Chwilę się zastanawiałam. Mój mały ledwo zipiący móżdżek prawie się przygrzał z tego co sobie uświadomiłam.
-Edwardzie? -zawołałam go tak poważnie jak nigdy. Tym samym po raz pierwszy wypowiedziałam jego imię zgodne z upodobaniem.
-Co chcesz? -rzucił przełykając następny kawałek.
-Mówiłeś, że nie masz przyjaciół, bo musiałbyś się o nich martwić. Prawda.
-Prawda, no i co z tego?
Na chwilę umilkłam układając sobie w głowie to co chciałam powiedzieć.
-Martwiłeś się o mnie.
Podniósł łeb.
-Skąd ten wniosek?
-Uratowałeś mi życie.
Powiedziałam krótko, zwięźle i na temat. Popatrzyłam mu w oczy tak szczerze jak nigdy.
<Edziu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz