Suka się trzęsła. Widziałem na jej ciele rany, które mnie przerażały. Sam nie byłbym zdolny do zadania takiego bólu... [Jasne.. ja nie byłbym zdolny... xD]. Szkoda było mi suni, widziałem jak cierpi. Chciałem ją zaatakować i dobić, ale coś mi dało znak. Nie mogłem tego zrobić! Czyżby moje sumienie się odezwało?...
Hope nie mogła się ruszyć. Zamykała oczy. Chyba traciła przytomność. Chciałem ją zostawić na pastwę losu, ale jednak nie zrobiłem tego. Wziąłem ją do swojej jaskini.
Położyłęm jej na moim posłaniu- na posłaniu, na które nie dawałem nawet nikomu patrzeć.
Obejrzałem jej rany. Wyglądały okropnie. Zawołałem medyka. Do jaksini powróciłem z Lydianne Lucy. Nie patrzyła na mnie, choć wiedziała kim jestem. Zabrała się od razu do roboty.
W skupieniu opatrzyła jej bok i powiedziała w reszcie:
-Ciekawie to nie wygląda. Co najmniej miesiąc w domu.
Nic nie odpowiedziałem.
Wkrótce suka wyszła z jaskini. Przechyliłęm łeb i popatrzyłem na leżącą i cierpiącą Hope.
Niedługo później zobnaczyłem, że się przebudza. Było już ciemno więc padłem na ziemię i udawałem, że śpię.
Podniosła łeb i rozejrzała się dookoła. Gdy zauważyłą mnie chciała uciekać. Zatrzymałem ją łapą.
-Stój. Nic ci nie zrobię.- uśmiechnąłem się szczero.
<Hołp? :)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz