niedziela, 10 maja 2015

Od Skyfall do Amigo

Deszcz, grad, błyskawice, grzmoty, wicher… pogoda zmieniła swój dobry urok. Burzę można było usłyszeć z odległości kilku kilometrów, mając wrażenie, że ona nadal chwila nadejdzie. Odczuwałeś strach i niepokój przed niepokonaną potęgą przyrody i niezwyciężoną mocą żywiołu. Błyskawice niczym wężowe języki przecinały ciemnogranatowe niebo, muskając czubki drzew. Grzmoty niczym pomruki demonów roznosiły się po świecie, budząc strach w każdym żyjącym stworzeniu na ziemi. Wiatr siłą skłaniał gałęzie i konary iglaków do pokłonienia się przyrodzie i uginania się pod jego wpływem. Porywał liście i kradł małe rzeczy niczym seryjny morderca, zamierzający napad na czyjeś domostwo. Grad to były kule, rzucane z szarego nieboskłony, natomiast deszcz lał ostro, ostrzegawczy przed nieustępliwym huraganem.
Ja natomiast biegłam. Uciekałam przed rozszalałym żywiołem i przed myśliwymi, którzy urządzili sobie polowanie, prowadzeni przez psy, z których pyska leciała biała piana. Nie spodziewali się burzy, jednak gdy ta, niby chroniąc mnie przed marnym losem, swoim jasnym językiem uderzyła w samotne drzewo, rozłupując je na dwa kawałki. Schroniłam się w gęstych krzakach, z trudnością próbując wyrównać oddech i usłyszeć wściekłe szczekanie psów. Sama byłam psem, ale nie tolerowałam innych. Nie potrzebnie podbiegałam do tych ludzi. Zresztą nie miałam zielonego pojęcia kim są. Kolejny grzmot był tak silny, że moją pierwszą myślą był fakt ten, że ziemia się rozstąpiła. Zamknęłam oczy i zacisnęłam zęby.
Nie spostrzegłam kiedy nastał ranek. Ptaki świergotały na drzewach. Cichy, delikatny wiatr muskał źdźbła trawy i moją sierść. Promienie słońce lekko dotykając mojego pyszczka, próbowały mnie obudzić. Skutecznie… Po burzy ani śladu, tak samo jak po myśliwych. Miałam nadzieje, że piorun ich trzasnął albo spotkało ich inne nieszczęście. Wyszłam z krzaków, otrzepując się z piachu i resztek błota, po wczorajszej przygodzie. Moja nadal wilgotna sierść opadła na ciało cała rozczochrana, lecz jak zwykle wyglądała na schludną i zadbaną. Rozejrzałam się dookoła. Kojarzyłam te tereny. Przynajmniej ten, na którym całkiem przypadkowo się znalazłam. Crazy Dogs… to na pewno to miejsce. Nie zabawiłam tu długo, jednak… nie wiem czy to zrządzenie losu czy tylko zwykły przepadek, ale w dali zobaczyłam tego samego psa co kiedyś spotkałam. Nie wierzyłam w przypadki. One się nie zdarzały. Jeśli dobrze pamiętam był to Amigo. Tak, ten rasowy husky. Miałam pewne wątpliwości czy podejść czy też lepiej oddalić się zanim mnie zobaczy. Jednak.. on był i jest jednym psem, którego dotychczas poznałam. Ale po co mam z nim rozmawiać? To bez sensu…
Zastanawiałam się nad najlepszym wyjściem, ale jak zwykle gdy tylko chwilę postałam i wątpiłam… nie udawało się nic.
-Cześć! To ty Skyfall?- pies odwrócił się i podszedł.
-Wow… nadal mnie pamiętasz- prychnęłam pod nosem, jednak mniej groźnie nastawiona niż po raz pierwszy.
-Mam tendencje to zapamiętywania takich psów jak ty- uśmiechnął się lekko.
Przewróciłam oczami. Komplement czy nie… to nie zmieniało faktu, że nadal jestem jaka jestem. Usiadłam obok tych samych krzaków gdzie schowałam się przed psami.
-Czy to przypadek, że po raz kolejny się spotykamy?- pokręcił głową pies.
-Nie. Spotkałam inne psy jeszcze dziś- skłamałam, nie czując zbytnio poczucia winy za to, choć… nie lubiłam zbytnio tego to jednak zbyt długo żyłam w kłamstwie by teraz się tego oduczyć…

Amigo? :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz