Och! W co my się wplątaliśmy! Przecież basior był od nas kilka razy większy, a zresztą my byliśmy ty6lko małymi pieskami udającymi macho.
---
Po chwili -dosłownie kilku sekundach- akcja przyjęła nieoczekiwany zwrot. Dzielna Skyggen dostała mocny, tępy cios w głowę po czy m upadła na zakrwawioną ściółkę. Widziałem jak basior chce się na nią rzucić, ale zanim jednak z pozycji skoku zdążył położyć łapska na jej ciele, wsunąłem się między nich i jednym, zwinnych ruchem chwyciłem za kark nieprzytomną Makt. Mimo ciężaru, jaki mi sprawiała zarzuciłem ją sobie na plecy i pobiegłem w bezpieczne miejsce, by złożyć ją tam i wrócić na krwawe pole bitwy. Tak też zrobiłem. Ukryłem suczkę w wielkim krzaku tarniny i zaraz później sam się w nim schowałem. Wypatrywałem wroga. Zbliżał się wielkimi krokami, tropiąc nas z nosem w ziemi. Gdy był wystarczająco blisko, lekko wysunąłem się do przodu, po czym oddałem długi, zwinny skok wprost na jego kark. Zaczepiłem się o niego kłami -którymi zacząłem trzepać na lewo i prawo- i umieściłem nogi tuż przy jego parkach. Innymi słowy jeździłem na nim. Próbowałem wbić zębiska tak mocno, jak tylko się dało, ale niestety. Przy tak brawurowej posturze zaraz upadłem z niego. Leżąc byłem dobrym obiektem do ataku, ale zanim wilk się zorientował skoczyłem mu wprost do jego gardła, wbijając ostre jak brzytwa kły w miękką skórę i rozdzierając powoli jego tkankę. Wbijając się do tchawicy, pociągnąłem mocno w swoją stronę, by zadać mu jeszcze więcej bólu, za to co zrobił Makt. Należało mu się.
Po chwili odbiegłem, ponieważ moje siły słabły, a dodatkowe pastwienie się nad basiorem jeszcze by mnie bardziej pogrążyło. Postanowiłem pobiec jak najszybciej do Skyggen, by jej pomóc i opatrzyć ją. Wiedziałem, że wilkowi zostało zaledwie kilka chwil życia, bo wykrwawiał się na żywca.
Będąc przy krzewie tarniny rozejrzałem się dookoła, czy aby na pewno nikt się nie zbliża. Na moje szczęście zza horyzontu wychodziło jedynie leniwe słońce i nikt inny więcej.
Wyciągnąłem suczkę z zarośli, po czym delikatnie umieściłem ją na swoich barkach. Wiedziałem, że nie dotrę jeszcze dzisiaj tak słaby do mojej jaskini, ani nawet do groty medyka. Musiałem poszukać szybko jakiegoś schronienia. Na wielgachne szczęście w lesie - zaledwie kilkanaście kroków dalej znajdowała się nora, zapewne wykopana przez borsuka lub coś borsukopodobnego. Nie zastanawiając się dłużej rozkopałem jej wejście, rozrywając przy tym kilka korzeni. Gdy dziura była wystarczająco duża, ponownie chwyciłem Skyggen na swe plecy i będąc już w grocie umieściłem ją delikatnie na skórze, która się tam znajdowała.
Sam położyłem się obok, mimo, że potrzebowałem fachowej pomocy medyka. Faktycznie - moje obrażenia były rozległe i bolesne, ale stwierdziłem, że do jutra zaschną i będzie po problemie. Skygenn miała tylko kilka draśnięć, więc nic nie mogło się jej stać do jutra. Musieliśmy w ciszy przeczekać tę noc, a nazajutrz wyruszyć do Crazy Dogs.
<Skyggen? Uratowałemn :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz