sobota, 21 lutego 2015

Od Zampy - C.D. Lethal'a

Powoli się budziłam. Strasznie łupało mi w głowie. Co rusz mrugałam oczami, przed którymi miałam mroczki. Musiałam jednak szybko się ocucić, gdyż ból w łapie był niewyobrażalny. Z trudem obróciłam się na prawą stronę, by nie obciążać łapy.
- Zampa. - usłyszałam cichy mruk. - Jesteś?
Jak mam nie być? Dopiero po chwili dotarło do mnie, o co komuś chodzi.
- Wstałam. A raczej tylko obudziłam. - szybko się poprawiłam. - Kim jesteś?
- Lethal. - powiedział oschle.
Dopiero po chwili zaczęło mi się wszystko przypominać. Sfora, Lethal, łapanka, schronisko.
- Długo spałaś. - szepnął zza muru. - Mówili, że się nie obudzisz.
Więc było tak źle. Oczywiście. Zły przypadek psa dostał za swoje.
- Ile? - pytam, głos mi drży.
Sekunda. Dwie, trzy. Całe miliony sekund gubią się w ciszy, zanim odpowiada.
- Trzy dni.
Czekam na więcej. Jednak mi nie daje.
W pysku mam pustynię, zapewne jestem odwodniona. Niedługo też rzucę się na jedzenie, jakby miało zbawić świat.
Psy zaczęły szczekać. Znaczyło to, że ktoś wszedł.
- Ocknęła się! - usłyszałam piskliwy głos zanim zobaczyłam człowieka, który go wydał.
Trzy albo cztery osoby wpatrywały się we mnie jak w obrazek. Ruda dziewczyna wsunęła palce przez kraty i gwizdnęła na mnie.
Wstałam tylko po to, żeby położyć się w odległym kącie. Patrzałam na nich z byka.
- Sama nie przyjdzie. To dzikus. - pokręcił głową chłopak. Odryglował zasuwkę i wszedł do klatki. W ręku trzymał smycz.
Kucnął przy mnie, pociągnął za obrożę i zanim się obejrzałam, wywlókł mnie na korytarz. Dusił mnie, więc stawiałam opory, jednak odwodniona i wygłodzona nie miałam żadnych szans.
- Uważaj na nią! - oponowała dziewczyna.
- To nie porcelana.
Spojrzałam z ukosa na klatkę Lethal'a. Obserwował całą tą akcję, wciskając nos w pręty.
Oczywiście ruda widzi wszystko.
- Chyba się znają. - wskazała palcem na psa. - Weźmy też go.
Otworzyła drzwi i już schylała się by przypiąć karabińczyk do jego obroży, ale nie miała szans ze zwinnym Lethal'em. Wyślizgnął się spomiędzy jej nóg i podbiegł do mnie. Z nastawionym ogonem jak radar, wąchał mnie jakby widział dawno zaginioną sukę.
- Zostaw go. - rzucił chłopak trzymający mnie do rudej. Najwyraźniej był w tej grupie przewodnikiem.
Zaprowadzili nas - a raczej tylko mnie - do wielkich, szarych drzwi. Jeden z ludzi pchnął je i mój nos eksplodował. Tyle zapachów!
Jesteśmy na dworze.
Wybiegłam poza szereg. Chciałam poczuć tą wolność. Przemożna chęć pchała moje łapy do przodu. Ale, ale. Ja straciłam dech, a chłopak nawet się nie zachwiał. Smycz. Nienawidzę ich.
Spojrzałam na Lethal'a. Widziałam, że czuje to samo. Nie. On chciał więcej. On dopiero był dziki. Jego łapy przebiegały kilometry, ale nie odstępował mnie na krok.
- Mówiłem ci. - chłopak uśmiechnął się głupkowato do rudej. - Te kundle są zbyt głupie żeby uciec.
Nie zdążyłam odwrócić wzroku i nasze spojrzenia się spotkały. Oczy Lethal'a wołały o pomstę do nieba. Chciał biec. Chciał być daleko stąd. Walczył z tym, walczył z chęcią zostawienia mnie tu. Zacisnęłam na chwilę powieki, dając mu niemy znak, że to rozumiem. Doceniam to. I daję mu możliwość wyboru.
Moja noga powoli stawała się zimna. Aż mokra. Dopiero po chwili zorientowałam się, że na tylnej nodze mam gips. Dlatego nie odczuwałam już wielkiego bólu przy chodzeniu.
- Cholera. - przeklął ktoś. - Trzeba będzie znowu zmienić jej gips!
- Cicho. - mruknęła ruda. - Nie widzisz, jak się cieszy?
Również dopiero teraz zwróciłam uwagę, że nie noszą białych fartuchów. Ale mówią podobnie do ludzi w białym pomieszczeniu.
Nagle Lethal wyrwał się do przodu. Jego ogon dał mi po oczach, i tyle go widziałam.
Z wrażenia chłopak puścił smycz, a wszyscy pobiegli w pogoń za Lethal'em. A ja, osłupiała, patrzyłam jak go łapią.

Lethal?
Trochę dużo a o niczym. Wykorzystaj to! xD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz