poniedziałek, 11 maja 2015

Quest 2 - Od Niry

Obudziłam się dziś bardzo późno rano jak na mnie. Ale był to jeszcze poranek, na pewno. Czułam słońce, choć jeszcze nie otworzyłam oczu. Tylko powietrze było jakieś takie nieświeże. Nie mam pojęcia dlaczego. I w dodatku coś niezbyt ładnie pachniało. Nie, to nie były kwiaty o mdłym zapachu. Coś jakby fabryka, obok której jeździliśmy do weterynarza z naszym panem zza młodości. No właśnie...na czym ja leżę? Otworzyłam leniwie oko...i drugie. Czyżby to kolejny koszmar? Wydawało mi się, że leżałam właśnie całkiem sama w gabinecie weterynaryjnym! Och, nie! Porwali mnie? Usłyszałam rozmowę dwóch ludzi stojących przy mnie. 
- Już się budzi, musimy sprawdzić stan zdrowia wszystkich okolicznych psów.
- Dobrze, że ją złapałem.
- Bardzo, ale trzeba poszukać jej domu.
- Mogę wziąć ją do czasu, kiedy znajdę właścicieli.
Na tym się skończyła ich rozmowa. Teraz już wiedziałam, że to wiązało się z moją wczorajszą wyprawą na kaczki, bo ten, który mnie złapał był myśliwym. Zerknęłam na jakąś zbliżającą się do mnie panią. Trzymała w ręce strzykawkę...a to znaczyło tylko jedno. Oni chcą mnie zaszczepić! Rzuciłam się na jej rękę z agresją, której doznaję tylko w takich wypadkach jak te. Wyskoczyłam przez okno i tyle było z zadań. Zawarczałam pospiesznie na krzątających się ludzi, uznali, że mam wściekliznę. Dla nich nie ma psów rasowych żyjących na wolności. Nie zgadzam się z nimi, ja sama nim jestem i nie mam zamiaru przestawać. Na moje nieszczęście złapał mnie właśnie ten człowiek, który jest myśliwym. Za nim biegła pani, która chciała mnie zbadać i powiedziała, że facet może przyjść ze mną tu jutro. Nie pytając się mnie o moje plany zabrał mnie do swojej nędznej chatki. Domy ludzi są takie dziwnie. Nie są ze skały, ani z w większości z drewna, tylko z rudego, twardego materiału o nazwie 'cegła'. Na pierwszy rzut oka wyglądał wprost bardzo, bardzo dziwnie. Mała, niewygodna i - co najgorsze - nie było w niej miejsca na zaznawanie ruchu. Zawarczałam raz jeszcze na tęgiego, niskiego pana myśliwego, a ten tylko zaśmiał się pogardliwie. To mi się nie spodobało. Uszczypnęłam go za kostkę, mocno, aby odczuł ból. Ten jednak nie reagował. Ignorować mnie? Dzikiego psa? I jeszcze go zamykać w jakimś pomieszczeniu! Bez szacunku do zwierząt dzikich. Już chciałam uciec, ale nie puszczał mnie. Wtedy zrozumiałam, że jeśli będę udawała, że śpię i on rzeczywiście zaśnie będę mogła spokojnie wyjść. Umiem otwierać drzwi, a te nie miały zamknięcia. Po kilku godzinach otworzyłam je i bezszelestnie udałam się po tropie do stada. Ciekawe ile mnie nie było, pewnie tylko jedną noc. Ale zapamiętam ją do końca życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz