Zatrzymałem się i kucnąłem, ledwo dotykając zadem ziemi. Kątem oka spojrzałem na Zampę, która stała oniemiała nadal w tym samym miejscu. Odwróciłem pysk do tyłu, tylko po to, aby ujrzeć ludzi biegnących w moim kierunku. Zbliżali się do mnie. Decyzję podjąłem szybko. Ni to szczeknąłem, ni to warknąłem w stronę suczki, którą tym samym "ocuciłem". Spoglądnęła na mnie, jednak ja już byłem w biegu, umykając ciągle przed ludzkimi rękami. W odpowiedniej odległości, aby mnie nie złapali, ale też, żeby się nie poddali i nie puścili wolno. Co jakiś czas dawałem im nadzieję, zbliżając się nieco do nich, prawie, że pozwalając się złapać i znów uciekałem. Gdy po kilku minutach znów spojrzałem w miejsce, gdzie przed chwilą stała moja znajoma, jej już tam nie było. I dobrze. Teraz mogłem uciec, jednak była pewna przeszkoda. Ledwo trzymałem się na łapach, ta cała gonitwa była wyjątkowo męcząca.
No, cóż. Muszę wytrzymać... Poderwałem się na równe nogi i co sił w łapach popędziłem przed siebie, niezbyt szybkim tempem. Moim atutem była wytrzymałość, ludzie łatwo się męczą, miałem więc przewagę. Po piętnastu minutach zgubiłem moich ścigaczy i padłem w jakimś ukrytym zakątku na ziemię, dysząc ciężko. Po chwili jednak otworzyłem szerzej oczy w zdumieniu, jak to było w moim zwyczaju. Przede mną stała...
- Witam, cię. Widzę, że jednak zrozumiałaś o co mi chodziło - mruknąłem oschłym tonem, bynajmniej nie mając ochoty na rozmowy. Zampa nadal sie we mnie wpatrywała przez kolejne kilka chwil.
- Myślałam, że mnie chciałeś zostawić - odparła wreszcie, badając mnie uważnym wzrokiem
- Ale tego nie zrobiłem - uciąłem, zamykając oczy. Oparłem pysk o łapy i sapnąłem z błogością.
(Zampa?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz