niedziela, 22 lutego 2015

Od Maxia CD Mariki

Rozejrzałem się dookoła. Plac wyglądał na używany... używany przez ludzi. W oddali było widać kilka rozstawionych namiotów, palące się ognisko i gromadkę wesoło bawiących się dzieci. Cofnąłem się parę kroków. Mary również to zrobiła. Wkrótce zobaczyłem za nami mały cień. Odwróciłem niechętnie łeb. Zobaczyłem dzieciaka.
-Mamo! Mamo! Pieski! -wołało.
Chciałem udać się w ucieczkę, ale niestety to nie było możliwe. Wcześniej widziane przeze mnie kilkoro małych ludzi otoczyło nas powoli zbliżając się i pochylając.
-Tato! Popatrz, taki sam jak mamy! Toller! -wykrzyknęło jedno.
-A ten drugi jak mały wilczek! -wyrwało się innemu.
Przełknąłem głośno ślinę.
Jedno z kreatur chciało mnie chwycić za skórę i podnieść, choć nie wiem, może chciało mnie wziąć na ręce. Odruchowo ugryzłem w rękę. Dziecko zapiszczało po czym zaczęło głośno płakać. Poleciało do swoich rodziców.  Wskazało ręką nas.
Zaraz przybiegł chłopak, może kilkunastoletni i -chyba- jego ojciec.
Marika podkuliła ogon, a po jej policzku poleciała łza.
-Marek...- szepnęła.
Zdałem sobie sprawę, że ona musiała znać tych ludzi... Ale płakała... więc coś musieli jej zrobić...


<Mary? :o>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz