W końcu i tak wiedziałem, że chcąc czy nie chcąc musiałem udać się dalej - z przylepą czy bez przylepy.
Nie wiedziałem co powinienem o tym myśleć - szkoda mi było, szczerze, opuszczać tych terenów. Lasy tutaj były cudowne, pogoda zawsze ciepła i słoneczna, a zwierzyna smaczna. Jednak było to logiczne - takie piękne miejsca zawsze są zamieszkane. Inaczej szansa na spotkanie tutaj Negry była by równa chyba 6%...
Stwierdziłem, że nie ma co marnować czasu, na siedzenie tutaj. Musiałem iść dalej.
Jedyna droga jaka nasuwała mi się na myśl, była ta prowadząca przez most linowy. Nie wyglądał zachęcająco. W pogryzionych przez korniki deskach ziały liczne dziury jak w plastrze dorodnego sera, a drewno było rozmiękłe od deszczu. W dodatku węzły oplatające całą konstrukcje wyglądały na mało stabilne.
A pod mostem ziała taka śliczna głęboka śmiercionośna rzeka... Nie zastanawiałem się. Tak naprawdę nie obchodziło mnie czy spadnę. Odratuję się. A jeśli nie... No cóż pożegnam się z tym światem. Ryzyko zawsze było, jednak to nie był mój ulubiony rodzaj śmierci.
Postawiłem ostrożnie łapę na pierwszej desce. Zaskrzypiała pod moim ciężarem.
-Zwariowałeś?! Przecież on może się załamać! -krzyknęła Negra podbiegając do mnie.
-Daj spokój. Nie mów mi co mam robić. - westchnąłem.
Chciałem postawić łapę na drugim szczeblu. kiedy wiadoma siła zakleszczyła szczęki na moim karku po czym jednym szarpnięciem przerzuciła przez siebie. Z natury byłem lekki, więc nie zrobiło to jej problemu.
Szybko podniosłem się z ziemi, gotowy znowu zrobić suczce kazanie, kiedy moje oczy przykuło coś wielkiego...
Stał na drugim końcu brzegu. Był wielki, ogromny jak ogr. Koloru szarego. Ciało wibrowało mu od warczenia.Jedyne co widać było w cieniu drzew, to lśniące złote oczy i potężny kark.
Na moim pyszczku musiał pojawić sie strach, który Negra wzięła za objaw chwilowej sytuacji z mostem. Na jej pysku pojawiła się duma, jednak szybko została zmazana gdy ujrzała wilka.
- Wiejemy - to był krótki, ale praktyczny rozkaz.
Wiedziałem, że basiorowi nie dam rady. Walczyłem już z wilkami, ale nie z takimi...
Pędziliśmy co sił w łapach. Mijaliśmy zręcznie kamienie, powalone pnie i skały. Nie utrudniliśmy mu jednak gonienia nas. Dalej biegł w zaparte.
Galopowałem przed siebie nie patrząc nawet na Negre. Poznałem już jej siły, miałem nadzieję, że da sobie radę. Myliłem się.
-EDWARD! -usłyszałem piskliwy krzyk.
Odwróciłem się gwałtownie. Źrenice powiększyły mi się, kiedy ujrzałem w oddali majaczącą sylwetkę dwóch postaci: Negry i wilka.
Nie miałem pojęcia co zrobić. Jednak zrobiłem to co najistotniejsze. Rozejrzałem się. Wiedziałem, że nie mogłem tak po prostu do niego podejść. Rozerwałby mnie na strzępy. Spojrzałem w górę. Nade mną wisiał solidny konar który wyglądał bardzo zachęcająco. Wybiłem się, oplatając go łapami. Wciągnąłem się na górę, znikając w cieniu liści.
- Edward! - ponowiła zawołanie Negra. Wilk stał nad nią, przygwożdżając ją do ziemi. Sam nie wiedziałem co chce z nią zrobić :zabić, zjeść, zgwałcić.
Skakałem z konara na konar. Kilka razy łapa ześlizgnęła mi się z gałęzi, raniąc okrutnie poduszki.
Wreszcie znalazłem się tuż nad parą. Wilk właśnie zbliżał łapę uzbrojoną w pazury do gardła Negry, gdy nagle podniósł głowę, i powęszył. Wyczuł mnie.
Nie zamierzałem atakować w kark. Był zbyt stabilny. Miałem zamiar zjechać pod brzuch i zaatakować podbrzusze. Przełknąłem ślinę, po czym ustawiłem się na tryb ataku. Zeskoczyłem z drzewa w dół, z rozwartą szczęką, wbijając głęboko pazury w grzbiet wilka, po czym wślizgując się pod brzuch. Monstrum nie spodziewał się takiego obrotu sytuacji. Ugryzłem go mocno w brzuch, wbijając się jak najgłębiej, aż jego paskudna krew wytrysnęła z podbrzusza. Wilk zawarczał potężnie, puszczając Negrę, która przeturlała się parę metrów, po czym wstała i skuliła się w sobie.
Potężna japa wilczydła zakleszczyła się na moim karku, przebijając skórę, po czym wyciągnął mnie brutalnie z pod siebie i cisnął o drzewo.Ciepła krew spłynęła po mym rozgryzionym karku i po głowie. Zamgliło mi się przed oczami. Zakręciło w głowie, gdzie na chwile straciłem koncentrację. Otrząsnąłem się, po czym zaatakowałem wilka po raz kolejny, kiedy on (głupi) zamiast zaatakować mnie wcześniej wylizywał ranę na brzuchu. Wbiłem mu pazury w mordę, na co on rozwarł ohydną paszczę, ukazując rzędy długich zębów okrytych śliną i krwią, po czym z całej siły użarł mnie w łapę.Myślałem, że lada chwila pęknie mi kość. Na szczęście puścił ją szybko, gdy nagle niewiadoma siła uderzyła go z całej siły w bok. Wilk zatoczył się, po czym wywalił się na pysk, ryjąc nim wśród piachu. Negra dyszała ciężko,z piersi oraz z rany na policzku spływała jej krew. Wzrok miała zamglony, lecz ostatkiem sił, odbiegła po czym naparła łapami na głaz, którego wcześniej nie zauważyłem. Zrozumiałem o co jej chodzi. Podbiegłem do niej, po czym sam naparłem łapami na twardą strukturę kamienia. Zapiekły mnie poduszki łap, poorane gałęziami. Napiąłem mięśnie, po czym razem stoczyliśmy głaz w stronę wilka. Ostatnie co widziałem to świecące oczy, powiększone w objawie strachu, po czym nagły pisk i chrzęst. Krew rozlała się wokół przykrywając połowę kamienia.
Odwróciłem pysk, jednak to nie powstrzymało krwawej fali, która ochlapała mój profil. Spojrzałem na Negrę. Trzęsły jej się nogi, po czym upadła na ziemię. Westchnąłem i przewróciłem oczami, po czym podszedłem i delikatnie, stanowczo wpakowałem sobie ją na plecy. Jęknęła, a ja poruszyłam łopatkami aby nie spadła.
Nie wiedziałem gdzie iść. Musiałem uporządkować sobie parę faktów: jesteśmy ranni.Jesteśmy wykończeni. Widzieliśmy wilka, może być ich więcej. I co najważniejsze: nigdy jeszcze samodzielnie nie opatrywałem ran.
Przez głowę przeleciało mi parę słów Negry:
- Zaraz... Ty przecież nie należysz jeszcze do sfory, nie?
- No tej..Crazy Dogs.
- Rambo.
-Alfa,
Chciałem wyrzucić je sobie z głowy, ale przylepiły mi się do mózgu, jak Negra do mojego imienia.
Musiałem zabrać ją do sfory. Siebie przy okazji też. Miałem gdzieś, że ten cały Rambo za przebywanie na jego terenach, będzie mi stawiał kazania. Tu chodziło o życie psów.
Uniosłem łeb i zawyłem namiętnie. Mój skowyt potoczył się echem przez las. Gdzieś niedaleko stadko ptaków, odfrunęło z lasu, przez mój głos.
Może mnie usłyszą, a może nie.
Najwyżej zginiemy.
Spróbowałem ocenić swój i Negry stan. Miałem pokaleczone łapy przez gałęzie, rozwaloną głowę przez siłę rzutu o drzewo, rozgryziony kark przez wilka i kulałem na lewą przednią łapę. Negra natomiast miała przeciętą pierś pazurem, oraz szramę na policzku również przez pazur i parę zadrapań na łapach.
< Negra?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz