-Jeśli chcesz… - powiedziałem obojętnie. Pożegnałem się z
Bronkiem suchym ‘na razie’ (przecież na pewno się jeszcze spotkamy, więc po co
marnować czas na długie wywody?) i ruszyłem przez las. Sode podążyła za mną,
kiwając wilkowi głową.
-Gdzie masz zamiar iść? – spytała.
-Nie wiem, przecież to ty jesteś moim przewodnikiem –
stwierdziłem chłodno.
-Więc może wyjątkowo zdajmy się na los – powiedziała
wzdychając cicho.
Szliśmy dalej w milczeniu, które przerywały tylko odgłosy odżywającej się na wiosnę natury. Co chwila rozbrzmiewał dźwięczny śpiew ptaków,
lub dął delikatny wietrzyk niosący ze sobą tyle zapachów!
Takie myśli były do mnie niepodobne. Co się za mną dzieję? Przypomniałem sobie sytuację z rana. Czyżbym miał rozdwojoną osobowość? Nie,
to raczej nie wchodzi w grę. Przecież „objawy” pojawiają się dopiero od czasu
dołączenia do sfory… Może to odnalezienie Lyddy tak na mnie działa?
Potrząsnąłem łbem i pozbyłem się z głowy natrętnych myśli.
Yuki popatrzyła na mnie ze zdziwieniem, ale widząc moje wzruszenie łapami z
powrotem zajęła się podziwianiem przyrody. Teren powoli zaczynał się wznosić –
znaleźliśmy się w górskim obszarze. Stanąłem na głazie i zaciągnąłem się
rześkim, górskim powietrzem.
-Spójrz na to – wyszeptała Shira.
Odwróciłem się. Husky wpatrywała się z błyszczącymi oczami w
piękny widok na lazurowe jeziorko, ukryte między szczytami przed ludzkim
wzrokiem. To miejsce miało w sobie coś
urzekającego, emanowało aurą spokoju i… wolności? Dziewiczy las skrzył się w
promieniach słońca. Żaden człowiek nie postawił stopy w tej kotlinie, tego
powietrza nie skaziła żadna fabryka.
Podobało mi się to. A zwłaszcza dzikość tego krajobrazu.
Nie była jednak pora na postoje, kiedy do szczytu zostało
nam tak mało. Inne góry były zdecydowanie wyższe od tej, na której się
znajdowaliśmy. Nie spieszyło mi się nigdzie, ale z położonego wyżej punktu
widok byłby jeszcze lepszy. Usiadłem i czekałem, aż Sode skończy podziwiać
jezioro. Po dłuższej chwili spytałem:
-Nie powinniśmy ruszać? Niedługo zacznie się ściemniać.
Beta obróciła się w moją stronę.
-Tak, masz rację – Poszedłem przed siebie nie czekając na
Yuki, która po chwili zrównała się za mną. Znowu szliśmy w ciszy. O dziwo, to
nie było niezręczne milczenie pełne niewypowiedzianych słów. To była przyjemna,
spokojna cisza.
Dotarliśmy na szczyt, gdzie momentalnie uderzył w nas
porywisty wiatr. Podmuch targał moim futrem, zmuszając do przymknięcia
powiek. W tym samym momencie usiedliśmy
na gołej ziemi. Zaskoczyła mnie ta synchronizacja – jeszcze nigdy nikt oprócz Lyddy
nie wykonał żadnego ruchu równocześnie ze mną. Pozwoliłem tej myśli przelecieć
przez mój umysł i zaraz się ulotnić.
-Maneki? – odezwała się Sode. Spojrzałem na suczkę i
dostrzegłem niebieskiego motyla unoszącego się obok niej.
-Zobacz Yuki – powiedziałem cicho wskazując na skrzydlatego
„ktosia”. Husky nie ruszyła głową, tylko odezwała się, jakby wiedziała o małym
owadzie:
Sode? ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz