-Czyli przeszła ci już złość, panie piesku?
-Tego nie powiedziałem.
Ułożyłam się wygodnie po drzewem i rytmicznie obcierałam grzbietem o korę. Nie wiem czy pchły mnie chciały zjeść... Klnę na wszystko, by ich nie mieć! A może zaraził mnie ten na górze? Przypełzał nie wiedzieć skąd i pozaraża wszystkich wokoło.
W końcu gdy plecy wreszcie przestały mnie swędzieć, uklepałam sobie legowisko i wygodnie się na nim położyłam. Śniłam o .. właśnie w ogóle nie śniłam. Nie mam snów. W trakcie dnia czasami wywołuję LD, by sobie pomarzyć, ale nigdy nie mam prawdziwych snów. Raz przyśnił mi się pies, o którym nie chcę pamiętać. I to był koszmar. Kto wie, może teraz po nocach będzie za mną łaziło to coś, które spoczywało teraz na drzewie?
Kiedy przekręcałam się na drugi bok, usłyszałam głośne chrapanie. Zaś pan pan piesek smacznie sobie spał i musiał dawać mi do zrozumienia. Jednak po chwili do moich bardzo czułych uszu dobiegł dziwny dźwięk...
Jakby cichy śmieszek, śmiech pragnący zemsty.
Zastrzygłam uszami, by lepiej zbadać rechot.Niestety- nie zdążyłam już go wyłowić spośród innych. Za swoim ciele poczułam ciężkie łapy, które wbijały we mnie ostre pazury! Coś, co mnie zaatakowało, nie oszczędzało mnie. Myślałam, że nie przeżyję. Ciągle czułam bicie, gryzienie. Po chwili byłam wykończona. Myślałam, że to koniec. Ujrzałam nawet światło, światełko, które było tylko preludium do śmierci. Ujrzałam wiele znanych mi osób... I wrogów i przyjaciół. Byli to wszyscy z mojej poprzedniej sfory. Prócz Carola. Tylko jego brakowało. Czyli to... to on mnie zaatakował!
Odpuściłam. Czułam, jak moja dusza lekko unosi się ponad ciało. Zanuciłam pod nosem słowa pięknej piosenki:
''A kiedy przyjdzie także po mnie, Zegarmistrz Światła Purpurowy, by mi zabełtać błękit w głowie, to będę jasny i gotowy. Spłyną przeze mnie dni na przestrzał... zgasną podłogi i powietrza... Na wszystko jeszcze raz popatrzę i pójdę nie wiem gdzie na zawsze''
Nagle kątem oka dostrzegłam truchło mojego (byłego) narzeczonego! Leżał w kałuży krwi z rozgryzioną tchawicą i poharatanym ciałem. Ale... przecież ja się nie broniłam!
Wtem wszystko się urwało. Zasnęłam. Znikły psy, które widziałam. Znikło światełko. Znikła świadomość.
~~~
~~~
Nagle ocknęłam się. Obudziłam się w przytulnej, choć małej jaskini, na środku której palił się ogień - zapewne pochodzący z Wiecznego Źródła. Otworzyłam oczy. Lepiej się rozejrzałam. Leżałam na miękkim, baranim futrze przykryta lekką kapą z jeleniej skóry. Przy wejściu do groty leżał pies - ten, który tak szczerze chciał się mnie pozbyć. Czyżby czuwał?
Wstałam resztami sił i popatrzyłam na niego. Ten odwrócił głowę i spojrzał na mnie. Chcąc nie chcąc po raz pierwszy w życiu się uśmiechnęłam.
-Czyli jednak jest w tobie trochę dobra? -powiedziałam ciepło.
<Edward?>
Wiem wiem.. raz dobry raz zły. Czytałam formularz :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz