Byłem wkurzony zachowaniem dzieci. Dalej bolał mnie ciągnięty ogon, a w ustach miałem posmak brudu. Dziwię się, że tak łatwo uległem pieszczotom.. ale to może dlatego, że kiedyś byłem domowym psem?
Z poddenerwowania zacząłem nucić piosenkę, którą uwielbiała moja pani- Jolkę Budki Suflera. Ten człek zaśpiewał wspaniale. Wzruszyłem się. Przypominał mi moją panią, gdy cytowała słowa tej ballady.
Kiedy wybudziłem się z transu spojrzałem na zmieszaną Mary. Była ona myślami przy Marku.
Zobaczyłem go za nią. Nic jej nie mówiłem. Przyglądałem mu się wtedy dłuższą chwilę. Rozpalał ognisko, kolejne ognisko w osadzie. Wkrótce dołączył do niego ojciec, który przyniósł kiełbaski i trochę drewna. Inne dziecko niosło polędwiczki z cielęciny, które potem starannie położono na rąbankach i włożono do ogniska, by upiekły się przesiąkając jodłą.
Oblizałem się.
-Mary, zaczekaj tu na mnie, za chwilę wracam.- oznajmiłem suni.
-Nie ma sprawy, ja pójdę poszukać jakiegoś schronienia, bo robi się ciemno, a w nocy raczej nie wrócimy do CD.
-Ok. -przytaknąłem i zacząłem wypatrywać co robią ludzie.
Wszyscy weszli do namiotu, w którym aż się kotłowało. Jedno z dzieci zasunęło zamek i ucichło. Słychać było jedynie trzask palących się rąbanek i pstrykanie smażącego się mięsa. Znów się oblizałem. W powietrzu unosił się słodki zapach kruchego, soczystego mięsa.
Usłyszałem głośny pisk. Zlekceważyłem to, pomyślałem, że może być to zwierzę leśne. Skupiłem się na mięsie. Zacząłem się czołgać. Skorzystałem z nieuwagi ludzi. Kiedy byłem tak bardzo blisko znów usłyszałem ten pisk. Nie zwróciłem na to uwagi. Chwyciłem w zębiska polędwicę i zwiałem w miejsce bezpieczne- w krzaki. Tam zostawiłem łup i rozejrzałem się za Mariką. Nigdzie jej nie było!
Rozgarnąłem krzaki w których siedziałem. To co zobaczyłem mnie przeraziło... Tam leżała zakrwawiona, brutalnie pobita suczka! MARIKA!
Przestraszyłem się, wiedziałem, że był to ten, który zostawił ją w lesie- ojciec Marka.
-To ten zwyrodnialec ci zrobił?! Taaak?! -zapytałem z krzykiem.
Suczka milczała... była nieprzytomna. Z cudem powstrzymałem łzy i zacząłem tropić tego idiotę. Wiem ,że powinienem ratować mą przyjaciółkę, ale żądza zemsty była większa. W końcu go zobaczyłem. Siedział na wielkim powalonym drzewie mówiąc do siebie:
-Durny pies! Bardzo mu tak dobrze!
Wnerwiłem się i bezmyślnie rzuciłem się na niego! Pies mocno mnie uderzył, ale walczyłem. Mimo bólu w klatce piersiowej gryzłem go i rozszarpywałem powoli jego ciało. Mimo, że jestem mały dałem sobie radę! Przegryzłem mu tchawicę! Po chwili człowiek łapiąc się za gardło umierał w cierpieniach,. Tak jak ten niedźwiedź. Zobaczyłem ,że do ledwie żyjąego człeka zlatują się inni. Uciekłem. Pobiegłem wprost do Mariki. Próbowałem ją ocucić. Udało się. Po chwili zaprowadziłem ją do pierwszej lepszej jaskini. Mimo jej ciężaru uniosłem ją i położyłem na ziemi. Widziałem, że jest wyczerpana.
Wróciłem do truchła. Odgoniłem jego krewnych i rozszarpałem mu brzuch. Ten brutal już nie żył, nie żył z bólu. Wyrwałem płat mięsa i wróciłem do jaskini. Zapomniałem o polędwicy. Właściwie patrzyłem za nią. ale jej nie było. Podsunąłem nosem lepki kawał żarcia dla Mariki. Wiedziałem, że to człowiek, ale to nie nie interesowało. Mięso to mięso.
<Marika? Jestem potworem, ale cię uratowałem... no i się rozpisałam ;_;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz