Leżałam tuż przy wejściu do jaskini. Chcąc nie chcąc słyszałam o czym gaworzą. Podniecony Edawrd na wieść o uzyskaniu stanowiska postanowił pozostać. To dobrze. Choć może nie do końca.. może lepiej by mu się powodziło gdyby odszedł i zostawił mnie w spokoju. Nie chciałam przynosić mu pecha, ale sama nie mogłam puścić go w zapomnienie.
Po chwili rozmowy -gdy ogon Edwarda uspokoił się z nagłego ataku Parkinsona- pies wrócił na miejsce w głębi jaskini. Ja podbiegłam do Rambo, zamieniłam z nim kilka słów i wróciłam. Dałabym łapę uciąć, że pies puścił do mnie oczko. Chciałam już na niego warknąć, ponieważ nigdy nie akceptowałam takich gestów.
Tym razem nie położyłam się na legowisku, ale zawołałam Edwarda:
-Edziu? Zbieramy się.
-Dokąd? - był wyraźnie zaintrygowany
-Dowiesz się za chwilę.
Przytaknął i wstał. Biała suka natychmiast zareagowała:
-Nigdzie nie idziesz! Nie możesz!
Przewrócił oczami.
-Zabronisz mu? -powiedziałam z poirytowaniem.
-Tak! Zabronię! - krzyknęła stawiając się. -Nie może stąd się nawet ruszać! Przecież jest ranny!
-Ranny, ale opatrzony. Edward idziemy. -wydałam rozkaz.
-Ale...!- ponownie zaczął ten białas.
Powoli puszczały mi nerwy. Nie wiedziała, że igra z ogniem.
-Słuchaj! Nie będziesz mi stawiała warunków! OKAY?! -wrzasnęłam.
-Myślisz, że się ciebie boję? Niedoczekanie! - broniła się.
Wtedy już nie wytrzymałam. Irytowały mnie takie pieski...
Skoczyłam jej do gardła. Jednym, płynnym ruchem rozcięłam zębami ostrymi jak brzytwa skórę na jej szyi. Nie tak, aby buchała z niej krew, ale by na chwilę się odwaliła.
Pisnęła przeraźliwie po czym zaczęła nacierać ranę jakimiś pierdołami.
-Edwardzie? - ponownie zawołałam.
-Idę już idę...
Wyszliśmy z jaskini. Dumnym krokiem szłam prowadząc go w pewne miejsce.
-Powiesz mi wreszcie gdzie idziemy?
-Dowiesz się w swoim czasie.
Ponownie przewrócił ślepiami i posłusznie szedł za mną kulejąc na jedną nogę. Szliśmy znienawidzoną przeze mnie Ścieżką Miłości, potem Łąką Wielu Mgieł, aż dotarliśmy na miejsce, o które mi chodziło.
[...] Złącze Pinky i Łąki Wielu Mgieł [...] |
-Już? Zmęczony jestem.. łapa mnie boli...
-Tak to tutaj. Złącze Pinky i Łąki Wielu Mgieł. Widzisz tu coś nadzwyczajnego?
-Nie.. Chyba nie.
-Spójrz. -powiedziałam i pobiegłam w punkt, który był przykryty uginającymi się pod własnym ciężarem konarami, które odstawały z Pinky.
Odsunęłam wielki głaz, kilka gałęzi i stertę liści.
Zaciekawiony Edward podbiegł do mnie i spojrzał w dół. Pod naszymi nogami wykopany był dołek - właściwie wejście, które prowadziło do raju na Ziemi. Spojrzałam na nie. Zaczęłam powoli schodzić w głąb. Zachęciłam do tego Edwarda. Był lekko zszokowany, ale podążył za mną takimi schodami. W końcu zobaczyliśmy korytarz. Poszliśmy w jego głąb.
-No to teraz ci mogę coś powiedzieć. -uśmiechnęłam się.
Nie był w stanie nic z siebie wydusić. Był zachwycony pięknem wnętrza.
-To nora zrobiona kiedyś przez ludzi. Luksusy.
Dalej był niemy. Nie wydusił z siebie nic więc zaczęłam kontynuować:
-To był niegdyś ludzki dom. Kilkanaście lat temu mieszkały tu człowieki. Zostały ich wszystkie rzeczy, bo zniknęli. Sfora się ich pozbyła. O tym miejscu wie tylko Rambo. Teraz my.
Około pół godziny siedzieliśmy w milczeniu. Ja znudzona położyłam się wygodnie na kanapie. Widząc to Edward wreszcie wybudził się z transu i powiedział:
-Dlaczego Rambo powiedział nam o istnieniu tego mieszkania?
-Ponieważ chce, abym tu zamieszkała. A ja nie chcę być sama jak palec.
-To znaczyyy....?
-Tak. O ile będziesz chciał. Jest tu wiele pokoi.
-A dlaczego alfa nie wziął tego miejsca dla siebie? Tylko dał je tobie...
-Jest skromny. Woli zwykłe jaskinie... no i jest jeszcze jeden powód, ale nie mam obowiązku podawać ci go.
-Dobra.. nie denerwuj się.
Popatrzyłam na niego. Wyglądał żałośnie. Był cały poobijany, zakrwawiony. Z jego ran ciągle ciekły stróżki krwi brudzące bandaże. Sierotka Marysia... Ale to było naprawdę słodkie. Poświęcił się dla mnie.Już dwa razy mógł mnie zostawić na pastwę losu, abym zginęła. Nie zrobił tego.
-Rozgość się. -powiedziałam i poszłam do jednego pokoju.
Zaraz wróciłam niosąc w pysku dużą kawał mięsa.
-Rambo powiedział, że będzie dla nas polował. My nie musimy się niczym martwić. -rzekłam- Ale nie o tym chciałam ci powiedzieć.
Kąciki jego pyska podniosły się, ale nie wiedziałam czy mogę nazwać to uśmiechem.
-Zamknij oczy.
Przytaknął.
Wtem skupiłam się. Trzęsłam się jak galaretka, ale pokonałam strach. Dotknęłam delikatnie łapą jego głowy po czym zaczęłam ją przesuwać wzdłuż grzbietu i powiedziałam coś w myślach. Tak jak uczyła mnie babka.
-Otwórz oczy. -wydałam rozkaz
Przytaknął i otworzył je. Spojrzał na swoje rany. Nie było ich. Zniknęły.
<Edward?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz