czwartek, 14 maja 2015

Od Mary

Ten ceniący spokój i bardzo grymaśny psycholog rasy owczarek niemiecki - czyli ja - znów wybrał się na letni, wiosenny spacerek. Wsłuchiwałam się beztrosko w ciszę, a jeśli jej zaznaję, to nie jestem ani agresywna, ani chamska, ani niemiła. Wprost moje złe cechy odpuszczają sobie i mogę normalnie porozmawiać. Jestem zazwyczaj bardzo spokojna w pracy i w cichym otoczeniu. Gdy jest spokój obok mnie mogłoby przebiec nawet dwadzieścia swawolnych szczeniaków, i tak nie bym sobie z tego nie robiła, a może nawet pobawiłabym się z dziećmi. Rozumiem ich potrzeby zabawy, a nawet sama czasem się bawię. Wytarzałam się już beztrosko w kałuży błota i położyłam się na słońcu. Już niczego więcej nie było mi potrzeba. Jednak są takie momenty, nawet w życiu największych samotników, że musisz się z kimś spotkać. W tym tygodniu widziałam tylko kilka saren, które zeżarłam, ale ani jednego psa. Już ja mam kryjówki. Teraz przestałam myśleć o ciszy i spokoju, ale myślałam o tym, z kim można porozmawiać i na jaki temat. Minęło mnie już kilka psów, których nawet nie zauważyłam. Nie mogę zrobić pierwszego kroku. Nie, że tam się boję, jestem nieśmiała, albo na czymś mi zależy. O nie! Ogólnie nie czułam przyjaźni, ani miłości, ale nie myślę teraz o tej drugiej. I tak bym sobie nie poradziła. Mówi się trudno i tyle. Jestem dawniej agresywną i zabijającą ludzi Marą, lub Nescą. Nie jestem ani ładna, ani nie mam cudownego charakteru, bo mi na tym nie zależy. Za co w takim razie ktoś ma mnie polubić? To, że w wieku kilkunastu lat umrę jako stara panna wiem od dawna. Ale chociaż przyjaciela opłacałoby się zdobyć. Ale jak, gdzie, kiedy? W mojej głowie rodziło się tysiąc pytań na sekundę. Postanowiłam odpowiedzieć sobie na nie nieco później, bo ciszę przerwał mi...ktoś. Nie wiedziałam kto to taki, nie znam tu nikogo prócz alfy i stukniętej borderki. Była to suka. Wiele ode mnie wyższa rasy biały owczarek szwajcarski. Ależ muszę przyznać, że jest śliczna. Nie podejdę, nawet się nie ośmielę. Jest szczuplutka i zgrabna, po prostu przeciwieństwo mnie. Zaczęłam śpiewać jakąś piosenkę, żeby tylko zwrócić na siebie uwagę. Spojrzała na mnie, ale ja nadal nie wydusiłam z siebie ani jednego marnego słówka. Udawałam, że ochrypłam i charkałam głośno. Później wykonałam jakiś marny skok w jej stronę i stanęłam na tle zieleni jak wryta.
W końcu postanowiłam się odezwać, chociaż przywitać. Od momentu postanowienia minęła dłuższa chwila, aby zostało wykonane.
- Hej.
Mruknęłam cicho miłym głosem i skuliłam się nieco odchodząc kilka kroków w tył.

<Rose Hope?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz