Negra pomogła mi pozbyć się płynu z płuc. Choć czułam, jak płuca rzęziły, zapewniała mnie, że nic w nic nie powinno zostać. Na koniec spaliła jakieś zioła i kazała mi wdychać dym przez gardło. Ona wie lepiej, więc choć ciągle pokasływałam, zginając się w pół, podziękowałam jej skinieniem głowy i pchałam do wyjścia, dając do zrozumienia, że może już iść. Pewnie to wyglądało niekulturalnie - "zrobiła, to może już iść", ale od tak dawna nie przejmowałam się zbytnio savoir vivrem, że teraz nie zamierzałam zmieniać tej tradycji.
Percival nadal spał. Z początku ułożył się niemal w linii prostej, lecz potem przez sen zwinął się w taki kłębek, że jego chude nogi były pozawijane w sposób, przez które moje oczy dostawały oczopląsu.
Usiadłam naprzeciwko niego. Zawsze wygląda tak spokojnie. Jakby nigdy nie był zestresowany, a przestraszenie go nie wchodziło w grę. Równie dobrze mógłby teraz udawać, że śpi, a ja nie miałabym jak tego rozpoznać.
Patrząc na niego nasunęły mi się słowa z piosenki, którą ułożyłam parę dni przez dołączeniem do sfory. Miałam wtedy jeden z nielicznych dni, w których nie nękały mnie senne koszmary i mogłam spać spokojnie. Koczowałam wtedy na bagnie, najczęściej w dzień leżąc na niedużym kamieniu tuż przy jeziorze. Z początku zwierzyna się mnie bała, jednak polowałam po wieczornym bieganiu, z dala od zbiornika wodnego. Przez ten niezmącony niczym spokój dopuściłam się powstania kolejnej pseudo piosenki. Właściwie połowa jej była wypełniona ochaniem i mruczeniem, jak do kołysanki. Właściwie tą piosenkę można podciągnąć pod swoistą kołysankę, bo głos, jakim należy ją śpiewać musi być łagodny jak masło.
Powoli przypominałam sobie te słowa. Zamknęłam oczy, kiwałam głową w rytm wymyślonej muzyki.
Zachodźże, słoneczko,
skoro masz zachodzić,
bo mnie łapki bolą,
po tym polu chodzić.
Nogi bolą chodzić,
ręce bolą robić.
zachodźże, słoneczko,
skoro masz zachodzić.
Za las, słonko za las!
nie wyglądaj na nas,
wrócisz tutaj jutro,
jak będzie raniutko.
Zachodźże, słoneczko,
skoro masz zachodzić,
bo mnie łapki bolą,
po tym polu chodzić.
Nogi bolą chodzić,
ręce bolą robić.
zachodźże, słoneczko,
skoro masz zachodzić.
Za las, słonko za las!
nie wyglądaj na nas,
wrócisz tutaj jutro,
jak będzie raniutko.
Zachodźże, słoneczko,
skoro masz zachodzić,
bo mnie łapki bolą,
po tym polu chodzić.
po tym polu chodzić.
Dopiero po chwili otworzyłam oczy.
Percival już nie spał. Oddychał tak samo miarowo, więc gdy zamknęłam powieki nie mogłam się skapnąć. Pewnie wyglądałam dziwnie, siedząc nad nim z opuszczoną głową, bo patrzał się na mnie jak na świruskę. Choć pewnie każdy pies właśnie tak na mnie patrzy.
- Nieźle. - wymamrotał, co było dosyć do niego niepodobne. Chyba nigdy jeszcze nie wypowiadał się krótko, a już na pewno nie jednym słówkiem.
Przekrzywiłam głowę, nie wiedząc, o co może mu chodzić.
- Masz niezły głos, Słoneczko. - poprawia się szybko. Fajnie, jeszcze on wymyślił mi krzywkę. Choć lepsze to niż jakieś Sessiz. Podnosi z legowiska i siada w podobnej pozycji co ja. - Sama to wymyśliłaś?
No kurwa mać. Nie wierzę, że ja to śpiewałam. Nie, to niemożliwe. Tyle razy nawet wymyślałam piosenki, milcząc i dopiero gdy ułożyłam ją całą, śpiewałam i sprawdzałam czy się nadaje. I to tylko kiedy miałam pewność, iż jestem sama. A teraz co? Znam gościa od.. jednego dnia? I co? Pozwalam sobie odpuścić? Przecież ktoś mógł obok przechodzić. No ja pierdzielę. Odwala mi.
Choć chyba nie tak bardzo jak potem, bo wybiegłam z jaskini na wschodzące słońce i nawet nie myślałam dokąd.
Perci, to raczej ty długo poczekałeś na CD...
Ansia mi zaśpiewała *o* Cud!
OdpowiedzUsuń~Percival :3