Łapy same poprowadziły mnie trasą, którą przemierzyłem popołudniu. Usiadłem nad brzegiem jeziora, podnosząc łeb ku niebu. Księżyc akurat był w pełni, a jego wielka tarcza odbijała się na spokojnej tafli. Zapatrzyłem się na ciało niebieskie, rozmyślając właściwie o niczym. Głównie pojawiał się wątek znajomych, ale miejscami moje myśli schodziły na tematy takie jak to, że nienawidzę samochodów, czy Wielki Wóz, który znalazłem na nocnym niebie. Usłyszałem skrzypienie piasku. Uśmiechnąłem się pod nosem, a potem spojrzałem na siadającą obok Ansię. Wiedziałem, że to ona. Jak już wcześniej zauważyłem, jej przednia łapa wyglądała nietypowo... widywałem już wcześniej taki deformacje, na przykład kiedy to ja złamałem kość. Zapewne ma wczepione jakieś blaszki, czy inne weterynaryjne duperele. Tak więc tą lewą łapę stawia niemal niezauważalnie inaczej niż resztę, co czyni odgłos jej kroków charakterystycznym. A przynajmniej do takiego doszedłem wniosku. Nie zdziwiłbym się, gdybym tylko ja zauważał takie szczegóły.
-Co pani tu robi? - zapytałem. Dopiero po chwili zorientowałem się, że przecież moja towarzyszka nie mówi. W każdym razie nie w moim towarzystwie i miałem nadzieję, że przy innych też. Wiem, że to trochę samolubne, jednak czułbym się lekko dotknięty faktem, że tylko ze mną nie chce rozmawiać. Popatrzyłem na jej krzywą minę.
-Czyżbym powiedział coś nie tak?
Skinęła łbem, spoglądając na mnie wymownie.
-Przepraszam najmocniej, jeśli panią uraziłem... - nie dokończyłem, widząc kolejny grymas - Mam nie używać jakiegoś słowa?
Ponownie potwierdziła kiwnięciem, wznosząc oczy ku górze w geście zniecierpliwienia. Zmarszczyłem brwi. Co mogło jej nie pasować?
-Pani? - spytałem domyślnie, zadowolony z siebie. Sunia uniosła lekko kąciki pyska, po czym machnęła łbem potakująco.
-Dobrze, Ansiu... A więc co cię tu sprowadza? - zacząłem ponownie.
Suczka wzruszyła łapami,po czym wskazała na mnie łapą. Nie chciałem jej mówić, że nie mogłem spać, bo zabrzmiałoby to doprawdy szczeniacko...
-Nocny spacer - odparłem zamiast tego - Poczułem potrzebę przewietrzenia się.
Wykonałem ten sam gest, jaki ona przed chwilą, przyglądając się powierzchni wody. Dostrzegłem srebrny błysk wśród fal, dlatego zerwałem się i podbiegłem do jeziora. Powoli wszedłem głębiej, aż miałem trudności z dostrzeżeniem kamyków wyściełających dno. Gwałtownie zanurzyłem łeb, a kiedy go podniosłem, w moim pysku miotała się ryba. Wróciłem na miejsce obok Ansii, kładąc zdobycz pod łapami.
-Masz ochotę? - zapytałem grzecznie, jednak ona pokręciła łbem. Zamiast tego również wstała i udała się nad wodę. Po chwili wróciła, trzymając w pysku... kraba. Usiadła, próbując rozgryźć jego pancerz, ale nie na wiele się to zdało. Zaśmiałem się cicho, widząc jej wysiłki.
-Nie tak się to robi - wypatrzyłem pomarańczowożółte szczypce na tle szaro-brązowego w nocnym świetle piasku. Jak najszybciej uderzyłem skorupiakiem o najbliższy kamień, uśmiercając go. Ostatnim razem złapał mnie za nos i doprawdy nie chciałem tego powtarzać. Przy okazji udało mi się również wytworzyć pęknięcie w pancerzu, dzięki czemu mogłem podważyć skorupkę. Zjadłem pyszne, białe mięso, po czym wylizałem pusty szkielecik. Spojrzałem z rozbawieniem na próbująca powtórzyć moje czynności Ansię. Po chwili i jej się udało dostać do wnętrza kraba. Patrzyłem jak pochłania przekąskę.
Ansiu?
Takie trochę o niczym, ale cóż... xd
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz