Bardzo chciałam, by przestał mówić na mnie per pani, bo brzmi to naprawdę sztywno. Nie jestem na tyle młoda, by mówiono tak do mnie ze zmrużeniem oka, ani na tyle stara, by okazywać taki szacunek.
Nie podobało mi się też to, że myśli, iż nie ogarniam mowy. Ale może kiedyś zrozumie.
Rozejrzałam się za słonecznym miejscem. Chciałam się położyć, żeby szybciej wyschnąć i się rozgrzać, bo odkąd wyszłam z wody mam ochotę tylko się trząść.
Nie oglądając się na psa, podbiegłam do oblanego słońcem kawałka plaży. Niemal padłam na ciepły piach. Tak od razu lepiej.
Percival niedługo potem do mnie dołączył, tyle że jedynie usiadł koło mnie.
Wyglądał trochę śmiesznie, cały mokry. Jego charcia, chuda sylwetka wyglądała na jeszcze mniejszą przez sklejone futro. Na jego biodra nie mogłam aż patrzeć. Wyglądało to tak jakby kości miały zamiar przebić mu skórę, choć wiem, że nie należy do najchudszych psów.
Wstałam i zaczęłam czochrać jego sierść na grzbiecie. Stała się trochę skołtuniona, ale szybko wyschła i nie wyglądało to już tak źle jak wcześniej. Kiedy popatrzałam na samca, wyglądał jakby myślał czy przypadkiem woda nie ugotowała mi mózgu. Wzruszyłam ramionami.
- Ja... chyba muszę już iść. - podjął. - Mam jeszcze coś do załatwienia. Miło było panią poznać.
Skrzywiłam się na dźwięk tej pani. Otrzepałam się i zaczęłam kreślić szybko linie na piachu. Percival spoglądał na to zaintrygowany. Może myślał, że piszę pożegnanie. Cóż, rozczaruje się.
- To twoje imię? - spytał, gdy skończyłam.
Nie, palancie. Napisałam to bo mi się zachciało.
- Cóż, więc do zobaczenia, Ansio. - kiwnął mi głową i odszedł do lasu.
PO ZMROKU
Może go szukałam, a może samo tak wyszło. Bynajmniej go znalazłam i to nie w sytuacji, w której bym się spodziewała.
Siedział nad jeziorem Blasku Księżyca. Po południu go nie poznałam, dopiero wtedy, będąc po drugiej stronie brzegu na którym się wysuszaliśmy. Księżyc był wysoko na niebie, a Percival Pascal chyba właśnie na niego patrzał.
Ten pies jak naprawdę wyrachowany. Nie wiem, czy udaje czy nie, ale ta cała kultura, patrzenie w nocne niebo jest tak słodkie, że aż mdłe i gdybym mogła, chciałabym zwrócić nadmierną porcję słodkości jak treść żołądka po bieganiu.
Podeszłam do niego cicho, chcąc zaskoczyć. Jednak chyba i tak mnie usłyszał, bo nie przestraszył się ani trochę gdy usiadłam obok niego. Spojrzał tylko na mnie, a ja - o dziwo - kiwnęłam do niego pyskiem. Nie odwzajemnił, nawet nic nie powiedział. Uśmiechnął się tylko i wrócił do spoglądania w niebo.
Mam nadzieję, że ty i Persiak jakoś to przeżyjecie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz