Zaśmiałam się radośnie i rzuciłam kolejną zbita kupą śniegu, którą trudno określić śnieżką, w psa. Jednak nie trafiłam, bo Arthur zdążył sie przemieścić i wykorzystać moją nieuwagę. Dostałam śniegiem prosto w pysku. Parsknęłam, wypluwając wodę z pyska i ruszyłam biegiem do towarzysza. Wpadłam na niego i przewróciłam. Szybko wstałam i podczas gdy on zbierał się z ziemi, zaskoczyłam go szybkim atakiem śnieżek.
- Wygrałam! - wystawiłam mu język
- Czyżby? - w jego oczach błysnęła iskierka triumfu, która jednak szybko znikła.
Nie zdążyłam zareagować. Szybko wstał i lekko mnie popchnął, to jednak wystarczyło bym się wywróciła prosto na ogromną górę śniegu. Zaśmiał się.
- Dobra, dobra! Wygrałeś... - zawołałam
Teraz spróbowałam wstać, jednak zapadłam się tak głęboko, że potrzebna była mi pomoc. Spojrzałam na Arthura błagalnym spojrzenie. Przekrzywił pysk na lewo, udając, że nie widzi jak go proszę.
- Proszę! - zawołałam, ledwo ukrywając uśmiech
(Arthur?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz