Fuknąłem z rozdrażnieniem próbując otrzepać się z resztek dmuchawców. Całe łapy, pysk, grzbiet, nawet ogon miałem pokryty białymi, puszystymi lotkami.
Zastanawiałem się...co mi do łba strzeliło, żeby wbiec prosto w te zdradliwe dmuchawcowe pole?!
No tak, na początku to była fajna zabawa, jednak kiedy okazało się, że nie tak łatwo pozbyć się lotek z nosa...no cóż.
Otrzepałem się i spojrzałem przed siebie.
Duże, stare jabłonki, niekończące się dmuchawcowe pole, zapach kwiatów, którymi oblepione były drzewa i poranne słońce powoli budzące wszystkich do życia.
Cudowny poranek!
Znacznie ostrożniej stawiając łapy powoli pokonywałem to niesamowite miejsce. Nie byłym jednak sobą, gdyby co jakiś czas nie strącił paru latawców.
Nie wiedziałem, dokąd właściwie idę.
Odkąd uciekłem z ulicy, z gangów, moje życie bardzo się zmieniło. Już dawno postanowiłem zdać się na los, przynajmniej póki nie znajdę miejsca, w którym zostanę dłużej, niż do tej pory. Nie wychodziłem na tym na dobre, ale...cóż, życie to ryzyko. Może w końcu znajdę stado, w którym już zostanę? A może pisane jest mi być samotnikiem?
Odskoczyłem jak oparzony - co spowodowało, że kolejna partia białych lotek ogarnęła całą okolicę - gdy tuż przed moimi łapami znikąd pojawił się mały szarak. Zajączek obrzucił mnie przerażonym spojrzeniem i zastrzygł uszami.
Kichnąłem i przednią łapą przejechałem sobie po pysku.
Kiedy już wróciłem do rzeczywistości, powoli zbliżyłem nos do szaraka. Przestraszone zwierze nawet nie próbowało drgnąć.
Najostrożniej jak tylko mogłem ominąłem go i pobiegłem w kierunku niewielkiego strumyka, który słychać było od strony pustego pola. Miałem dość latawców na dziś!
****
Leżałem na dziwnie płaskim kamieniu nad jeziorem. Końcówki moich łap był zanurzone w wodzie, a głowa zwisała bezwładnie pomiędzy nimi.
Czasy, w których spać mogłem tylko podczas warty innych psów na szczęście dawno minęły. Westchnąłem z rozkoszą, jednak po chwili poczułem w powietrzu obcy zapach. Postanowiłem subtelnie wstać i ostrożnie sprawdzić, co jest jego źródłem, jednak musiałem oczywiście zaliczyć spotkanie głowa - stalaktyt.
- Auuuuuć...- jęknąłem starając się rozmasować łapą miejsce kolizji.
- Jest tu ktoś? - usłyszałem.
Nie musiałem długo czekać na właściciela głosu. Moim oczom ukazał się dobrze zbudowany, bury owczorako-podobny pies.
- Nie należysz do Crazy Dogs...- mruknął lustrując mnie od góry do dołu.
- Nie - przyznałem - Jestem Rudy. Miło poznać.
Pies chwile przyglądał mi się nieufnie, jednak ponieważ podobno dobrze mi z pyska patrzy, już po chwili lekko się uśmiechnął.
- Rambo. Jestem samcem alfa sfory Crazy Dogs, na której terenach właśnie przebywasz. Domyślam się, że nie wiedziałeś, iż jest tu jakaś sfora.
Ja za to domyśliłem się, że ten tekst Rambo musiał słyszeć dość często. Niemniej kiwnąłem głową.
- Dość długo wędruje i tak sobie myślę...czy do tej sfory nie można przypadkiem dołączyć?
- Można - powiedział z wyraźnym zadowoleniem - Powiedź mi tylko, co robiłeś do tej pory.
- Ech, czego to ja nie robiłem - westchnąłem.
Owczarek ponownie mi się przyjrzał, najwyraźniej oceniając moje umiejętności.
- Może pasowałoby ci stanowisko łowcy? Lub wojownika? - spytał, na co tylko się skrzywiłem.
- Wiesz...walczyłem kiedyś, ale...nie przepadam za tym. Łowca...nie sprawdzałbym się dobrze. Za to dobrze znam się na ziołach, albo...
- W takim razie proponuje ci stanowisko zielarza - przerwał.
Kiwnąłem entuzjastycznie głową.
Psia sfora...kto by pomyślał? Może po tym wszystkim wreszcie zacznę żyć jak pies? To by była miła odmiana.
Rambo wyglądał na poczciwego psa.
Przyznam, że z początku zdziwiła mnie ta lekka siwizna wokół nosa. W pierwszej chwili myślałem, że jest ode mnie sporo starszy.
< Rambeł, zostawiłam Ci "najciekawszy" fragment ^^ >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz