Ach, no fakt. Już raz widziałam tego człowieka, kupował dwa psy od mojej dawnej właścicielki. Wynieśli klatkę z nami w środku i dorzucili jeszcze kilka psów. Było nam strasznie ciasno, rhodesian ridegeback, dwa labradory i kundel siedzieli razem z nami. Obok nas była klatka z piękną whippetką i kilkoma kundelkami. Z drugiej strony zamknęli sześć jamników, a na przeciw nas stała klatka, z której człowiek wyciągał martwego psa. Zamarliśmy.
- To samo czeka nas.
Szepnął jeden z labradorów.
- Nie mów tak bracie, każdy o tym wie.
Piszczał drugi, brązowy.
- SZA! NIE PISZCZEĆ MI TU ZMORY!
Wrzasnął człowiek i wyciągnął z klatki za skórę labradora. Już miał coś zrobić, kiedy zadzwonił telefon. Puścił go.
- Halo? Dzień dobry, tak tu hodowla psów rasowych. Bordera? Och, mamy! Za niewielkim kosztem możemy sprzedać...tak. Proszę przyjechać za chwilkę.
Rozczytałam się z jego ust. Nie podobało mi się to.
- Misiu, on mnie sprzeda! Zostaniesz tu sam! I to za chwilę! Co robimy?
<Misiu? Ratuj Nireczkę!!!>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz