Sode spojrzała na mnie zaskoczona. Zmieszany pośpiesznie
cofnąłem łapę. Co też mi przyszło do głowy? W jednej chwili Maneki-pocieszyciel
znikł, a na jego miejsce wrócił stary, obojętny na uczucia innych. Ten dobrze
znany. Jednak to zdarzenie skłoniło mnie do rozmyślań. Dlaczego akurat Yuki
wywołała czającą się głęboko osobowość? Dotarło do mnie, że nie chcę widzieć
jej smutnej - a już na pewno nie wylewającej łzy w mojej jaskini!
-Wybacz – powiedziałem zimnym tonem – mówiłaś przez sen i …
Nastała cisza.
-Chciałem tylko powiedzieć, że cię rozumiem. Tylko tyle.
-Tym razem ty wybacz, ale jakoś nie potrafię sobie
wyobrazić, jak ktoś, kogo rodzina wciąż żyje może wiedzieć co czuję – suczka
odwróciła się do mnie. Widziałem samotną łzę spływającą po jej poliku. Znowu!
Kolejny raz na wierzch wypłynął Neko-przyjaciel-w-potrzebie i zapragnął
pocieszyć Sode.
Zamiast tego usiadłem obok Husky, pomagając jej samą swoją
obecnością. A przynajmniej tak mi się wydawało, bo co ja, pies bez uczuć,
mogłem wiedzieć o takich sprawach? Ale Maneki-pocieszyciel wiedział… dlatego
przytulił sunię.
-Wiesz… - zacząłem obojętnie – moja rodzina też jest dla
mnie jak martwa… Kiedyś miałem matkę, rodzeństwo… Ojca prawie nie znałem, więc nie spełniał
się za bardzo w obowiązkach rodzicielskich. Ale żadne szczęście nie trwa
wiecznie – moja mama zaczęła traktować nas wyłącznie jako uczestników
nielegalnych psich walk, do których byliśmy razem z Lydianne zmuszani. Jeszcze
gorsze było to, że reszta moich braci i sióstr się na to godziła. Ja i Lyddy
widzieliśmy co się dzieje, dlatego postanowiliśmy uciec. Kilka miesięcy
przeżyliśmy osobno, jednak Bóg łaskawie złączył nasze drogi. Teraz mam tylko
moją kochaną siostrzyczkę…
Nie płakałem. Pogodziłem się ze stratą rodziny, było mi to
obojętne. Jedynymi osobami, które mnie obchodziły były Lydianne, Loreleí… i jak
się okazuje Sode No Shirayuki. Nieczuły Maneki-Neko zwalczył w sobie tego
miękkiego – z powrotem wszystko było normalnie. Odsunąłem się od Bety, bez
słowa wstając. Właśnie opowiedziałem prawie nieznajomej suczce historię mojego
życia - i to jak wylewnie! Czułem się z tą świadomością nieswojo…
-Zamierzam dziś odwiedzić Loreleí – rzuciłem w
stronę Shiry, kierując się do wyjścia. Husky w milczeniu podążyła za mną.
-Nie musisz iść, jeśli nie chcesz.
-Chętnie się przejdę – słysząc odpowiedź suni wzruszyłem tylko ramionami.
Po chwili szliśmy leśną ścieżką. Dookoła panowały masywne, stare, świerki, w mokrej ziemi dało się zauważyć mnóstwo śladów. W tej okolicy żyło naprawdę mnóstwo zwierzyny, jednak większość odcisków należała do wilków. A konkretnie do watahy Loreleí…
Po chwili szliśmy leśną ścieżką. Dookoła panowały masywne, stare, świerki, w mokrej ziemi dało się zauważyć mnóstwo śladów. W tej okolicy żyło naprawdę mnóstwo zwierzyny, jednak większość odcisków należała do wilków. A konkretnie do watahy Loreleí…
Nie mogłem się doczekać spotkania z moją przyjaciółka.
Wadera dotrzymywała mi towarzystwa podczas rozłąki z Lyddy.
Zawyłem przeciągle. W końcu, moim ojcem był wilk, czyż nie?
Jak na zawołanie zbiegła się chyba połowa watahy – dobrze znali to wycie,
podróżowałem z nimi przez kilka miesięcy, a to jeden z podstawowych środków
komunikacji między naszymi krewniakami. Rozglądałem się z nadzieją, jednak Lory
nie było wśród mojej „obstawy”. Przywitałem się z poszczególnymi członkami
stada, po czym wszyscy udaliśmy się do jaskini Alfy.
-Muszę przyznać, że całkiem
nieźle się tu urządziłaś – powiedziałem stając w wejściu do jaskini. Loreleí
obróciła się gwałtownie i rzuciła się na mnie. Zaśmiałem się głośno.
-Tęskniłam – wyszeptała w moje futro, po czym syknęła z bólu
– Wybacz – uśmiechnęła się przepraszająco – rana daje o sobie znać…
Usiedliśmy.
-Widzę, że znalazłeś sobie partnerkę – wyszczerzyła kły,
wskazując na Sode, która przez cały czas nie odstępowała mnie na krok.
Wyglądała na trochę przytłoczoną obecnością tylu przyjaźnie nastawionych
wilków. Na dodatek każdy z nich przyglądał się jej z ciekawością.
-Oh, to jest Sode No Shirayuki, Beta sfory, do której
dołączyłem.
-Miło mi cię poznać Sode No… cośtam, dziewczyno Manekiego – Yuki
skrzywiła się.
-Lora – skarciłem przyjaciółkę. Znałem Loreleí - lubiła się droczyć, jednak najwyraźniej suczce
się to nie podobało.
***
Dwie godziny zleciały nam na swobodnej pogawędce, podczas
której Sode nudziła się niemiłosiernie. Mimo, iż starała się to ukryć, zdradzały
ją ukradkowe spojrzenia rzucane w stronę wyjścia.
Wreszcie wyszliśmy na zewnątrz. Beta z uśmiechem rozprostowała nogi. Dla rozruszania stawów pobiegliśmy przez las, tym razem nie ścieżką, ale przez zarośla. Słońce skryło się już za wzgórzami, temperatura lekko spadła. Zatrzymałem się gwałtownie, widząc przyczajonego w krzakach znajomego wilka. Gestem pokazałem Yuki, żeby była cicho i podszedłem do kumpla. Posłałem mu pytające spojrzenie, a ten wskazał łapą sarnę pasącą się na polanie. Łania miała poranioną nogę – widocznie zdołała uciec z wadliwie działających sideł. Do tego chyba była ciężarna… Podwójna ilość jedzenia. Pomyślałem.
Wreszcie wyszliśmy na zewnątrz. Beta z uśmiechem rozprostowała nogi. Dla rozruszania stawów pobiegliśmy przez las, tym razem nie ścieżką, ale przez zarośla. Słońce skryło się już za wzgórzami, temperatura lekko spadła. Zatrzymałem się gwałtownie, widząc przyczajonego w krzakach znajomego wilka. Gestem pokazałem Yuki, żeby była cicho i podszedłem do kumpla. Posłałem mu pytające spojrzenie, a ten wskazał łapą sarnę pasącą się na polanie. Łania miała poranioną nogę – widocznie zdołała uciec z wadliwie działających sideł. Do tego chyba była ciężarna… Podwójna ilość jedzenia. Pomyślałem.
-Raz… - zaczął odliczać basior – dwa… trzy!
Równocześnie wystartowaliśmy na zdezorientowaną sarnę. Takie
polowania były rutyną w każdej watasze, a ja, bądź co bądź, uczestniczyłem w
niejednym. Poszło szybko – ofiara padła już po pierwszym uderzeniu. Wilk przegryzł
tchawicę zdobyczy. Obejrzałem się na stojącą z boku Shirayuki.
-Smacznego Sode – zaprosiłem suczkę do posiłku.
Sode?
Się rozpisałam :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz