Spojrzałem na wielki telebim reklamujący przytulisko dla zwierząt. ''Schronisko Azyl - 8,5 km''- przeczytałem [tak, wim, że piesy tego nie umieją ;_;]. Westchnąłem i zasmuciłem się. Nigdy nie byłem ani w schronisku, ani u weterynarza. Po prostu mój właściciel nie był bogaty, więc nie mógł pozwolić sobie na leczenie moich chorych stawów, które przeciążyły się od ciągnięcia naprawdę ciężkich towarów.
-Nie będzie aż tak źle... -uspokoiłem sunię.
Ta przewróciła oczami mówiąc w myślach coś typu ''Taaa... jasne... tylko tak mówisz...''.
Wtem samochód gwałtownie zahamował. Martwe sarny, które towarzyszyły nam w podróży spadły jedna za druga obijając się o naszą klatkę. Przestraszyłem się. Wtedy drzwi wozu zostały gwałtownie otwarte, a na pakę wrzucone zostały dwa przerażone psy.
Oniemiałem.
-N.. Nira -głos mi drżał -Oni nie wiozą nas do schroniska. -stwierdziłem ze strachem w oczach.
Spojrzałem na wyraz twarzy mężczyzny, który okrutnie wrzucił psy do środka. Jego mina i zaciśnięte zęby nie zwiastowały nic dobrego..
-Tylko gdzie?! -odparła krzycząc.
-Złapał nas hycel...
Widać było, że suczka zrozumiała co nas czeka. Pewna śmierć. Byliśmy wtedy tylko żywym towarem...
<Nira?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz