-Gdzie my jesteśmy?-spytał.
-Chyba w piekle-odparłam ledwo żywa.
-Ciekawe gdzie oni nas wiozą...-szepnął pełen obaw.
-''Wiozą''...my jedziemy?-spytałam zaskoczona.
-Czuje lekkie turbulencje,jesteśmy w jakimś aucie czy coś-powiedział rozglądając się wokół siebie.
-No to pięknie-odparłam waląc głową o podłoże.
-Nie panikuj,jakoś stąd wyjdziemy-uśmiechnął się.
-Wiem wiem...ale kiedy?-spytałam patrząc na psa.
-Może jutro,a może nawet dziś!-krzyknął pełen entuzjazmu.
-Obyś miał racje,bo śmierć z głodu to ta najgorsza-zaczęłam dramatyzować.
-Obżartuchu!-krzyknął ze śmiechem.
-Co,ja wcale nie jestem gruba!-krzyknęłam odwracając się do niego plecami*foch forever na pięć minut*.
-A czy ja coś takiego mowie?-spytał śmiejąc się.
-Pff-odparłam z kpiną.
-Księżniczka ma focha,haha no weź-zaśmiał się.
*Pięć minut potem*
Nagle powiał zimny wiatr.
-Brr...zaczęłam trząść się z zimna.
-Chyba zacznie padać-oznajmił zaniepokojony Max.
-Jeszcze deszczu i burzy nam do tego brakowało-odparłam zniechęcona.
Po chwili w auto uderzył piorun.
-Aaaa!-krzyknęłam spanikowana.
-To tylko wyładowania elektryczne-próbował mnie uspokoić.
-Może chcą nas tylko nastraszyć-oznajmiłam zaciekawiona.
-Niby poco?-spytał,
-Sama nie wiem,ludzie to nieprzewidywalne stworzenia-uśmiechnęłam się.
Co chwile słyszeliśmy jak pioruny i błyskawice niosą za sobą zniszczenie.Nagle wielki piorun uderzył w blisko znajdujący się jodłowy gaj.
-Aaaa-krzyknęłam przerażona.
Huk był taki silny ,że nawet kierowca się przestraszył i gwałtownie zahamował ,w skutek czego błyskawicznie ''poleciałam'' na Max'a.Będąc tuż obok psa,przytuliłam się do niego i szepnęłam.
-Kiedy to wszytko się skończy...
<Maxiu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz