Uśmiechnęłam się do Misia i objęłam przyjaciela łapą. Ten człowiek raczej nie był zły, ale pragnął mieć prawdziwych przyjaciół... ech, co my teraz zrobimy? Chyba nie zostaniemy u człowieka tylko dlatego, że nas uratował? Z drugiej strony żal mi mężczyzny. Kupił nas za pieniądze, a utrata ich jest dla ludzi porażką. Dla większości ludzi, ale on nas kupił za dużą sumę. Wtem samochód stanął, człowiek wysiadł i wypuścił nas na...wielkie, zielone podwórze! To niczym raj dla psów trzymanych w klatkach od kilku dobrych (a raczej złych)godzin. Odetchnęłam i zaczęłam bawić się w dotychczasowym domu z Misiem.
- Złap mnie!
Krzyknęłam oddalając się błyskawicznie na bezpieczną odległość.
- Ał, czekaj, muszę rozprostować łapy...
Zaczął udawać, że nie ma siły iść, a później hyc! I mnie złapał.
- A ty chytry Miśku! Już sobie popamiętasz!
Zaśmiałam się przewrócona przez jego łapę. Przy nim byłam jak piórko.
- Ciekawe!
Był już metr ode mnie. Nagle zobaczyłam kudłatego szczeniaka. Ba, dwa! Łkały smutnie i trzęsły się z zimna. Były za płotem, który dzielił ulicę od posesji.
- Poczekaj Misiu...
Zatrzymałam go łapą. Wzięłam szczeniaki i wylizałam je jak matka. Musiały ją stracić, jeden był potrącony przez rower, ale przeżył. Kazałam Misiowi przejść spokojnie przez płot na oczach człowieka. Już chciał za nim biec, kiedy ukazałam się jego oczom z szczeniakami w pyszczku. Położyłam je powoli u stóp człowieka i odeszłam za płot. Ten się uśmiechnął i odszedł z nimi do domu.
- Ach, Misiu! Czuję się jak bohaterka, tylko w którą stronę do sfory?
<Misiu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz