piątek, 24 kwietnia 2015

Od Skyggen Makt do Rambo

    Jak co poranek, ciemny las spowijała mgła. Otulała drzewa niczym szal, złożony z białej, miękkiej wełny. Promienie słońca nieśmiało przedzierały się przez gałęzie sosen i brzóz, tworząc złote, świetliste smugi na leśnym poszyciu. Niewielkie, wiosenne pierwiosnki i sasanki o kolorze ciemnego fioletu przebijały się przez warstwy igieł, liści i gleby, upiększając bezlistny las. Kurki i gąski, niejadalne, jednak bardzo ozdobne grzyby rosły kępkami wokół korzeni brzóz, tworząc idealne okręgi. Po błękitnym niebie przewijały się chmury, tworząc kształty psów, zwierząt i roślin. Puszyste obłoczki, białe z lekkim różowym odcieniem zwiastowały
dobrą pogodę. Moje łapy bezgłośnie przesuwały się po leśnym poszyciu. Ciekawskim wzrokiem śledziłam ptaki, które zakładały gniazda. Ich małe skrzydła uderzały setki razy na minutę, gdy przemykały pośród drzew, poszukując jadalnych fragmentów czegokolwiek. Jednak teraz, wiosną, w lesie nie uświadczysz nawet najmniejszej, zielonej gąsienicy. Ptaki musiały więc wylatywać na obszerne łąki, by wykarmić swoje liczne potomstwo. Z każdej dziupli, oczywiście odpowiednio dużej, wydobywało się kwilenie małych, głodnych dzióbków, należących do kilku lub kilkunastu małych ptasząt, zwykle sikor lub zięb. Poranne, chłodne powietrze ocieplał śpiew sikor, podobny do ,,ci ci dee", powtarzany po kilka razy. Po zakończonej pieśni sikora wracała po pożywienie, a następnie wracała do swych młodych. Między mymi nogami przemykały myszy polne, małe żuki i skolopendry. Pracowite mrówki ulepszały swe gniazda po mroźnej zimie, która być może niektóre kolonie pozbawiła domów. Schyliłam się, spoglądając z bliska na czerwoną mrówkę, która taszczyła dwa razy większy od niej liść. Uśmiechnęłam się, leciutko popychając mrówkę, by pomóc jej donieść liść. Podniosłam łeb, słysząc szelest poszycia leśnego. Przede mną stał pies. Cofnęłam się, pchnięta myślą, że on może chcieć mi coś zrobić, jednak ten jedynie uśmiechnął się w dosyć przyjazny sposób. Odwzajemniłam uśmiech, patrząc na niego. Był wysoki, miej więcej tej wysokości, co ja. jego ciemna, wilcza sierść połyskiwała w blasku porannego słońca. miał bursztynowe oczy, a jego ufne spojrzenie również przeszywało mnie. Czyżby tak jak ja opisywał sobie wygląd drugiej osoby w głowie?
- Jestem Rambo - odezwał się, a jego głos rozległ się echem, odbijając się od pni drzew - Alfa tej sfory.
- Skyggen Makt - odparłam, co dziwne bez zgryźliwej uwagi - Jedna ze szpiegów.
Rambo skinął głową, na znak powitania.

<Rambo? Rozpisałam się xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz