Ptysia to zapewne jedna z wiewiórek, które przyniosły tu ten... sprzęt. Po chwili usłyszałam jej cichutki, piskliwy głosik "Do usług!".
- Nie potrzebuję pomocy - powiedziałam i zaczęłam ubierać szelki. Nauczył mnie tego mój dawny przyjaciel, który miał wiele wspólnego z ludźmi. Dał mi też moją cudowną obrożę. - Skąd w ogóle macie to ustrojstwo?
- Mam znajomą papugę - powiedziała cicho i wystraszonym głosem Ptysia. - Udało jej się nakłonić swą panią do jej wykonania Va Opal.
Uśmiechnęłam się delikatnie i mrugnęłam. Nic nie widzę, ale oczy czasem już po prostu pieką. Liro podszedł bliżej mnie i dotknął paska szelek.
- Tu Va Opal jest miejsce na sztylet - powiedział.
- Sztylet?! Jaki znowu sztylet?! - warknęłam. Pies położył po sobie uszy. Tak przynajmniej wyczytałam ze świstu powietrza.
- T-to mój prezent - powiedział Liro. - D-dostałem go od bardzo dobrego złodzieja, specjalnie dla Ciebie Pani. Gdy zabijesz ich alfę w sposób naturalny i odejdziesz szybko znajdą winowajcę.
- A jeśli zginie z narzędzia ludzi oskarżą człowieka... - dokończyłam. - Sprytnie Liro! Jednak nie sadzisz, że członkowie sfory połapią się, że JA mam taki sprzęt?!
- Dlatego po drugiej stronie jest kieszonka - powiedział pies i przeszedł pode mną. Przyłożył łapę do dużego kawałka skóry na mym lewym boku. - Łatwo do niej sięgnąć. Wewnątrz jest sztylet i kilka smakołyków, jakbyś się zgubiła...
- Nie martw się. Znajdę moje tereny i odbiorę je Szalonym Psom! Prowadź do Przepaści Zagubionych. Dalej pójdę już sama.
C.D.N.
Niby chce mi się pisać dalej,
ale wolę w kolejnym opowiadaniu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz