Podeszłam bliżej na ugiętych łapach. Musiałam wyglądać na jakieś strachadło. Jak czające się kojoty, chcące zabrać kawał zdobyczy sprzed nosa wilków, ale nie mogąc się na to zdobyć. Przystanęłam kilka metrów od niego z pochylonym łbem.
Sessiz. Ciekawe, co to znaczy. I w jakim to jest języku.
Przez chwilę po prostu gapiliśmy się na siebie. Jest niezły. No bo bez kitu, ale wygląda imponująco. Bije od niego pewność siebie, a jego wielkość tylko to podkreśla. Smukła, wyraźnie umięśniona sylwetka jest tym, przez co mam wątpliwości. Nie żebym była przesądna, ale dobermany mają to coś,
- Przyszłaś sobie podziwiać? - odezwał się. Był zniecierpliwiony, zirytowany i podryguje jedną łapą.
Podeszłam bliżej i usiadłam przodem do jego profilu. Kurde, jest ode mnie większy. I to sporo.
Wyciągnęłam szyję by go powąchać. Chcę jak najlepiej zapamiętać jego zapach, głos i sposób poruszania. To takie moje ubezpieczenie na przyszłość.
Patrzył na mnie jak na wariatkę. Zdaję sobie sprawę, że nie każdy - ba, prawie nikt - się tak nie zachowuje. Ale skoro wyrzekli się psich zachowań, nie oznacza to, że ja też muszę.
- E... Miło mi? - rzucił sceptyczne spojrzenie.
Odwzajemniłam.
- Po co tu w ogóle przyszłaś?
Dotknęłam nosem jego boku. Wzdrygnął się, jakby został poparzony. Lekko się uśmiechnęłam.
- No, fajnie. Lubisz sobie pownerwiać ludzi. - zmrużył oczy. - A może podotykać?
Nie no, to już przesada.
Podbiegłam do tafli wody i posłałam mu mokrą zapłatę za swoje słowa. Natychmiast uciekłam wgłąb jeziora. Byłam pewna, że się zemści. Ciekawe tylko z jaką nawiązką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz