poniedziałek, 11 maja 2015
Quest 3 - Od Niry
Całkiem pod wieczór poczułam ogromny głód. Jedynym pożywieniem, które dziś jadłam był zając, ale zjadłam go rano. Całkiem rano, od razu kiedy tylko postanowiłam wstać z jaskini i wyruszyć na polowanie. Udałam się w niezbyt dobrze znane mi miejsce, którego nazwy nigdy nie potrafię zapamiętać. Wypatrywałam leniwym wzrokiem chociaż jednej marnej sarny, aż wreszcie dostrzegłam. O nie, gonił ją wilk. Zważając na to, że nie mam z nim szans podeszłam bliżej zastanawiając się, co począć. Ale moją uwagę przykuło to, że sarna była w ciąży i była na skraju wyczerpania, bo ścigał ją wilk, a poród najwyraźniej się zbliżał. Nie mogłam dokopać leżącemu i do tego - jako medyczka - rannemu. Kiedy sarna zobaczyła, że się do niej zbliżam poddała się i runęła z łoskotem na ziemię. Ale ja nie rzuciłam się na nią, lecz na wilka, który kompletnie nie wiedział o co mi chodzi. Dobrze wiedziałam co zrobić, aby go poważnie zranić. Najpierw powaliłam go i uderzyłam mocno w tył łba, to chwilowo go sparaliżowało. Wtedy wzięłam coś ostrego i zrobiłam głęboką ranę. Niechaj umrze, mnie to nie obchodzi. Czasem trzeba być po stronie roślinożerców. Wymierzyłam wilkowi sprawiedliwość. On był jednak zbyt twardy, aby umierać przez chwilowy paraliż i ranę na brzuchu. Wykorzystałam jednak moment jego wyłączenia się i podeszłam do sarny. Położyłam się przy niej. Po minucie na świat przyszedł mały jelonek. Mogłam zostawić szczęśliwą rodzinę i sprawdzić co tam u naszego mięsożercy. Ocknął się już i próbował wstać. Udało mu się to, a ja podzieliłam się z nim moją zdobyczą, którą był umierający ze starości jeleń. Skróciłam mu żywot, póki jeszcze mięso było świeże. Było to dość skomplikowane, przed chwilką ratowałem jego krewnych. Zacisnęłam jego krtań i tak odszedł szybciej. Ale i tak może o pół minuty. Wykorzystałam fakt, że właśnie przewrócił się i dyszał ciężko. Ja postanowiłam poznać wilka, który chciał zabić ciężarną sarnę. Na imię mu było Anrus. Spytałam się dlaczego chodzi po naszych terenach, skoro należy do jakiejś watahy. Powiedział, że po prostu przyciągnął go tutaj zapach zwierzyny. Było mi trochę wstyd jeść właśnie obok kogoś, komu właśnie przed momentem dałam nie lada nauczkę. Był ode mnie starszy, miał siedem i pół roku, więc za najmłodszych już nie nie uchodził. Mimo tego, że podał mi najważniejsze informacje o sobie rozmowa się nie kleiła. Był wulgarny i obrażał psy. Nie chciałam już z nim rozmawiać, a ten nadal swoje. Uciekłam po chwili mówiąc, że obowiązki wzywają. A w sumie tak było.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz