Pies westchnął po czym uśmiechnął się szyderczo i rzekł:
-No skoro tak sobie tylko strzeliłaś focha, to proszę bardzo, ja się nie będę wtrącał.
-No to żegnam. -odparłam stanowczo ptrząc mu w głębokie ślepia.
Odwróciłam się i machnęłam mu dumnie ogonem przed twarzą. Ten kłapnął pyskiem tuż przed moją parkinsonowatą kończyną. Fuknęłam z pogardą i wyniosłym krokiem ruszyłam przed siebie, kiedy tylko byłam pewna, że mnie nie widzi, udałam się szalonym galopem jak najdalej od niego. Pędziłam -jak mi się wydawało- w stronę Jeziora Zguby. Mijałam wszystko nie bacząc na ciernie, które raniły moje poduszki na łapach gdy biegłam. Gdy tylko ujrzałam wodę uśmiechnęłam się w duchu. Rozpędzona w porę się zatrzymałam. Od wody dzieliło mnie około 10 centymetrów. Moje łapy zaczęły się osuwać, traciłam powoli grunt pod nogami. Pisnęłam po czym cofnęłam się kilka metrów. Rozejrzałam się dookoła. Słońce lekko muskało promieniami leniwą ziemię, odbijało się na tafli wody mieniąc się. W jeziorku pływały dwa ptaki. Dokładniej- łabędzie. Przypatrzyłam im się po czym szepnęłam sobie sama do siebie:
-Takie słodkie, że zaraz się porzygam...
W zazdrości postanowiłam przerwać ich radosne mizdrzenie. Z rozpędu przebiłam natychmiastowo taflę. Wsunęłam się pomiędzy fale i zaczęłam ''tańczyć'' z wodą. Byłam w swoim żywiole. Chwilę po tym uderzyłam w stronę ptaszysk. Złapałam jednego za nogę, ale zaraz później puściłam. Ten wydał z siebie przeraźliwy klangor. Zaraz później uciekł wraz ze swoją partnerką. Ja -zadowolona z siebie, że przerwałam tę jakże interesującą sielankę- zanurzyłam się dosyć głęboko po czym wybiłam się od dna, by wyskoczyć na brzeg. Gdy to zrobiłam, otrzepałam się z wody i mruknęłam ucieszona. Wtem spostrzegłam Edwarda. Przymrużyłam oczy...
<Edward>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz