usiadłem i zacząłem gryźć rybi szkielecik, wpatrując się w cień lasu. Po kilku minutach moją uwagę przykuł ruch w zaroślach, z których wypadł Amigo. Nie zdawałem sobie sprawy, że aż tyle go wyprzedziłem. Pies rozejrzał się, po czym zaskoczony zatrzymał wzrok na mnie. Skierował się szybko w moją stronę.
-Szukałem cię - powiedział krótko, wciąż lustrując mnie zaciekawionym spojrzeniem, w którym kryło się zdziwienie - Jak znalazłeś drogę?
Uśmiechnąłem się przyjaźnie pokazując, żeby usiadł.
-Mam swoje sposoby - zaśmiałem się - Szedłem za zapachem i dźwiękiem.
Znajomy spojrzał na mnie z namysłem. Poruszyłem moimi długimi uszami, mrużąc oczy. Sam nie wiem, po co to zrobiłem. Po prostu miałem na to ochotę. Zupełnie jak kobieta w ciąży, niespodziewanie przychodzi mi ochota na zrobienie czegoś dziwnego. Odepchnąłem od siebie głupie myśli i wstałem. Popatrzyłem na niebo, po którym powoli sunęły chmurki. Zwróciłem uwagę na puszystego, białego królika. Przeniosłem wzrok na kolejną chmurkę. Ta z kolei wyglądała jak kość. Słońce znajdowało się już po drugiej stronie nieboskłonu, ale uznałem, że możemy spędzić tu jeszcze chwilkę. Koniecznie chciałem odwiedzić Jezioro Blasku Księżyca po zmroku, a do tego pozostało tylko kilka godzin. Ruszyłem po piasku, przechodząc stopniowo do lekkiego truchtu. Amigo dogonił mnie i teraz szliśmy równo.
-Mam prośbę - zwróciłem się do niego - Chciałbym odwiedzić Jezioro Blasku Księżyca, o którym wcześniej wspomniałeś.


Amigo? (/^o^) /

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz