Tata zatrzymał się w wejściu. Odwrócił się do nas i oznajmił głośno:
- Dobierzcie się w pary i nie zgubcie mi się - oznajmił tata. - Jedną parę biorę ja, a drugą Niita.
Już chciałam złapać Kat, ale dorwał ją Valentino. Co? Czyli jestem z C.A.? Nie! Spojrzałam na siostrę, która z szerokim uśmiechem podeszła do mnie. Merdała ogonem i oznajmiła:
- Chyba jesteśmy razem Su?
- Jesteśmy razem, ale osobno! - warknęłam na nią i niechętnie ustawiłam się obok siostry.
Dzięki narzekaniom Valentina bliźniaki poszły z mamą, a my z tatą. Tak powstały dwie grupy.
Świat był piękny! To nie była już nasza jaskinia, a zupełnie inna rzeczywistość! Wszędzie wokoło tyle kolorów i zapachów, tyle dźwięków i smaków! Pierwsze co mnie zaciekawiło to takie mleko spadające z nieba. Jednak to nie było mleko. Nie było białe jak to mamy. Nie miało żadnej barwy! Ostrożnie się do tego zbliżyłam i polizałam.
- Bleh! - krzyknęłam wypluwając ciecz. Tata się zaśmiał.
- To dziewczęta jest woda - oznajmił. - Gdy urośniecie będzie dla was takim mlekiem...
- Nie uwierzę, że takie coś może być jak mleko! - prychnęłam.
- Bo to nie jest mleko, ale w przyszłości wam zasmakuje.
Cariclo Arganthone podeszła do tej "wody" i też spróbowała.
- Dziwna jest - powiedziała. - I spada z nieba!
Tata znów się zaśmiał. Mama i bliźniaki odeszli kawałek dalej. My ruszyliśmy w innym kierunku. Schodziliśmy jakby w dół ciągle przy wodzie. Starałam się iść jak najdalej od C.A. i taty, no i tej wody... Jednak ojciec ciągle przywoływał mnie do siebie i skrzykiwał.
Łapy już mnie bolały gdy tato zabrał nas na jakieś miejsce wolne od takich wysokich, jak to nazwał drzew. Powiedział, że to Polana Piknikowa i pozwolił nam ją obwąchać.
- Tego miejsca macie unikać - powiedział. - Zapach, którego tu pełno to zapach ludzi, a oni są niebezpieczni. Unikajcie ich. Idziemy.
Tata się odwrócił, a my ruszyłyśmy za nim. Nagle coś przykuło ma uwagę. Na "roślinie" zwanej "trawa" leżało coś co lśniło jak słońce. Podeszłam i zobaczyłam to.
"Podeszłam i zobaczyłam to..." |
- Tato! Tato! Co to jest? - spytałam ojca pokazując mu dziwny przedmiot.
- To jest chyba wisiorek - powiedział tata. - Jest wytworem ludzi, pewnie ktoś go zgubił... Weź jeśli chcesz.
- Mogę? - spytałam podekscytowana.
- Tak. Znalazłaś to, nikt tego nie pilnował... Jest zatem twoje. Weź - powtórzył, a ja chwyciłam w pysk "wisiorek".
Tata przyglądał się przedmiotowi niesionemu przeze mnie. Nagle mi go wyrwał i przełożył przez głowę. Przedmiot wisiał mi na szyi.
- Teraz lepiej - powiedział i polizał mnie po głowie. - Wracajmy do domu. Mama pewnie już wróciła.
Przyglądałam się dziwnej błyskotce na mojej szyi. Była piękna, cudowna. Mój skarb! A co w tym najlepsze? To, że ani C.A., ani Kat, ani nawet Valentino takiego nie mają. Mój skarb...
Tata miał rację. Mama i bliźniaki już wrócili. Katja wybiegła mi na powitanie.
<Katja?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz