Idąc przed siebie myślałem wiele o tym dlaczego Katja mogła "uciec" z jaskini.
W końcu doszedłem nad strumyk. Rozejrzałem się, ale w jego pobliżu nie było żadnego psa. Postanowiłem się wsłuchać w odgłosy. Dało się słyszeć tylko ciche skomlenie. Zacząłem iść w stronę tego skomlenia.
Ukazał mi się widok, którego nie chciałbym widzieć. Teraz już wiedziałem gdzie jest Katja. Leżała przede mną, a jej łapa była w sidłach zostawionych tutaj przez myśliwych. Podszedłem do niej. Popatrzyła na mnie. W jej oczach były łzy
- Katja... Co ty tutaj robisz? - spytałem kładąc się na przeciwko suki.
- Chciałam... - nie dokończyła, bo podszedłem do jej łapy. Sączyła się z niej krew. Pokiwałem głową. Próbowałem otworzyć sidła tak, by sam w nich nie skończyć. Po chwili łapa suczki nie znajdowała się w sidłach.
- Dziękuję. - rzekła cicho.Wziąłem ją na mój grzbiet. Mówiła mi, że jej brat jest jakimś tam medykiem. Nie pamiętam jakim dokładnie, ale medyk to medyk. Niezależnie w jakim rodzaju. Suczka trzymała się mocno mojego grzbietu, a ja zacząłem pędzić do jaskini jej ojca, bo powiedziała, że Valentino dalej z nim mieszka.
W jaskini zastaliśmy tylko jej brata. Położyłem suczkę w legowisku i podszedłem do psa.
- Co jej się stało? - spytał przerażony.
- Dokładnie nie wiem. Widziałem tylko, że miała łapę w sidłach. - rzekłem. Nie toczyliśmy długiej rozmowy. Pies od razu zabrał się za opatrywanie swojej siostry.
PÓŹNIEJ
- Na co tak patrzysz? - spytała wstając. Podeszła do mnie utykając.
- Wypatruję mojego znajomego. Leona. - rzekłem.
- Tego kota? Nie przepadam za nimi. - powiedziała. Patrzyłem w dal. Można powiedzieć, że już na zachodzące słońce. Nagle coś otarło się o moją łapę. To był on. Katja odskoczyła na bok. Wróciła do legowiska.
- Leon? - spytałem cicho.
- Nie... Nawiedził cię inny rudy kot o imieniu Leon. - zaśmiał się kot. Uśmiechnąłem się. Kot położył się w mojej jaskini i przyglądał mi się z zaciekawieniem.
Katja? Wiem, że boisz się kotów :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz