środa, 22 kwietnia 2015

Od Percivala do Ansii

Szedłem po Wolnym Polu. Lekki trucht stopniowo przeradzał się w szaleńczy bieg, a już po chwili pędziłem przez równinę. Wysoka trawa smagała mnie po brzuchu, kiedy moje łapy uderzały o grunt w równych odstępach. Łup. Łup. Łup. Kocham biegać. Zatrzymałem się gwałtownie, rozpryskując na boki grudki ziemi oraz wyrwane korzonki, kiedy do moich nozdrzy wdarł się zapach zwierzyny. Podniosłem łeb wyżej, strzygąc uszami. Nieopodal rozległ się cichy szelest. Zanim jeszcze ucichł do końca, byłem już w połowie skoku. Zając rzucił się do ucieczki, a ja od razu popędziłem za nim. Dogoniłem go po dosłownie paru sekundach - był to jeszcze młodzik, na dodatek wyraźnie wychudzony. Pewnie został porzucony przez rodziców. Przycisnąłem go łapą do ziemi. Zabijając go, wyświadczę mu właściwie przysługę. Taki niedoświadczony maluch i tak nie przeżyłby długo na łonie natury, prędzej czy później zostałby upolowany przez innego psa, bądź wilka. Zacisnąłem szczęki na jego szyi, usłyszałem trzask łamanych kości. Poszedł kręgosłup. Zdobycz opadła bezwładnie, drgając jeszcze konwulsyjnie w ostatnim geście rozpaczy. Przekręciłem łeb, a wtedy ze zwierzyny już całkowicie uszło życie. Zabrałem się do posiłku, jednak nieduży zając ani trochę nie zaspokoił mojego głodu. Wstałem i ruszyłem przez Pole, tym razem spacerkiem. Ciepłe promienie słoneczne muskały mój grzbiet.
Nagle zawiał silny wiatr, a ja zerwałem się do biegu razem z powiewem. Tuż obok mnie podmuch niósł kilka zielonych liści oraz zapach lilii wodnych... Wciągnąłem głęboko powietrze rozkoszując się wonią wiosny. Zaraz... Skoro czuć lilie wodne, to nieopodal musi być jakieś jezioro, bądź rzeka. W wodzie są ryby, które na pewno będą pożywniejszym posiłkiem od wychudzonego zająca. Ruszyłem za zapachem, trzymając łeb w górze. Z każdym krokiem coraz wyraźniej czułem kwiaty, a w pewnym momencie do moich uszu dobiegł cichy dźwięk fal... Nareszcie.
Tak jak przypuszczałem, było to sporej wielkości jezioro. Podszedłem do tafli i zacząłem pić. Krystaliczna woda sprawiła przyjemną ulgę gardłu. Usiadłem na piasku, który przylepiał się do moich mokrych łap. Rozejrzałem się uważnie dookoła, chłonąc wzrokiem zielony las otaczający zbiornik.
Kawałek dalej na brzegu majaczyła sylwetka psa. Podniosłem się powoli i zrobiłem kilka kroków w jej stronę. Widocznie nieznajomy mnie nie zauważył, bo nadal stał w miejscu. Podbiegłem do obcego, a dopiero po chwili zorientowałem się, że jest to suczka.
-Witaj - zacząłem - Na imię mi Percival Pascal Praiseworthy. Czy zaszczyci mnie pani swoim imieniem?
Uśmiechnąłem się do suni, która najprawdopodobniej była owczarkiem niemieckim, jednak ta milczała. Czyżby niedosłyszała? Odchrząknąłem.
-Przedstawisz się? - zapytałam już nieco mniej pewnie.

< Ansiu? ^3^ Nareszcie napisałam (/^o^) /  >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz