-Dobrze, że go zabiłeś. -powiedziałam w końcu.
Nie krył zdziwienia.
-Tak. To co słyszysz. -odpowiedziałam nie czekając aż coś wymamrocze. -Chciał mnie zabić.
-No co ty nie powiesz... -fuknął ironicznie
-Już 3 raz.
Umilknął. Ja również. Wróciłam na posłanie i ponownie się w nim ułożyłam. Było jeszcze ciepłe. Cały czas wodziłam wzrokiem za psem, który mi towarzyszył. Nie, to złe określenie. Psem, który za wszelką cenę chce mnie się pozbyć, a jednak mnie obronił. W końcu zobaczyłam, że zbliża się do mnie.
-Dlaczego chciał cię zabić? -zapytał niepewnie.
-To nie twoja sprawa. Nie powinny interesować cię moje problemy.
-Nalegam. -nie odpuszczał.
Wtedy przełknęłam łzy, które same napływały mi do oczu. Odwróciłam się do ściany.
-Nie twoja sprawa. -odpowiedziałam gorzko i oschle przez zaciśnięte zęby.
Szturchnął mnie lekko w bok łapą.
-Zostaw mnie!- syknęłam
Na chwilę się uciszył, jednak po chwili ponownie zapytał:
-Dlaczego płaczesz?
Nigdy nie płakałam przy kimś. Zawsze uciekałam w najdalszy kąt i tam wylewałam hektolitry łez... Wszytsko przez NIEGO. Nie chciałam zwierzać się obcemu psu, który nawet nie chciał wyjawić mi swojego imienia, ale gdy spojrzał na mnie tak przenikliwie pękłam. Nie mogłam już utrzymać kropel chcących wypłynąć spod powiek. Łkając, mówiłam:
-Dobrze, już dobrze! Powiem ci!
Nie odpowiedział. Czekał. Starałam się uspokoić.
-Miałam 1 rok gdy rodzice próbowali mnie wydać za 5 lat starszego psa - Carola tylko po to, by mogli zgarnąć majątek z jego sfory. Na początku byłam sceptycznie nastawiona, ale po kilku tygodniach przekonałam się do niego. Był miły, szarmancki, czuły i opiekuńczy. Można powiedzieć, że się zakochałam. Świetnie się rozumieliśmy, ale niestety - do czasu. Pewnego dnia poznałam Mirabellę - suczkę, z którą wiele mnie łączyło. Z początku byłyśmy przyjaciółkami. Już wtedy mój przyszły mąż był cholernie zazdrosny. Kiedy zaczęłam spędzać z nią dużo czasu, coś we mnie się ruszyło. Nagle pękła miłość do Carola, a moje serce owinęła sympatia do M. Tak.. To może zabrzmieć dziwnie, ale się w niej zakochałam.
-Naprawdę? - ponownie nie krył zdziwienia. Przekrzywił łeb.
-Daj mi skończyć- wycedziłam.
Spojrzałam na niego srogo i kontynuowałam:
-Gdy tylko Carol się o tym dowiedział stał się potworem. -Gdy to powiedziałam do moich oczu ponownie napłynęły słone krople. -Zaczął się nade mną znęcać. Codziennie mnie bił, nie wypuszczał z jaskini, nierzadko też gwałcił bez skrupułów... Był brutalem bez serca. Nie mogłam tak dalej żyć! Nie mogłam! Słyszysz?! -zaczęłam szlochać.
-Przykro mi... -powiedział cicho. Pewnie myślał, że nie usłyszę.
-Widzisz tę bliznę? -podniosłam przednią łapę, by pokazać mu klatkę piersiową. -To jego sprawka. Wtedy miał akurat gorszy dzień i rozszarpał mi brzuch kłami...
Zapadło milczenie. Ja dalej cicho płakałam. On odszedł w ciszy na swoje legowisko, a ja zostałam sama z moimi myślami.
Wreszcie opadły mi emocje. Myślałam, że ponownie usnę.. Będąc na granicy jawy i snu wstałam i nie wiedzieć czemu przybliżyłam się nieco do psa. Jednak nie na tyle, by mógł coś myśleć.
Chyba dlatego, że pozbawiając życia Carola wykazał się i pokazał swoją odwagę, a tym samym dał mi poczucie bezpieczeństwa. Zawsze myślę, że potrafię się bronić, jestem mocna i ogólnie twarda ze mnie sunia. No niestety... jak się okazuje jestem dupa wołowa. Tylko udaję, że nikt mnie nie pokona. Nie lubię tego w sobie. Chciałabym się zmienić ,ale nie mogę. Jak ja wtedy bym sobie poradziła? Muszę ukrywać swoje prawdziwe oblicze. Eh...
~~~
Następnego ranka wstałam niezbyt wyspana. Bolało mnie wszystko, co boleć nie powinno. Przeciągnęłam się i wstałam. Podeszłam do husky'ego. Szturchnęłam go lekko łapą, by go obudzić. Nie dało to rezultatów.
Musiałam dać mu w twarz. Ocknął się, ale chyba nawet nie poczuł. O dziwo nie był w złym humorze... chyba.
-Wspólne polowanie? -zachęciłam.
<Edward? Ale się rozpisałam ._.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz