Nie mogłam uwierzyć.Wszystkie wspomnienia wróciły od tak.Z moich oczu płynęły łzy.Marek stał jak osłupiony.Jego ojciec mnie w ogóle nie rozpoznał.Nagle wszystkie małe dzieci rzuciły się na Max'a z łapami.Zaczęły go miętolić i macać jak pluszaka.Było to zabawne więc łzą towarzyszył lekki śmiech.Nie podobało mu się to ale nie miał wyjścia.Dzieci oblazły go ze wszystkich stron.Jedna dziewczynka wzięła lalkę i włożyły ją do pyska Maxa.Wtedy zaczęłam się jeszcze bardziej śmiać.A na koniec jeden z chłopców wyjął mu lalkę z pyska i włożył tam smoczek,a na głowie założył mu dziecięcy czepek.Max tak się rozzłościł ,że każdego z osobna ugryzł.Dzieciaki z płaczem poleciały do rodziców.A Marek?Zniknął.W pewnej chwili podeszła do nas para nastolatków.Mieli ze sobą chipsy.Zaczęliśmy o nie żulić(z powodzeniem).Para szybko ulęgła i podzieliła się swoim łupem.Chipsy były pyszne.Po skończonym posiłku poszliśmy się porozglądać.Nigdy nie byłam na takim obozowisku.Wszędzie namioty,dzieci i resztki po grillu.Pycha.Ja i Max usiedliśmy pod wierzbą.Po drugie stronie drzewa siedział człowiek z gitarą i grał.Max zaczął nucić jakąś piosenkę...
<Max?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz